PHK1 PHK1
368
BLOG

Waluta EURO w 2012r. dlaczego NIE

PHK1 PHK1 Polityka Obserwuj notkę 2

 Wszyscy jesteśmy ekspertami od wprowadzenia lub nie waluty EURO w 2012;-)

Podział na zwolenników i przeciwników przebiega wg reguł pro lub anty europejskosci, albo jesteś za Kaczyńskim , albo za Tuskiem.

Myslę ,ze Kaczyński cos przeczytał na ten temat , bo zabiegany za piłką i robieniem koreczków Tusk nie ma takiej  potrzeby , bo on wie najlepiej.

Prawie nie ma tekstów naukowców, które przekonałyby racjonalnie, dlaczego warto być lub nie, a szczególnie kiedy ?

Jednym z takich rodzynków jest tekst w rp. 

http://www.rp.pl/artykul/84416,240723.html

ale ja siegam do orginału z  Miedzynarodowego Przegladu Politycznego i wklejam go jako ważny głos w dyskusji, ze nie warto sie spieszyć.

http://www.mpp.org.pl/23/23_1.html

Euro po dziesięciu latach

Prawie 10 lat istnienia Europejskiej Unii Walutowej (EUW) pozwala na wyciągnięcie pierwszych wniosków co do efektywności tego przedsięwzięcia. Niestety, są one raczej zbliżone do pesymistycznych przewidywań gigantów myśli ekonomicznej formatu Jamesa Tobina (1998) i Miltona Friedmana (Wall Street Journal 1997), niż do oczekiwań autorów Strategii Lizbońskiej. Fakt ten doskonale obrazuje Tabela 1, przedstawiająca poziom życia we wszystkich krajach Unii, które nie przystąpiły do EUW (Danii, Szwecji i W. Brytanii), przeciętnego poziomu życia wśród tych które to uczyniły (Euro 12) i kilku większych państw spośród tej ostatniej grupy. Z tabeli tej bezspornie wynika, że więksi członkowie EUW stracili na integracji. Szczególnie zwraca uwagę odwrócenie losów W. Brytanii i Niemiec, oraz wręcz katastrofalny spadek poziomu zamożności Włochów (z 21,4% powyżej do 1,5% poniżej średniej UE).


Różnica w stopie życiowej jest obiciem rozdźwięku pomiędzy tempem wzrostu gospodarczego w tych krajach i fakt ten ma także swe odzwierciedlenie w odmiennych poziomach bezrobocia. Wykres 1 pokazuje, że w momencie, w którym podejmowano pierwsze kroki mające na celu wcielenie w życie EUW, Niemcy cieszyły się niższą stopą bezrobocia niż Szwecja i W. Brytania, podczas gdy obecnie sprawy mają się diametralnie odmiennie. Wypada tu także dodać, że na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat także w USA poziom bezrobocia utrzymywał się na dużo niższym poziomie niż w Strefie-euro.
 

Jest zjawiskiem nadzwyczaj niepokojącym, że długookresowe prognozy w żadnym przypadku nie wskazują na odwrócenie się tego niekorzystnego trendu, co obrazuje Tabela 2. Według szacunków OECD (2005), najbliższe dekady będą charakteryzować się nieustannym spadkiem ekonomicznego znaczenia Strefy-euro w stosunku do innych państw rozwiniętych (nie mówiąc już o tak dynamicznie rozwijających się krajach jak Chiny i India). Skutkiem powyższego, w roku 2030 przeciętny dochód na głowę mieszkańca (liczony według siły nabywczej) w Strefie-euro będzie niewiele wyższy niż połowa tego czym będą cieszyć się Amerykanie, podczas gdy w tej chwili jest on niższy tylko o ok. 30%. Biorąc pod uwagę, że na początku lat 1990-tych Europejczyka dzieliło od Amerykana zaledwie kilkanaście procent, staje się oczywiste, iż unia walutowa doprowadziła do zupełnie odmiennych skutków od tych jakie były oczekiwane w chwili zawierania Traktatu z Maastricht i przyjmowania Strategii Lizbońskiej.

 
Dla niejednego Europejczyka, nie tylko nad Wisłą, powyższe dane muszą stanowić spore zaskoczenie, ponieważ przeciętnemu obywatelowi przyjęcie wspólnej waluty jawi się jako krok niezwykle ułatwiający życie, w szczególności podróże. Dokładnie tego typu argument pojawił się na pierwszym miejscu w dokumencie opublikowanym w 1990 r. przez Komisję Europejską (Commission of the European Communities 1990) stanowiącym podstawę Traktatu z Maastricht. Wyliczono tam, że podróż dookoła Europy połączona z wymianą gotówki prowadzi do straty wynoszącej 47%. Co prawda Komisja dodaje dalej, że inne metody finansowania podróży zagranicznych (karty kredytowe, czeki podróżne) przynoszą straty wynoszące 1-2,5%, niemniej pierwsze wrażenie jest oczywiste – przyjęcie wspólnej waluty to bezsprzeczna korzyść dla Unii. Niestety, rzeczywiste straty związane z wymianą waluty przez turystów nie są decydującym czynnikiem w obliczaniu kosztów i pożytków z posiadania wspólnej waluty. 

Podstawą do oceny tego czy EUW sprawdzi się pod względem ekonomicznym winien był być test oparty na teorii optymalnego obszaru walutowego (OOW) – teorii wypracowanej jeszcze w latach 1960-tych (Mundell 1961, McKinnon 1963,

Kenen 1969). Niestety, wspomniany powyżej raport KE uznał tę teorię za „ograniczoną” i „przestarzałą”, w związku z czym kompletnie pominął ją w analizie ekonomicznej przydatności EUW. Natomiast badania przeprowadzone przez ekonomistów (np. Eichengreen 1992, Artis, Kohler i Mélitz 1998) wykazały, że tylko Niemcy, Austria, BeNeLuks i Francja (tzw. „rdzeń”) spełniają kryteria konieczne do przyjęcia wspólnej waluty. Owszem, kraje Unii są powiązane bardzo rozwiniętymi stosunkami handlowymi (i z tego punktu widzenia stanowią OOW), ale nie spełniają innego podstawowego, a koniecznego warunku – ich cykle koniunkturalne nie są wystarczająco dobrze zsynchronizowane i w związku z powyższym gospodarki te są podatne na „asymetryczne” wstrząsy.

 Wstrząsy asymetryczne


 Klasycznym przykładem takiego zjawiska jest gwałtowna podwyżka cen ropy naftowej. Taki wstrząs zupełnie odmiennie wpływa na Wielką Brytanię (dużego jej producenta i eksportera), inaczej na Niemcy (wielkiego importera tego surowca, który jest jednocześnie wielkim eksporterem towarów przetworzonych), a jeszcze zupełnie inaczej na państwo nie należące do żadnej z powyższych kategorii (np. Portugalię). W takiej sytuacji posiadanie własnej waluty i własnego banku centralnego pozwala na użycie kursu walutowego i polityki pieniężnej do zwalczenia potencjalnych ujemnych skutków takiego wstrząsu.

  Pozostając przy naszym przykładzie, kurs funta brytyjskiego przypuszczalnie uległby zwyżce, kurs marki niemieckiej pewnej zniżce, natomiast kurs portugalskiego escudo daleko idącej deprecjacji. Gdyby zmiany kursu walutowego nie przyniosły pożądanych skutków (wzrost aktywności gospodarczej i spadek bezrobocia), szczególnie w państwie słabszym ekonomicznie, miałoby ono jeszcze w odwodzie obniżkę stopy procentowej (ekspansywna polityka pieniężna), a nawet zwiększenie wydatków państwa (i płynący stąd wzrost deficytu budżetowego).

  Natomiast wspólna waluta, wspólny bank centralny i klauzule Paktu na rzecz Stabilności i Rozwoju (PSR) utrudniają, lub wręcz wykluczają podjęcie tego typu akcji obronnych. Stąd też w wyniku asymetrycznych wstrząsów, niektórzy członkowie Strefy-euro mogą cierpieć na przewlekłe okresy stagnacji i wysokiego bezrobocia (np. Portugalia, Włochy), podczas gdy inni doświadczają inflacji i przegrzanej koniunktury (np. Irlandia). Europejski Bank Centralny (EBC) nie jest w stanie (nawet gdyby chciał) ratować sytuacji w Portugalii i Włoszech (poprzez obniżkę stopy procentowej) bez zwiększania presji inflacyjnej w Irlandii i na odwrót, nie jest w stanie „schładzać” przegrzanej gospodarki Irlandii (przez podwyżkę stopy procentowej) bez pogarszania sytuacji we Włoszech i Portugalii. Ponieważ wszystkie te państwa posiadają tę samą jednostkę pieniężną, niemożliwe jest także najprostsze rozwiązanie – dewaluacja walut Portugalii i Włoch.

  Ekonomiści nie mają wątpliwości co do tego, że w ramach EUW najlepszym rozwiązaniem problemu niskiej konkurencyjności ekonomii niektórych jej członków jest poważna obniżka kosztów produkcji. Niestety wprowadzenie w życie tej recepty jest rzeczą nadzwyczaj skomplikowaną. Trywializując, trudno sobie wyobrazić, by szef firmy powiedział pracownikowi: Luigi, musimy obniżyć koszt produkcji i z tego względu od jutra obniżam ci pensję o 10%. Zatem, w praktyce obniżka kosztów produkcji odbywa się poprzez posłanie naszego hipotetycznego Luigiego na zieloną trawkę i przyjęcie do pracy Mario za stawkę o 10% niższą. Fakt ten jednak prowadzi do spadku popytu i, tym samym, obniżki aktywności gospodarczej. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, jeśli związek zawodowy stanie w obronie Luigiego, albo nie pozwoli na przyjęcie do pracy Mario na gorszych warunkach niż miał Luigi. Tu liberałowie powiedzą – skończyć ze związkami zawodowymi. Może i słusznie, tylko, że autorzy EUW nie nakazali podjęcia takiego kroku przed wprowadzeniem w życie euro, a teraz z przyczyn politycznych nie jest to możliwe. Unia walutowa miała podnieść dobrobyt, a nie wymagać podejmowania bolesnych wyborów i dlatego Strefa-euro, jak wskazują wspomniane prognozy OECD, jest skazana na długotrwały marazm gospodarczy i wysokie bezrobocie.

  Tu doszliśmy do jednego z kluczowych problemów – elastyczności rynku pracy. Albowiem, innym możliwym lekarstwem na asymetryczne wstrząsy gospodarcze jest właśnie elastyczność podaży tego środka produkcji, co w praktyce przejawia się wysokim stopniem mobilności siły roboczej. Dla wielu Polaków emigracja zarobkowa jest zjawiskiem dość oczywistym, ale dla niejednego Portugalczyka, czy Włocha sprawa ta jest bardziej złożona, ponieważ oni cieszą się wyższą stopą życiową niż my i tym samy mają słabszy bodziec do przemieszczania się do innych krajów. Także tu ekonomiści są zgodni – stopień mobilności siły roboczej w Europie jest dużo niższy niż w USA i dlatego Stany rozwijają się szybciej niż Strefa-euro, mimo, że one także nie stanowią OOW (Tootell 1990). USA również cierpią na asymetryczne wstrząsy, tylko, że tam „emigracja” pracownika z północy na południe, albo na odwrót nie stanowi wielkiego problemu. W przeciwieństwie do Europy we wszystkich stanach używa się tego samego języka, kultura jest dość podobna w całym kraju, a świadczenia społeczne dla bezrobotnych są dużo niższe.

  Co więcej, ponad połowa podatków jest ściągana przez rząd federalny i centrala posiada środki bez porównania większe od tego czym dysponuje Bruksela do wspierania obszarów zacofanych i udzielania pomocy regionom cierpiącym na trudności gospodarcze. Ten tzw. „federalizm fiskalny” jest kolejnym czynnikiem chroniącym USA przed ujemnymi skutkami asymetrycznych wstrząsów gospodarczych. Mechanizm ten działa nie tylko w drodze udzielania pomocy finansowej, ale także poprzez automatyczny spadek wysokości podatku odprowadzanego do kasy centralnej. Dochód stanu cierpiącego na kłopoty ekonomiczne spada i tym samym maleje wartość podatku odprowadzanego do Waszyngtonu. Szacunki ekonomiczne wykazały, że w USA federalizm fiskalny amortyzuje ok. 40% ujemnego wstrząsu (Sala-i-Martin i Sachs 1992). W Europie podatki odprowadzane do Brukseli stanowią znikomą wartość dochodu UE i centrum nie jest w stanie spełniać podobnej roli. Amerykanie stanowią jeden naród i mieszkaniec Massachusetts nie cierpi katuszy, gdy jego dolary są przeznaczane na odbudowę Nowego Orleanu, natomiast w UE trudno sobie wyobrazić tego typu solidarność.

 
Handel i stopa procentowa

  Autorzy EUW uważali, że przyjęcie wspólnej waluty zwiększy handel między krajami członkowskimi i tym samym zrekompensuje z nawiązką straty związane z brakiem możliwości dewaluacji i niską mobilnością siły roboczej. Zaiste, ryzyko walutowe, czyli groźba, że dewaluacja waluty kraju do którego eksportuje się towary doprowadzi do straty wpływa ujemnie na dynamikę wymiany międzynarodowej, ale znaczenie tego czynnika okazało się dużo mniejsze niż tego oczekiwano.

  Już doświadczenia lat 70-tych i 80-tych ubiegłego wieku wykazały, że odejście od systemu sztywnych kursów walutowych (w którym ryzyko walutowe jest znikome) nie spowodowało załamania się tempa wzrostu handlu międzynarodowego (International Monetary Fund 1984). Badania ekonometryczne potwierdziły, że, w najlepszym razie, ryzyko walutowe ma mały, ujemny wpływ na handel międzynarodowy (Kenen i Rodrik 1986). W przypadku UE ujemne skutki były szczególnie nikłe, ponieważ już na długo przed przyjęciem euro kraje członkowskie utrzymywały stabilne kursy wymienne (Dell’Ariccia 1999). Stąd też korzyści płynące z przyjęcia wspólnej jednostki pieniężnej i eliminacji ryzyka walutowego okazały się bardzo ograniczone (wzrost w granicach 5-10%, Baldwin 2006). Stąd też, w okresie 2000-05, procentowy udział handlu pomiędzy członkami EUW w całkowitych obrotach międzynarodowych tego region zmalał (Ilzkovitz, Dierx, Kovacs i Sousa 2007). Mówiąc inaczej, obroty z resztą świata wzrastają szybciej niż w ramach EUW, odwrotnie niż tego oczekiwano przed zawarciem Traktatu z Maastricht.

  Czy w przewidywalnej przyszłości kraje członkowskie uzyskają spodziewane korzyści płynące z eliminacji ryzyka walutowego we wzajemnych obrotach towarowych? Jest to mało prawdopodobne także z tego względu, że reszta świata rozwija się znacznie szybciej niż EUW i wymiana z tym krajami będzie szybko rosnąć. Mówiąc wprost, w sensie gospodarczym znaczenie Europy maleje i okazje do wzrostu eksportu leżą zupełnie gdzie indziej (nie tylko w USA, ale przed wszystkim w Indii i Chinach, gdzie mieszka w sumie ponad 2,3 mld. ludzi). Z tego względu, przyszłość EUW rysuje się niezbyt optymistycznie i z czasem, argumenty, które 20 lat temu przemawiały za przyjęciem wspólnej waluty będą jeszcze mniej istotne.

  Jest także cały szereg innych elementów, które należy wziąć pod uwagę analizując sprawę efektywności EUW. Zacznijmy od kolejnego argumentu wysuwanego przed laty na rzecz unii walutowej – integracja rynków finansowych i zwiększenie anty-inflacyjnej „wiarygodności” banku centralnego. Te dwa czynniki miały przysporzyć wielkich korzyści. Np. przyjęcie przez Włochy euro ułatwia temu krajowi dostęp do niemieckich, czy francuskich oszczędności, a co za tym idzie winno obniżyć koszt zaciągania kredytu przez państwo i firmy z tego kraju. Podobnie, obniżenie stopy inflacji prowadzi do obniżenia nominalnej stopy procentowej (co także ma stymulować inwestycje).

Problem jednak w tym, że spadek nominalnej stopy procentowej jest nieistotny – liczy się tylko obniżka realnej stopy procentowej. Z ekonomicznego punktu widzenia nie ma znaczenia, że nominalna stopa procentowa spadła z, dajmy na to, 8% do 5%, jeśli w tym samy czasie inflacja spadła z 6% do 3%, ponieważ realna stopa procentowa pozostaje na poziomie 2%. Co więcej, jak wykazały już doświadczenia amerykańskie z wczesnych lat 1980-tych, proces zmniejszania tempa inflacji jest ekonomicznie bardzo kosztowny – szybki spadek inflacji można osiągnąć tylko w drodze wymuszenia realnej obniżki płac, co nie jest możliwe bez zwiększenia bezrobocia, a to z kolei oznacza recesję.

