kelkeszos kelkeszos
1664
BLOG

Po co światu pandemia, czyli kiedy skończy się kryzys?

kelkeszos kelkeszos Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 57

Nie będę Państwa trzymał w napięciu. Na tytułowe pytanie ( postawione tak śmiało, choćby z największym bólem rozwiązać by należało ) - odpowiedź brzmi: Nigdy! Mam co do tego absolutną pewność opartą na długoletnim doświadczeniu i niezłej znajomości kultury polskiej wraz ze współtowarzyszącymi i przenikającymi do niej kulturami nacji zamieszkujących Rzeczpospolitą.

Nie sądzę aby istniał na świecie jakikolwiek Żyd nie mający krewnych lub powinowatych pochodzących z Polski i nam Polakom ta długa tradycja sąsiedztwa z tą handlową nacją dała kilka niebanalnych obserwacji na temat świata ekonomii, trwale zapisanych w kodzie kulturowym. Współzawodnictwo na polu gospodarczym wykształciło cała gamę różnych postaw i specyficznych typów, ze słynnym "nie masz cwaniaka nad Warszawiaka" włącznie. 

Bywało różnie. Zdaje się, że realnie to charakterystyczne dla Stolicy zjawisko wykształciło się w złotych czasach Królestwa Polskiego po Kongresie Wiedeńskim, gdy z jednej strony żołnierze słynnego 4 Pułku Piechoty Liniowej, rekrutujący się z warszawskich łazików i urwisów byli utrapieniem żydowskich ( i nie tylko ) kupców, a o ich sprawności świadczy najlepiej, że w czasie słynnych manewrów na Powązkach ukradli Wielkiemu Księciu Konstantemu niezwykle kosztowną sobolową szubę. Uszło im to płazem, bo to ulubieńcy naczelnego wodza, który widząc ich późniejszą walkę o Olszynkę Grochowską krzyczał do swoich rosyjskich sztabowców: patrzcie jak walczą moi chłopcy!

Z drugiej strony - wileński Żyd Newachowicz, wykupiwszy od Księcia Druckiego - Lubeckiego wszystkie monopole, gnębił Warszawę uciskiem fiskalnym, a dysponując własną formą "policji" prześladował żydowskich głównie przemytników, jak zaświadcza nieuprzedzony przecież Szymon Askenazy - każąc schwytanym jeść wieprzowinę. W walce z Newachowiczem zrodziła się mafia z Nalewek, świetnie zorganizowana i wpływowa, której tradycja przetrwała w Nowym Jorku. 

Nalewki, które autor pierwszej polskiej powieści kryminalnej - Henryk Nagiel, określał mianem kieszeni Warszawy, to bardzo wpływowa ulica, niestety nieistniejąca. Świetny choć zapomniany pisarz - August Wilkoński, w ciężkich czasach paskiewiczowskich próbujący w Stolicy prowadzić działalność wydawniczą opisuje swoje zmagania z udzielającym mu kredytów panem Magenfish z Nalewek właśnie. Gdy ów zbyt natarczywie domagał się zwrotu długu, wysyłając do redakcji różnych hałaśliwych obdartusów, Wilkoński sprawdzał w nekrologach, czy nie umarł ktoś znaczny, a gdy trafiała się taka gratka, maszerował w czasie pogrzebu w pierwszym rzędzie za trumną. Magenfish , dla którego obserwowanie idących Nalewkami w stronę Powązek pogrzebów było nie lada rozrywką, widząc Wilkońskiego w takim towarzystwie, podejrzewał, że zmarły bogacz jest jego bliskim krewnym i na jakiś czas dawał spokój, licząc na objęcie spadku przez dłużnika. Gdy te miraże się rozwiewały, w dzień imienin Augusta, tuż przed wydawanym przyjęciem, potrafił zablokować drzwi gospodarza, przyprowadzając liczną rodzinę, w tym płaczące dzieci i rozsadzając ją na schodach. I na to Wilkoński znalazł sposób, bo wystarczyło za parę groszy przekupić kilku wyrostków, którzy wybiegali na ulicę krzycząc: "gore na Nalewkach".

Nic dziwnego, że w atmosferze tak przez dziesięciolecia kształtowanej, wybitny polski poeta żydowskiego pochodzenia, po kilku głębszych uważający się za Hiszpana, autor kilku wiekopomnych wierszy, jak "Lokomotywa", czy "Bal w operze" - Julian Tuwim, bo o nim oczywiście mowa, stworzył najgenialniejszy skrypt do ekonomii politycznej, a mianowicie skecz "Mistyka finansów". Zakładam, że wszyscy znają, choć jednak trzeba przypomnieć istotę zagadnienia. Do niesolidnego dłużnika przychodzi wierzyciel z żądaniem zapłaty. Dłużnik obiecuje zwrócić pożyczkę, gdy tylko tą  samą kwotę odda mu A.. Jak się jednak dowiadujemy, A. nie może oddać, bo winien mu jest B., temu zaś C., nie spłacony przez D.. D. zaś nie może spłacić C., ponieważ jest niezaspokojonym wierzycielem E., czyli tego co to właśnie przyszedł do swojego dłużnika, po kwotę, którą jak się okazuje wszyscy są wszystkim winni i nikt jej nie ma.

Przy okazji dowiadujemy się, że  ( podaję przykładowo ) 1.000 złotych to jest suma, którą można zwrócić. Jak ktoś jest bardzo lekkomyślny i nie szanuje swojej rodziny, to może nawet oddać 2.000 złotych. Ale 10.000 złotych może oddać tylko skończony idiota. Na koniec następuje transpozycja sytuacji indywidualnej na pieniężny obrót międzynarodowy.

Jak widzimy tak plastycznie przedstawiona sytuacja w zupełności oddaje istotę współczesnego systemu gospodarczego. Wszyscy wszystkim są winni, a pieniędzy nikt nie ma. W tej sytuacji kryzys jest permanentny i jednocześnie nie ma go wcale, w zależności od tego jak spojrzymy na sytuację, bo możemy się przedstawiać jako poważny wierzyciel, zamilczając równoległy fakt bycia równie poważnym dłużnikiem. Oczywiście możemy też czynić na odwrót, co w określonych sytuacjach jest strategią dużo lepszą.

Zdaje się jednak , że od czasu Tuwima świat sparszywiał i o ile kiedyś niesolidny dłużnik powoływał się na prawdziwą okoliczność, że nie ma, bo mu nie oddano, o tyle teraz wszyscy nie chcący oddawać długów, zebrali się w "Międzynarodówkę" i mówią - nie mamy i nie będziemy mieć, bo pandemia. W związku z tym, podobnie jak w tuwimowym skeczu, utrata płynności ma charakter stałego i nierozwiązywalnego problemu.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (57)

Inne tematy w dziale Rozmaitości