Tytułowy kościół to chyba jedyny w Warszawie dar wotywny dla konkretnego człowieka. 12 listopada 1815r. Car Aleksander I Romanow wjechał tryumfalnie do Warszawy, stając na czele wskrzeszonego z jego osobistej inicjatywy Królestwa Polskiego, któremu 27 listopada nadał uroczyście konstytucję. Miasto chciało uhonorować monarchę bramą tryumfalną, ten jednak zażyczył sobie, aby zgromadzone fundusze przeznaczyć na budowę kościoła. Kamień węgielny położono 15 czerwca 1818 r. ( zrobił to własnoręcznie namiestnik Józef Zajączek ). 18 czerwca 1826r. gotowy obiekt poświęcił Prymas Wojciech Skarszewski. Pierwszym proboszczem został słynny ksiądz Jakub Falkowski, twórca Instytutu Głuchoniemych. Ten sam rok 1826 widział w Warszawie jeszcze jedną niezwykłą uroczystość - w dniach 7, 9 , 10, 11 , 12 , 13 , 19 i 23 kwietnia urządzono w Stolicy obchód żałobny na cześć zmarłego w grudniu 1825 Aleksandra I. Msze, procesje, marsze, mowy zgromadziły tysiące uczestników, szczerze opłakujących Króla Polski.
Powstanie Królestwa Polskiego , w wyniku ustaleń Kongresu Wiedeńskiego, to kto wie czy nie najbardziej niezwykłe wydarzenie w naszej historii. Jedyne polityczne zwycięstwo, będące efektem monstrualnej militarnej klęski. Moim zdaniem nikt do tej pory przekonująco nie wyjaśnił jakie cele przyświecały Aleksandrowi, który wbrew sojusznikom, a co najważniejsze wbrew Rosjanom, doprowadził do restytucji Polski.
Mało znamy nasze dzieje porozbiorowe, wiemy o trzech zaborach i dominującej roli Rosji w zniszczeniu Rzeczpospolitej i utrzymywaniu jej w niebycie przez 123 lata. Umyka nam istnienie Królestwa Polskiego, z własnym monarchą, najliberalniejszą w Europie konstytucją, parlamentem, bankiem narodowym, uniwersytetem, rządem, administracją, wojskiem. Ten byt, zduszony w wyniku klęski militarnej powstania listopadowego, nie da się przecenić w zasługach dla przetrwania narodu i odbudowy państwa. Gdy ktoś rodził się we wrześniu 1831r., gdy wojska Mikołaja I wkraczały do opuszczonej Warszawy, miał szansę doczekać wolnej Polski.
Polacy czuli wagę czynu Aleksandra, byli mu szczerze zobowiązani, bo gdy w grudniu 1812r. najnędzniejsze resztki "Wielkiej Armii" dotarły do Stolicy, nikt na nic nie liczył. Spodziewano się powrotu do stanu po trzecim rozbiorze.
Królestwo nie było bytem samodzielnym, choć jednoznacznie od Rosji oddzielonym. Łączyła te dwa organizmy osoba monarchy, zapis w konstytucji o nierozerwalności związku i zakaz prowadzenia samodzielnej polityki zagranicznej. Nie uważamy tej formy polskiej państwowości za "niepodległą", choć w tym momencie chciałoby się postawić pytanie, czym niepodległość jest i jakie są jej niezbywalne atrybuty?
Znając nieźle dzieje owej wykpiwanej "Kongresówki", z bogatym życiem politycznym, społecznym i kulturalnym, eksplozją gospodarczą i wsparciem wszelkich nauk, zastanawiam się, przy zachowaniu oczywiście proporcji historycznych, czy ten polityczny byt, którego życie przerwała "noc listopadowa", był w istocie czymś gorszym niż nasze obecne realia?
Zdemonizowany do przesady Wielki Książę Konstanty był posłem na sejm z Pragi, brał udział w obradach, składał interpelacje w imieniu mieszkańców, a swojego dawnego petersburskiego przyjaciela, który pochwalił się nieopatrznie uczestnictwem w szturmie Pragi w 1794r., przepędził i zerwał z nim wszelkie kontakty. Czy jakikolwiek okręg wyborczy ma teraz takich reprezentantów?
Konstytucja Królestwa Polskiego zapewniała wolność osobistą wszystkim obywatelom ( poddaństwo zostało zresztą zniesione już przez konstytucję Księstwa Warszawskiego ) i zerwała z zasadą przynależności stanowej w zakresie praw wyborczych i możliwości pełnienia urzędów ( zastrzegam, że tu chodzi o pewien konieczny skrót myślowy, ale jednak ). Nikomu nie przyszłoby do głowy, aby ponad tą konstytucję stawiać jakieś międzynarodowe umowy, czy pozwolić komukolwiek na mieszanie się w wewnętrzne sprawy Królestwa. Pamiętajmy bowiem, że nawet Mikołaj I, jeśli konstytucję łamał, to występował jako Król Polski, a nie car.
A jednak nie uznajemy państwowości w latach 1815r. - 1831r., nie traktujemy jej jako formy niezależnego narodowego bytu. Nie spełniała oczekiwań współczesnych i dlatego upadła w wyniku zewnętrznych i wewnętrznych intryg, a kto wie czy nie prowokacji, bo losy Piotra Wysockiego są zadziwiające jak na człowieka, który zamachnął się na życie Konstantego i wywołał tych rozmiarów rewolucję.
Z roku na rok godzimy się na ograniczanie naszych swobód. Zewnętrzne i wewnętrzne. Samodzielność naszego parlamentu jest coraz bardziej wątpliwa. W zakresie prawodawstwa musimy się podporządkowywać woli zewnętrznych ośrodków, nie posiadających demokratycznego mandatu. Obce potencje ingerują w nasz system sądowniczy i wymiar sprawiedliwości.
Posiadamy wszystkie zewnętrzne atrybuty niepodległego państwa, podobnie jak owo Królestwo. Mamy granice strzeżone przez własnych celników i armię. Mamy język urzędowy, walutę, parlament, głowę państwa, szkoły z narodowym językiem wykładowym. Tamten byt był sfederowany z Rosją, my też jesteśmy sfederowani. Tamten nie mógł prowadzić samodzielnej polityki zagranicznej, ale my tez nie możemy.
Czy zatem rzeczywiście jesteśmy państwem niepodległym, czy tylko posiadającym zewnętrzne atrybuty niepodległości. I najważniejsze, czy za pokolenie, czy dwa, komuś na tej suwerenności będzie jeszcze zależeć.
Inne tematy w dziale Kultura