  Tu dochodzimy do kolejnego istotnego elementu integracji walutowej. W niektórych państwach, szczególnie we Włoszech, jej nieodłącznym elementem było zmniejszenie tempa wzrostu cen. Operacja ta zakończyła się wielkim sukcesem, tyle że pacjent zmarł (patrz Tabela 1). Tak się stało, ponieważ jest jeszcze jeden czynnik decydujący o poziomie inwestycji, ważniejszy niż wysokość stopy procentowej (aczkolwiek pomijany w modelach ekonomicznych, ponieważ jest on niezwykle trudny do zmierzenia) – jak świat biznesu ocenia możliwości zwiększenia zysków w przyszłości. Na nic bowiem zda się nawet radykalna obniżka stopy procentowej (czyli kosztu pozyskania środków trwałych), jeśli np. kupno nowych maszyn nie przyniesie w przyszłości większych zysków. Dobitnie przekonała się o tym Japonia, w której w latach 1990-tych bank centralny utrzymywał przez długi okres czasu stopę procentową na niewiarygodnie niskim poziomie (długoterminowa stopa procentowa utrzymywała się w granicach 1-1,5%), a mimo to panował tam kompletny zastój gospodarczy. 

Podobnie, spadek stopy procentowej wynikający z przystąpienia do Strefy-euro nie spowodował we Włoszech boomu inwestycyjnego, ponieważ walka z inflacją doprowadziła ten kraj do długotrwałej stagnacji i firmy pesymistycznie patrzą w przyszłość. Co więcej, okazało się, że integracja rynków finansowych przyniosła bardzo ograniczone wyniki, ponieważ, co prawda firmy włoskie są w stanie zaciągać pożyczki w euro, ale banki nadal wymagają od firm z tego kraju wyższej premii za ryzyko niż np. od firm niemieckich. Albowiem premia za ryzyko nie zależy tylko od waluty, w której pożyczka jest denominowana, ale ponad wszystko od wiarygodności pożyczającego, a tu, mimo przystąpieniu do euro, niewiele się zmieniło.

 Polityka fiskalna

   Unia walutowa doprowadziła do daleko idącego „usztywnienia” gospodarki całego regionu poprzez eliminację mechanizmu korygującego w postaci dewaluacji pieniądza krajowego. Niestety, dalsze kroki podjęte w ramach integracji, w szczególności PSR, tylko pogorszyły tę sytuację. 

  Pakt ten był pomyślany jako dodatkowa gwarancja stabilności euro. Nowa waluta musiała być tak silna jak czołowa waluta europejska – niemiecka marka. Natomiast doświadczenia niektórych państw (w tym polskie i niemieckie) wskazują na inflacyjne zagrożenie płynące z nadmiernych deficytów budżetowych, jeśli są one finansowane poprzez zwiększenie emisji pieniądza. Z tego względu ustanowienie górnej granicy deficytu budżetowego (3% PKB), jak i całkowitego zadłużenia państwa (60% PKB) było postrzegane jako niezbędny element nowego ładu pieniężnego.

  Po pierwsze, ekonomiści są zgodni co do tego, że nie ma absolutnie żadnych przesłanek praktycznych i teoretycznych przemawiających za tym, iż powyższe parametry są optymalne. Po drugie, tego typu „zabezpieczenia” są zupełnie zbędne w obliczu nadania EBC statusu kompletnej niezależności od wszelkich władz unijnych i krajowych. Ani Bruksela, ani rząd któregokolwiek kraju członkowskiego nie ma absolutnie żadnej możliwości zmuszenia EBC do finansowania ich deficytów budżetowych.

  Natomiast istnienie tego limitu w sposób nader istotny krępuje możliwość przeciwdziałania ujemnym wstrząsom gospodarczym, na które Strefa-euro jest podatna. (Reforma Paktu dokonana w 2005 r. przyniosła tu pewną poprawę, aczkolwiek nie stanowiła przełomu.) Doskonale obrazują to doświadczenia amerykańskie z ostatnich lat. W obliczu pęknięcia bańki spekulacyjnej w 2000 r. Kongres uchwalił poważną obniżkę podatków, a administracja Bush’a istotnie zwiększyła wydatki państwa (co oczywiście doprowadziło do pojawienia się dużych deficytów budżetowych). W Strefir-euro tego nie uczyniono, a domagał się tego np. Franco Modigliani (1997) i fakty te były jednym z powodów dla którego tempo wzrostu gospodarczego w UE było wyraźnie niższe od amerykańskiego.

  Co więcej, zwiększony poziom wydatków państwa i płynący stąd deficyt może mieć zbawienny wpływ na tempo rozwoju ekonomicznego słabiej rozwiniętych członków Strefy-euro. Finansowanie rozwoju infrastruktury, wydatki na oświatę i naukę, a także na badania naukowo-rozwojowe stanowią czynniki determinujące tempo rozwoju gospodarczego. Ekonomistom znany jest nie tylko termin „crowding out”, czyli proces „wypychania” sektora prywatnego z rynków finansowych w wyniku zwiększenia wydatków państwa i finansowania tych przedsięwzięć poprzez zaciąganie długu, ale także „crowding in”, zjawisko przyciągania inwestycji prywatnych dzięki poprawie infrastruktury (Atukeren 2005).

  Pożytki ze stymulowania wzrostu ekonomicznego poprzez zwiększenie wydatków państwa i stymulację rozwoju gospodarczego doskonale obrazują doświadczenia dwóch najsłabiej rozwiniętych państw Piętnastki – Grecji i Portugalii. W ciągu ostatnich 11 lat kraje te prowadziły diametralnie odmienną politykę gospodarczą, Grecja „cierpiała” na niesłychanie wysokie deficyty budżetowe (w 2004 r. wynosił on aż 7,4% PKB), zaś Portugalia, pod naciskiem KE, do 2005 r. dokonywała wszelkich wysiłków by utrzymać deficyt w granicach nakreślonych przez PSR. Mimo tej „nierozważnej” polityki, w Grecji stopa życiowa wzrosła bardzo poważnie (z 70,9 do 98,4 średniej UE, która wynosi 100), podczas gdy Portugalia zanotowała dokładnie odwrotne zjawisko, spadek z 76,6 do 74,0 (Wykres 2).


 

  Jest rzeczą wysoce interesującą, że w tym samym okresie czasu (mimo wysokich deficytów budżetowych) Grecja zanotowała spadek zadłużenia państwa (z 108,2% do 94,5% PKB), podczas gdy w Portugalii zadłużenie państwa wzrosło (z 56,1% do 63,6% PKB). Zjawisko to było wynikiem znacznie wyższego tempa wzrostu PKB w tym pierwszym kraju (Wykres 3), Grecja rozwijała się w średnim rocznym tempie wynoszącym 4,2%, podczas gdy Portugalia tylko w tempie 2,2% rocznie.

Powyższy rozwój sytuacji stanowi dobitny dowód na słuszność poglądów zawartych w pracach Kuipers’a (1992), czy Collignon’a, Bofinger’a, Johnson’a i de Maigret (1994), którzy nie potwierdzili hipotezy wysuniętej przez Giavazzi i Pagano (1990) o zbawiennym wpływie polityki „zaciskania pasa”. Skuteczniejszym sposobem na przezwyciężenie zadłużenia jest „ucieczka do przodu” – dynamiczny wzrost gospodarczy, co (szczególnie w przypadku krajów słabiej rozwiniętych) może być osiągnięte poprzez wzrost wydatków państwa. Przypomnijmy także, że w latach 2000-04 panowała słaba koniunktura i Grecja uniknęła marazmu gospodarczego, na który cierpiała prawie cała reszta Strefy-euro, między innymi, dzięki stymulowaniu gospodarki poprzez szybki wzrost wydatków państwa i wysoki deficyt budżetowy.

Polityka pieniężna

 

  Warunkiem sine qua non EUW było powołanie wspólnego dla wszystkich członków banku centralnego. Na mocy Traktatu z Maastrich Europejskiemu Bankowi Centralnemu nadano niespotykany nigdzie indziej zakres niezależności od wszelkich władz, zarówno UE, jaki i poszczególnych członków. Pierwowzorem dla EBC był Bundsbank, niemiecki bank centralny, z tym, że ten ostatni nigdy nie cieszył się aż tak daleko idącą swobodą w podejmowaniu decyzji. W obradach tego banku uczestniczyli przedstawiciele rządu (nawet z prawem zablokowania uchwały na krótki okres czasu), a ponadto, decyzje dotyczące kursu wymiennego marki leżały w gestii rządu (Deutsche Bundesbank 1995). Ponieważ kurs wymienny w niemałym stopniu zależy od polityki pieniężnej (wysokości stopy procentowej), rząd niemiecki miał przynajmniej pośredni wpływ na decyzje Bundesbanku.

  Zupełna niezależność EBC jest pochodną hipotezy wysuniętej w połowie lat 1970-tych (Nordhaus 1975), która głosi, że politycy używają polityki pieniężnej do osiągania swoich celów (obniżanie stopy procentowej i nakręcanie koniunktury przed wyborami, aby uzyskać reelekcję). Hipoteza ta znalazła duże uznanie wśród przedstawicieli nauk politycznych, natomiast ekonomiści niemal nazajutrz po jej ogłoszeniu wykazali, że w przypadku państw wysoko rozwiniętych jest ona zupełnie bezpodstawna (np. McCallum 1978). Niemniej, w Traktacie z Maastricht odzwierciedlenie znalazł tylko ten pierwszy punkt widzenia.

  Takie postawienie sprawy miało i nadal ma niezwykle daleko idące konsekwencje, ponieważ na mocy Traktatu nadano EBC tylko jeden naczelny cel – utrzymywanie stabilnych cen, czyli walkę z inflacją. Co więcej, określenie celu inflacyjnego pozostawiono do wyboru samemu Bankowi, który ustanowił niesłychanie ambitny cel, wzrost cen konsumenckich w granicach 0-2% w skali rocznej. Z tego względu polityka pieniężna EBC charakteryzowała się niezwykłym konserwatyzmem, a trzeba przypomnieć, że lata 2000-04 to okres słabej koniunktury światowej i obniżenie stopy procentowej (jak uczynił to amerykański Fed) z całą pewnością pomogłoby przezwyciężyć te trudności. Ale EBC jest nieugięty, słabe tempo wzrostu gospodarczego i wysoka stopa bezrobocia są dla niego mniej istotne niż utrzymanie inflacji w granicach 2%, mimo że badania ekonomiczne wykazują szkodliwość tego ostatniego zjawiska dopiero przy znacznie wyższym poziomie (np. Barro 1997).

  Skutkiem ubocznym tej polityki pieniężnej, szczególnie w obliczu gwałtownej obniżki stopy procentowej w USA, był ogromny napływ kapitału krótko-terminowego do Strefy-euro, dzięki czemu niebywale wzrosła wartości euro w stosunku do dolara. Fakt ten niesie z sobą zagrożenie dla eksportu, a zatem dla wzrostu gospodarczego i zatrudnienia. O tej groźbie głośno mówił prezydent Sarkozy, ale jego protesty nie odniosły żadnego skutku. Rzeczywistość gospodarcza zdaje się potwierdzać te obawy – w I kwartale br. Strefa-euro zanotowała duży wzrost deficytu w handlu zagranicznym, a firmy przenoszą moce produkcyjne za Atlantyk (np. BMW).

  Tak więc, Strefa-euro nie tylko pozbawiła się możliwości użycia polityki pieniężnej do amortyzacji wstrząsów gospodarczych, ale została zmuszona do utrzymania niesłychanie niskiego tempa przyrostu cen, podczas gdy Fed podchodzi do tej sprawy dużo bardziej elastycznie. Skutkiem tego w Stanach tempo przyrostu PKB było znacznie wyższe niż w Strefie-euro.

Wykres 4 przedstawia średnie tempo wzrostu gospodarczego i poziomu cen w USA i Strefie-euro w trzech okresach, przed zawarciem Traktatu z Maastrich, w okresie przygotowawczym i po wprowadzeniu w życie EUW. Jak z niego wynika, w dekadzie poprzedzającej Traktat oba regiony osiągały niemal takie samo tempo wzrostu gospodarczego, z tym, że Strefa-euro notowała nieco wyższe tempo wzrostu cen. W okresie przygotowań i po wcieleniu w życie EUW, w Strefie-euro inflacja spadła dużo bardziej niż w USA, ale ten sukces został okupiony poważnym zwolnieniem tempa wzrostu ekonomicznego. 

Trzeba tu podkreślić, że w praktyce inny rozwój sytuacji był niemożliwy, ponieważ EBC w pierwszym rzędzie dba o osiągnięcie bardzo niskiego celu inflacyjnego i bank ten stwierdził, że tempo wzrostu gospodarczego, które zapewnia stabilność cen wynosi 2-2,5% (European Central Bank 1999). Ponieważ podaż pieniądza jest niesłychanie istotnym czynnikiem determinującym przyrost PKB, osiągnięcie szybszego tempa rozwoju gospodarczego w Strefie-euro było niemożliwe.


 

  Sprawą godną uwagi jest także fakt, że Szwecja i W. Brytania, państwa, które nie przystąpiły do EUW, nie nadały tak daleko idących uprawnień swym bankom centralnym. W związku z tym, banki te prowadzą elastyczną politykę pieniężną i, jak wcześniej było to sygnalizowane, kraje te osiągnęły znacznie lepsze wyniki gospodarcze w ostatniej dekadzie.
Nadanie bankowi centralnemu autonomii (a nie zupełnej niezależności) umożliwia koordynację polityki fiskalnej i pieniężnej, dzięki czemu można uzyskać wyższe tempo wzrostu gospodarczego i niższy poziom bezrobocia, bez uszczerbku dla stabilności cen (Hugh Hallett 2005). Natomiast w przypadku Strefy-euro współpraca rządu i banku centralnego jest praktycznie niemożliwa, ponieważ EBC posiada całkowitą niezależność od wszelkich władz i strzeże tego przywileju jak źrenicy oka (Lamy i Pisani-Ferry 2002).

Jest także rzeczą godną podkreślenia, że na przestrzeni ostatniej dekady przeciętna inflacja w obu tych krajach była niższa niż w Strefie-euro. Albowiem, do tego by bank centralny dbał o niskie tempo wzrostu cen nie potrzeba udzielać tej instytucji kompletnej niezależności od władz politycznych. Wystarczy by relacje pomiędzy rządem a bankiem były w pełni przejrzyste (Hayo i Hefeker 2001). Na przykład Bank Anglii posiada swobodę w doborze środków jakimi ma się posługiwać w procesie osiągania celu inflacyjnego, który jednak jest określany przez premiera (Bank of England Act 1998). Wysokość nadanego przez rząd celu inflacyjnego jest podawana do wiadomości publicznej i działalność zarządu Banku Anglii jest oceniana na podstawie stopnia wykonania postawionego przed nim zadania.

  Przejrzystość działania banku centralnego jest dużo ważniejsza dla podmiotów gospodarczych, w szczególności rynków finansowych, niż jego niezależność od rządu (Hugh Hallet i Libich 2006). Niestety, w tym zakresie EBC odstaje od wielu innych instytucji tego typu w rozwiniętych krajach (np. bank ten nie publikuje szczegółowych sprawozdań z posiedzeń zarządu).

 

Wnioski

 

  Ogólnie rzecz biorąc, Strefa-euro nie stanowi optymalnego obszaru walutowego, rynek pracy jest mało elastyczny, a władze UE nie posiadają wystarczających środków do tego by łagodzić skutki asymetrycznych wstrząsów ekonomicznych i finansować rozwój terenów słabo rozwiniętych. W związku z tym niektóre regiony Strefy-euro cierpią na przewlekłe kłopoty gospodarcze i wysokie bezrobocie. Ponadto, niezwykle konserwatywna, skupiona na walce z inflacją polityka pieniężna EBC pogłębia problemy powodowane wstrząsami asymetrycznymi.

Natomiast nie ziściły się nadzieje na odniesienie korzyści z przyjęcia wspólnej waluty, obroty handlowe nie wzrosły zgodnie z oczekiwaniami, a obniżenie się nominalnej stopy procentowej nie zaowocowało wzrostem inwestycji.

Tak więc, EUW przyniosła jej członkom spadek inflacji i uzyskanie silnej waluty, ale za cenę zwolnienia tempa rozwoju gospodarczego i wysokiego bezrobocia. Z tego względu bilans ostatnich 10 lat trudno uznać za korzystny, a i dalsze perspektywy nie rysują się obiecująco.

Kazimierz Dadak


 

PHK1
O mnie PHK1

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka