Znający podstawy ekonomii (wedle samego siebie) inż. Freedom wystosował notkę (por. [1]), w której zostaliśmy zapewnieni o tym, że świat jest prosty, a zasady nim rządzące nie bardziej skomplikowane. Samo to stwierdzenie wywołać może szok o skutkach porównywalnych ze wstrząsem anafilaktycznym. Notka ta zawiera jednak więcej szokujących i niesamowitych prawd.
W pierwszej kolejności zwróćmy uwagę na pojęcie dobrobytu, które zostaje w niej zastosowane. Przez dobrobyt rozumie się posiadane dobra materialne, lub możliwość skorzystania z usług. Dobrobyt ma więc charakter subiektywny (w obu znaczeniach tego słowa). Z drugiej jednak strony otrzymujemy informację jakoby tenże dobrobyt brał się
z wyłącznie z pracy. Wizja cokolwiek utopijna.
Jeżeli dobrobyt jest pojmowany w taki sposób, to jego źródłem może być nie tylko praca. Tak rozumiany dobrobyt może być skutkiem kradzieży, dziedziczenia, darowizny, czy wygranej na loterii. Tak też praca niekoniecznie musi prowadzić do dobrobytu. Jeżeli ktoś bowiem wykonuje pracę bezsensowną, np. przenosi węgiel z miejsca A do miejsca B, a potem znów do miejsca A, przez 20 lat, to jego praca nie wytworzy dobrobytu. Dodatkowo interesujące może być wyjaśnienie w jaki sposób inż.. Freedom poradziłby sobie
z problemem spadku dochodu w wyniku spadku popytu na produkowany przez kogoś towar. Światło na tę niespójność rzuca dalszy fragment tekstu, w którym jako genezę kryzysu wskazuje się fakt (poparty danymi GUS z 2011 roku) wskazujący, że 1/3 zatrudnionych w Polsce na umowę o pracę, jest zatrudniona w sektorze publicznym. Oczywiście nie wynika z tego, że wyłącznie 2/3 pozostałych (jak chciałby inż. Freedom) utrzymuję tę armię. Państwo Polskie bowiem odciąga podatki (w różny sposób) również z osób zatrudnionych w oparciu o inne umowy oraz (co jest kolejnym źródłem zasilenia budżetu) zaciąga długi. Oczywiście nie ma co dyskutować z faktem, że owa 1/3 jest na utrzymaniu pozostałych (ale nie tylko tych 2/3). Warto jednak zwrócić uwagę, że wspomniane 2/3 osób zatrudnionych na umowę o pracę również jest na czyimś utrzymani (mianowicie właściciela firmy w której pracują). Na czym polega więc różnica? Bo podobieństwa są następujące: obie grupy są przez kogoś zatrudniane, obie wykonują pewną pracę, obie bywają z tej pracy rozliczane. Z wywodów inż. Freedoma klaruje się założenie, że pracownicy sektora publicznego nie wytwarzają żadnego zysku…
Nie! Tak przecież być nie może bowiem i oni otrzymują pensje. Zysk więc jest. Jest również ich dobrobyt w tym subiektywnym rozumieniu. Na czym zatem polega problem? Ano na fakcie, że dobrobyt pojęty jako własność jakichś dóbr materialnych lub możliwość nabycia usług nie jest jedyną konsekwencją pracy. Ze względu na wysokie wyspecjalizowanie procesu produkcyjnego łatwo przeoczyć (choć nigdy nie powinno się tego robić), że efektem pracy jest również jakieś dobro czy to materialne, czy w postaci usługi, czy zupełnie niematerialne w postaci idei.
Problemem nie jest tylko i wyłącznie duża liczba osób pracujących w sektorze publicznym. Problemem głównym jest wydajność ich pracy - nie produkują oni bowiem równowartości otrzymywanego wynagrodzenia. Drugim ważnym problemem, o którym również nie wolno zapomnieć, a który jest z tym ściśle powiązany, jest to, że nawet wyprodukowane dobra i usługi przez sektor publiczny niekoniecznie są celowe. Gdyby owa 1/3 zatrudnionych na umowę o prace, znacznie wydajniej produkowała dobra i usługi niż sektor prywatny, już tylko z tego tytułu sama siebie by utrzymywała. Tak oczywiście nie jest, choć takie założenie poczynić trzeba by zobaczyć o co dokładnie chodzi.
Wracając na zakończenie do kwestii prostoty. Zbytnie upraszczanie rzeczywistości doprowadziło inż. Freedoma do zapomnienia o drobnym fakcie, że praca coś wytwarza. Coś co przyczynia się nie tylko do jednostkowego wzrostu zamożności ale i do wzrostu zamożności wszystkich, którzy chcą z tego skorzystać. Prostota rzeczywistości to miły (ale niestety tylko) mit. Rzeczywistość ekonomiczna jest niezwykle złożona, przeplatają się w niej osobiste aspiracje i cele, uwarunkowania kulturowe, podział i złożoność pracy. Właśnie dlatego gospodarka nie może być w pełni (lub choćby z znacznej części) planowa. Myśliciel przy biurku nie będzie w stanie zaprojektować schematu, który uwzględni wszystkie aspekty rzeczywistości, gdyż ów myśliciel nie jest wszechwiedzący, a do tego ma ograniczone narzędzia. Nie dostrzegają tego zagorzali interwencjoniści i tutaj intuicja inż. Freedoma jest słuszna. Jednak popełnia on ten sam błąd, co technokratyczni zbawcy ludzkości. Nim inż. Freedom przejdzie do dalszego edukowania powinien co najmniej zapoznać się z pracami tej materii dotyczącymi. Na początek polecamy Zgubną pychę rozumu F. A. von Hayka, która to książka w dobry (i raczej przystępny) sposób pokazuje, że to nie prostota a właśnie złożoność wspiera idee, które przezierają z tekstu prostodusznego inż.Freemana.
[1] free.dom.salon24.pl/476345,kryzys-sryzys-czyli-zapomniane-podstawy-ekonomii
Balthasar Colbert
&
Nikanor
Dwóch zgredów z filozoficzno-analitycznym zacięciem, mających nadzieję na uchylenie rąbka prawdy. Interesują nas idee, światopoglądy i argumenty. Chcemy wiedzieć jak ludzie uzasadniają to, co głoszą. Jesteśmy również autorami serwisu: http://luznemysli.pl/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka