Jak już zaznaczyliśmy w tytule, wszystko ostatnio w Polsce znajduje się w miejscu, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Prawdopodobnie część posłów partii popierającej swojego przewodniczącego słowem i czynem, traktuje takie stwierdzenie z większym ożywieniem i niezdrowym podnieceniem, lecz spokojnie panowie (?), nie o to nam chodzi. I trudno o inne stwierdzenie dotyczące naszego kraju, gdy na naszych oczach ukręca się głowę jednej z najważniejszych inicjatyw ustawodawczych poprzez wyrzucenie ministra sprawiedliwości (por. [1]).
Naszym zdaniem nie ma racji red. Terlikowski twierdząc, że minister Gowin został odwołany za swoje katolickie poglądy (por. [2]). Sprawa rozbija się raczej o kwestię deregulacji zawodów – zadziały różne lobbies, którym chce przypodobać się premier (jak zauważyliśmy blisko dwa miesiące temu, por. [3]) – w końcu stanowią pewny elektorat i prawdopodobnie wsparcie finansowe, a na pewno faktyczną siłę polityczną. Zwłaszcza ci związani z środowiskiem prawniczym. Premier wypatrywał jak daleko posunie się w swoich działaniach deregulacyjnych minister Gowin, a kij już czekał. W pamięci Donalda Tuska była konfrontacja w sprawie związków partnerskich, a teraz doszło do tego stwierdzenie Jarosława Gowina odnośnie niemieckich eksperymentów na polskich embrionach. Gdyby faktycznie chodziło o kwestie etyczne oraz relacje z zachodnimi sąsiadami, wystarczyło publiczne sprostowanie i zdementowanie medialnej interpretacji słów byłego ministra sprawiedliwości. No właśnie, ale nie chodziło o to. Z pomocą poseł Pawłowicz, posła Wiplera i wielu innych zaangażowanych w ustawę deregulacyjną, Jarosław Gowin forsował coraz więcej zawodów do uwolnienia. Na chwilę obecną jest do przegłosowania projekt uwolnienia zawodu np. taksówkarza czy pośrednika handlu nieruchomościami. Przyznacie Państwo, że w porównaniu z problemem zamkniętych zawodów prawniczych (deregulowanych w znacznie mniejszym stopniu), jest to kolokwialnie mówiąc „pikuś”.
Ale układ nie da się tak łatwo zdemontować. Widać to chociażby po histerycznych głosach w sprawie dwustopniowych studiów prawniczych – jest urocza otoczka troski o dobre wykształcenie przyszłych adwokatów i notariuszy, a tak naprawdę chodzi o najzwyklejszy w świecie strach przed utratą dostępu do koryta. Niech nikt Państwu nie próbuje wmówić, że obecny kształt studiów prawniczych pozwala na wykształcenie solidnych fachowców. Absolwenci prawa mają bardzo często problemy chociażby z logiką, której zajęcia trwają zaledwie jeden semestr, a ich zakres jest porównywalny z zakresem jednego kolokwium na studiach filozoficznych. System kształcenia prawników np. w USA jest dwustopniowy i pozwala na uzyskanie stopnia tzw. bakałarza (coś a'la polski licencjat) po pierwszym stopniu. Wystarczy to do podstawowych spraw, a jeśli ktoś ma ochotę zgłębiać prawo i podnosić swoje kwalifikacje, może to bez problemu robić na drugim stopniu. Taki absolwent potrafi sprawnie poruszać się wśród przepisów, bowiem ma praktyki (w przeciwieństwie do sytuacji w Polsce, gdzie na studiach nie ma sensownych zajęć praktycznych i absolwent nie wie jak napisać pozew) i nadaje się do rozwiązania prostych problemów. Dzięki temu jego usługi nie są drogie i może z nich skorzystać szersza grupa ludzi. W Polsce za prosty „świstek” prawnik potrafi sobie zawołać nawet 400 złotych. Ale do czego zmierzamy w tym narzekaniu i co to ma wspólnego z deregulacją? Otóż dwustopniowe studia prawnicze są naszym zdaniem pierwszym krokiem (obok przyjętych w pierwszej transzy ustawy deregulacyjnej zmian) do zwiększenia niezadowolenia społecznego z powodu zamknięcia zawodu. Większa ilość absolwentów któregoś ze stopni prawa równałaby się większej ilości osób, które nie mogą znaleźć pracy w zawodzie ze względu na zgniły system układów. Lobbies są tego w pełni świadome, więc będą panicznie blokowały wszelkie aktywności prowadzące do wzrostu niezadowolenia z powodu zamkniętego zawodu. To naszym zdaniem spotkało również ministra Gowina – padł ofiarą układów, a przede wszystkim tych, którzy chcą mieć ich poparcie. I tutaj zaznaczamy, że owych układów jest wiele wbrew temu co się czasem uważa. Każda z uprzywilejowanych grup ma swoje bardzo konkretne interesy, natomiast politycy tym interesom starają się dać zadość, kupując sobie w ten sposób elektorat, poparcie prestiżowych środowisk oraz faktyczne siły polityczne jakie mają uprzywilejowane grupy. Sytuacja w której politycy wysługują się partykularnym interesom pewnych, jasno określonych środowisk jest olbrzymim zagrożeniem dla demokracji i… tematem na osobną notkę.
[1] www.rp.pl/artykul/16,1004875-Koniec-misji-Jaroslawa-Gowina-w-Ministerstwie-Sprawiedliwosci.html
[2] www.fronda.pl/a/terlikowski-odwolany-za-katolicyzm-musimy-zaczac-sie-bronic,27841.html
[3] przegladidei.salon24.pl/490838,dlaczego-tusk-chce-pozbyc-sie-gowina
Nikanor
&
Balthasar Colbert
Dwóch zgredów z filozoficzno-analitycznym zacięciem, mających nadzieję na uchylenie rąbka prawdy. Interesują nas idee, światopoglądy i argumenty. Chcemy wiedzieć jak ludzie uzasadniają to, co głoszą. Jesteśmy również autorami serwisu: http://luznemysli.pl/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka