Mężczyzna nie jest jedynie parobkiem, który ma utrzymywać opiekuńcze państwo. Nie jest tylko mięsem armatnim, które ma ginąć za innych. Nie jest bankomatem, rodzicem drugiej kategorii, szoferem, tanią siłą roboczą.
Mężczyźni stali się ofiarami własnej dobroci. Troska o innych obróciła się przeciwko nim. Rycerskość zaczęła być traktowana jak słabość i manipulancko używana przeciwko tym, którzy ją przejawiają. Cywilizacja tonie w chaosie, a na szalupach ratunkowych brakuje miejsc dla tych, którzy je zbudowali. Na męskość pluje się – obarczając winą za całe zło tego świata i nazywając toksyczną. Sprawy mężczyzn uważa się za nieważne lub określa jako następstwo kryzysu męskości, któremu mężczyźni sami są winni. Pomija się uderzające w nich na każdym kroku ataki i tym samym umywa ręce od odpowiedzialności za męskie problemy. Cierpienie chłopców i mężczyzn jest marginalizowane, a nawet szydzi się z niego. Ból mężczyzny stopniowo staje się niewidzialny – podobnie jak męskie wysiłki na rzecz społeczeństwa.
Jeśli nie ma ucisku, wymyśla się go – tak powstało pojęcie patriarchatu
Pod pozorem walki o dobro rzekomo uciśnionych przez wytwór demagogii nazywany patriarchatem, nastawia się społeczeństwo przeciwko mężczyznom. To, co dla niepoznaki określano mianem walki o równouprawnienie, stało się bezwzględną walką z mężczyznami. Niezliczone nagłówki mediów w szponach antymęskich środowisk, epatują jadowitymi obelgami w stylu „toksyczna męskość”, „opresja patriarchatu”. Ludzi, którzy protestują, okrzykuje się incelami lub mizoginami. Mimo tej pozbawionej elementarnego szacunku narracji, oczekuje się, że mężczyźni bez jakiegokolwiek protestu oddadzą połowę władzy i szans na dobre życie. Pomimo plucia im w twarz, żąda się, aby wciąż osłaniali własną piersią tych, którzy uczestniczą w tym procederze z krzykiem i pianą na ustach. Najwięcej żądają zaś te persony, które własną nienawiść do płci przeciwnej w ramach psychologicznej projekcji przypisują mężczyznom.
Mężczyznom wmówiono, że mogą być ufni, bo dobro wraca
Mężczyźni stracili czujność, opuścili gardę i dali się zwieść. Pozwolili sobie wejść na głowę i mają coraz mniej do powiedzenia – w sprawach politycznych, społecznych, rodzinnych, ekonomicznych, a także osobistych. Jeśli próbują, relacjonują to nieliczne media na niewystarczającą skalę. Jeżeli nawet czynią to po ekspercku, ich przekazy nikną w szumie informacyjnym i wśród zgiełku powszechnej dezinformacji. Prym wiodą tuby propagandowe, których przekazy nie kierują się mądrą logiką, lecz są kuriozalnie dialektyczne, ukierunkowane na bezmyślny poklask, emocjonalny festiwal kliknięć ku chwale niemal świętej liczby wyświetleń. Dla zysku grup interesów i korzyści z reklam kreują fałszywe autorytety i mówią masom to, co chcą usłyszeć. Kozłem ofiarnym stał się współczesny mężczyzna, rzekomo ucieleśnienie straszliwego patriarchatu, a lekarstwem jego obalenie. Tyleż to wyjaśnienie proste, co absurdalne, ale trafia na podatny grunt czyli do umysłów osób, które łakną łatwego wytłumaczenia. Zakłamywanie rzeczywistości, choćby sloganami takimi jak, „przemoc ma płeć” lub „sukces jest kobietą”, przybrało postać ekstremizmu wymierzonego w chłopców i mężczyzn, których napiętnuje się ze względu na płeć. Publicznie, bezwstydnie, po mistrzowsku wykorzystując antymęską propagandę.
Podział na równych i równiejszych
Środowiska antymęskie stały się na tyle bezczelne, że jednym tchem wzywają do równouprawnienia oraz do utrzymania nierównego wieku emerytalnego. W jednym zdaniu zawierają postulaty o walce z dyskryminacją oraz oczekują, że w razie wojny na froncie ginąć będą tylko mężczyźni. W tej samej wypowiedzi głoszą potrzebę równości oraz domagają się olbrzymich budżetów na troskę o połowę populacji, do której należą, z pominięciem tej drugiej. Deklarują, że stoją na straży wartości demokratycznych oraz postulują ograniczenie praw wyborczych mężczyznom. Żądają równych płac oraz tego, by mężczyźni wpłacali więcej do budżetów – domowych i ubezpieczeń społecznych. Skoro pozwalają sobie na to występujący w mediach politycy, urągające męskiej godności przekazy popularyzują się i coraz trudniej dostrzec należyty szacunek wobec osób płci męskiej. Przybiera natomiast na sile uprzedzenie, przed którym ostrzega coraz więcej ekspertów: mizoandria, czyli pogarda do mężczyzn.
Zapomina się, że mężczyzna też człowiek
Mężczyzna nie jest jedynie parobkiem, który ma utrzymywać opiekuńcze państwo – łożąc znacznie więcej na system ubezpieczeń społecznych. Nie jest tylko mięsem armatnim, które ma ginąć za innych. Nie jest bankomatem, rodzicem drugiej kategorii, szoferem, tanią siłą roboczą, która ma grzecznie przytakiwać, gdy na prestiżowych stanowiskach wprowadza się parytety, a w rekrutacjach odbiera mu się szanse poprzez przyznawanie mniejszej liczby punktów ze względu na płeć. Życie mężczyzny ma wartość, bo mężczyzna też człowiek. Politycy powinni to sobie przypomnieć zanim ponure statystyki samobójstw wśród mężczyzn drastycznie wzrosną... Lub niepokoje społeczne doprowadzą do dramatów.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo