Janusz Malicki Janusz Malicki
193
BLOG

Żniwa na Zamojszczyźnie

Janusz Malicki Janusz Malicki Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

W ostatnią niedziele miały miejsce dożynki diecezjii zamojskiej w Krasnobrodzie, powrócmy na chwilę do niedawno zakończonych żniw, a w zasadzie ...dawno. Cofnijmy się zatem w przeszłość. Zamojszczyzna, okolice Krasnobrodu, lata pięćdziesiąte XX wieku. ( zapraszam na wycieczki po Zamościu tel 509 338 939 - również wycieczki szkolne, oraz do  p o l u b i e n i a  strony https://www.facebook.com/PrzewodnikZamosc )

Gospodarz już na początku lipca szedł w pole, aby zobaczyć jak dojrzewa zboże i jakie zapowiadają się plony, brał do ręki kilka kłosów i wyłuskiwał kilkanaście ziaren, pocierajac je w rękach, zdmuchując plewy, następnie zliczał ilość ziarenek w kłosie , gryzł ziarno i sprawdzał czy jest odpowiednio twarde. Za kilka dni znowu wychodził w pole, za jakiś okres znów powtarzał tą czynność aby wreszcie stwierdzić, gdzieś na początku skieprnia …już czas rozpocząć żniwa! a to święty czas.

Po wojnie, w latach sześćdziesiątych, a nawet w siedemdziesiątych koszono najczęściej kosą, rzadziej sierpem. Wcześniej było inaczej - uważano, że nie godzi się używać kosy do koszenia zboża, z którego wyrabiano chleb powszedni, dlatego w powszechnym uzyciu był sierp. Gospodarze przygotowywali się do żniw bardzo starannie: Młotkiem klepali kosy na żelaznych tzw. „babkach”, wbitych w drewniany pniak. Dobijano także klinki przy kosisku. Odgłos klepanych kos rozchodził się po całęj wsi. Póżniej przychodził czas na przypięcie pałąka, dzięki któremu o wiele łatwiej postępowało koszenie, a zboże leciało na jedną stronę. Rano, najlepiej w sobotę ( dzień Matki Bożej) cała rodzina ( bardzo często z sąsiadami) wyruszała na żniwa, w domu zostawali jedynie chorzy, dziadkowie, babcie, a także ( niekiedy) małe dzieci. Jednakże trzeba powiedzieć, że dzieci i niemowlaki również nie rzadko żniwiarze zabierali ze sobą. Starsze bawiły się na miedzach lub przy pracujących żniwiarzach a najmłodsze leżały w kołyskach z rozciągniętą nad nieckami (kołyską) płachtą aby je zabezpieczyć od słońća. Piecze nad nimi sprawowali Ci członkowie rodziny, którzy akurat odpoczywali.

Kosiarz osełką, zamoczoną w wodzie, ostrzył bardzo często tępiącą się kosę. Za kosiarzem szły kobiety, które odbierały zboże z pakosa. Powrósła robiły dzieci, gdyż tej sztuki można było się szybko nauczyć i była to stosunkowo lekka praca. Jednakże snopy wiązały tylko starsze lub tą część pracy wykonywali dorośli. Żniwiarze niecierpliwie czekali do południa, co chwilę patrzyło się na słońce, czy już jest wysoko. Południe to był czas odpoczynku od ciężkiej pracy. Wszyscy zasiadali w cieniu pod drzewem albo ustawionym dziesiatkiem zboża i jedli to co rano zostało przyniesione z chałupy. Jesli była to większa grupa zniwiarzy to jedna z kobiet przygotowywała w domu zupę: żur czy krupnik, był także świeży chleb, masło, czy maślanka. Zdarzało się, że zabierano także krowy, które pasły się na pobliskim pastwisku lub poprostu na miedzach , dzięki temu żniwiarze pili mleko „prosto od krowy”. Po wielkim trudzie jadło się ze smakiem i usmiechem na ustach. Następnie chwila przerwy, gdzie kto mógł tam kładł się lub siadał, żeby nieco odpocząć i nabrać sił przed zbliżającą się popołudniową pracą.

 

 

Nazywam się Janusz Malicki i jestem licencjonowanym przewodnikiem po Zamościu i Roztoczu, piszę o historii hetmańskiego grodu, ordynacji Zamojskiej, Krainy Malowniczych Wzgórz jak również o przyrodzie i geografii tych miejsc. Szczegółowy program zwiedzania znajduje się na mojej stronie internetowej http://przewodnikzamosc.pl/?page_id=746

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura