Zanim wyśmieją mnie Państwo i zbluzgają za tytuł tej notki, który jest zarazem jej tezą, proszę dać dojść mi do słowa :)
Rafał Ziemkiewicz napisał kiedyś, że nie ma co się dziwić, że po 89' Polacy rzucili się na kolorowe badziewie bo byli wyposzczeni PRLowską biedą. W tym stwierdzeniu jest dużo prawdy. Faktycznie deficyt podstawowych towarów był stanem powszednim. Chciałbym jednak ująć tę sprawę trochę inaczej.
W PRL było biednie, to fakt niezaprzeczalny. Biednie to może niewłaściwe słowo - była nędza. Towarów konsumpcyjnych jak na lekarstwo, albo i mniej. Deficytowe było niemalże wszystko, a kolejki po elementarne towary ciągnęły się niemiłosiernie. Ludzie stali w nich całymi dniami lub dłużej. Zwyczajna farsa i masakra.
Równocześnie jednak pewne minimum socjalne było deklarowane. W sferze obietnic i wmawianych społeczeństwu praw było czymś co ludziom się po prostu należało. Znane prlowskie powiedzonko (do dziś przytaczane) czy się stoi, czy się leży dwa tysiące się należy wbiło się głęboko w naszą mentalność. Ostatnio rolnicy blokują drogi, żeby rząd rozpoczął skup interwencyjny mięsa. Rolnicy zresztą chyba msze nawet zamawiają, żeby skupy interwencyjne były z roku na rok coraz bardziej opłacalne. Gdyby faktycznie były chłopi produkowaliby wyłącznie dla rządu...
Podobnie studenci, którzy domagają się studiowania "bezpłatnie" na dwóch kierunkach (lub jeszcze większej ich liczbie). Bo się należy. Najlepiej jeszcze z wysokim stypendium, żeby nie trzeba było iść do pracy. Bardziej zabawni są jeszcze moi ulubieńcy, których nazywam etatowymi humanistami. Pracownicy tzw. jednostek naukowych domagają się dotowania na potęgę kierunków humanistycznych, które jak wiadomo produkują tylko armię bezrobotnych. No ale przecież humanistyka jest tak ważna, że należy kształcić około 300tys. pedagogów, bo inaczej Polska przestałaby istnieć. Wszystkim niezainteresowanym tabliczką mnożenia należy umożliwić spokojne przebimbanie na historiach, kulturoznawstwach itp.
Dalej cała Solidarność, inne związki i grupy zawodowe. Wszyscy wyciągają ręce po godne życie do państwa polskiego. Państwo przecież ma zapewnić życie (wy)godne i rozwój wyższych wartości, nauk humanistycznych i innych itd. itp.
W każdym przypadku o żadne wartości, czy wyższe cele nie chodzi. Chodzi tylko o napchanie kabzy czy to rolnikom, czy docentom, czy pielęgniarkom. Zupełnie trywialnie i po prostu. Nie chodzi o żadną godność tylko o kasę na wygodne życie. A że praca jest mniej warta niż żądane wynagrodzenia? A co to ich obchodzi? W ich mniemaniu bez wykonywanej przez nich pracy Polska zaczęła by przypominać obrazy przedstawione w serii filmów Mad Max.
Clou tego sposobu myślenia zawiera się w prostym stwierdzeniu: czy się stoi, czy się leży... a jej najgłębszą istotą jest przekonanie, że można żądać więcej, gdy zaczyna odczuwać się, że coś mało nam komfortu. Wiele lat propagandy PRL, a potem kontynuacja tej w IIIRP wbiły ludziom do głów przekonanie, że są świętymi krowami, które trzeba karmić tak często jak chcą i tym co chcą. W sumie przez lata zmieniło się w tym zakresie niewiele. Mówi się teraz o bezpieczeństwie socjalnym i tego typu bzdurach.
Wszelkie typy socjalizmu degenerują i rozleniwiają ludzi. Socjalizm bowiem mówi ludziom, że da im wiele za nic. Gdy słyszymy takie teksty od bankierów, czy kas pożyczkowych zastanawiamy się, czy aby ktoś nas nie chce wydudkać. Gdy natomiast słyszymy to od państwa, to nim zdążymy się zastanowić... już dostajemy serię mocnych ciosów w świadomość: "należy wam się", "zasługujecie na to", "to prawo człowieka by żyć (wy)godnie" itd. Niech się rządy zatem nie dziwią, że gdy nie dają tyle ile ludzie chcą, to lud wychodzi na ulice... w końcu im się należy.
Kończąc ten nieco chaotyczny tekst i podsumowując - jeżeli wmówimy ludziom, że wszystko im się należy tylko dlatego, że są to nie dziwmy się, że przestaną cokolwiek sensownego robić, a każdą bezsensowną działalność będą chcieć mieć opłacaną. Oczywiście nikt nie lubi żyć w bezsensie, dlatego też powstanie mnóstwo zawiłych i zmyślnych teorii dlaczego zajęcia te są takie interesujące i ważne. Nie zmieni to jednak faktu, że nie są - przynajmniej w takiej formie, w jakiej mamy je teraz - i nie będą. Przynajmniej w tak skonstruowanym systemie.
Dopiero w momencie, gdy zaczniemy pracować tak by było to faktycznie, a nie pozornie, produktywne, będziemy mieli moralne prawo domagać się większej konsumpcji. Do tego czasu takie okrzyki i postulaty są zwyczajnie niesmaczne, a co gorsza niemoralne.
Tekst ukazał się również na portalu: luznemysli.pl/
Dwóch zgredów z filozoficzno-analitycznym zacięciem, mających nadzieję na uchylenie rąbka prawdy. Interesują nas idee, światopoglądy i argumenty. Chcemy wiedzieć jak ludzie uzasadniają to, co głoszą. Jesteśmy również autorami serwisu: http://luznemysli.pl/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo