Zahuczało ostatnio w środowisku prawniczym. Stało się tak zarówno przez pomysł ministra Gowina dotyczący deregulacji zawodu jak i wstępne próby wprowadzenia systemu bolońskiego dla kierunku prawo. Chcielibyśmy skupić się na tej drugiej kwestii. O ile sam system boloński pozostawia wiele do życzenia, co wynika zarówno z jego założeń jak i sposobu realizacji, to jednak warto się zastanowić czy w przypadku prawa są podstawy do „świętego oburzenia” grona jurystów. Szczególnie, że w warunkach systemu bolońskiego, pomijając jego generalną słuszność, bądź jej brak, chęć takiego blokowania dostępu do studiów prawniczych przypomina blokowanie dostępu na aplikacje.
Argumentami, które szczególnie często pojawiają się we wszystkich wypowiedziach są: elitarność kierunku, ogromny zakres materiału, który student musi przyswoić oraz rzekome „produkowanie” półproduktu w postaci niekompetentnego absolwenta. W naszym odczuciu są to jednak racje przepełnione emocjami i wynikające z niekorzystnego kształtu zawodu prawnika w Polsce, co motywuje do lobbowania na rzecz maksymalnego zamknięcia tej specjalizacji.
Związana kiedyś ze studiowaniem elitarność zaniknęła całkowicie w Polsce na rzecz egalitarnego dostępu do studiów. Rzecz jasna nie będziemy krytykowali głosów przeciwko obniżaniu poziomu studiów, a jedynie głosy, które używają tych argumentów w obronie własnego interesu. Studiować może teraz każdy (a być może nie każdy powinien) a progi punktowe nie są aż tak wyśrubowane, żeby nawet przeciętny, acz pracowity uczeń nie mógł dostać się po kursach czy korepetycjach na upragniony kierunek. Niebagatelną rolę odgrywa w tym procesie nowy kształt matury. Niestety przyjęło się uważać, że przez wzgląd na status finansowy prawników a co za tym idzie, ich pozycję społeczną, już samo studiowanie prawa jest dla co najmniej części społeczeństwa, osiągnięciem co najmniej wybitnym. Przypomnieć należy, iż współcześnie ciężko znaleźć studentów, którzy rozumieją sens słowa „studiować”, czyli zgłębiać, dlatego samo studiowanie sprowadza się często do tego samego z czym mamy do czynienia w szkołach zawodowych. Student prawa jest przygotowywany do swojego zawodu i pracy w określonych ramach (np. specjalizacji). Często nie jest zdolny do refleksji nad źródłami prawa, jego kształtem i analitycznym podejściem do palących kwestii w prawodawstwie, gdyż program studiów obejmuje inne zagadnienia. Skoro system boloński w założeniu podnosi kwalifikacje zawodowe (licencjat jest tytułem zawodowym) a dopiero później umożliwia pracę naukową, to należy tak ukształtować dwustopniowe studia prawnicze, aby nawet z tytułem licencjata, absolwent był zdolny wykonywać zawód.
Tworząc program studiów, obowiązkiem fachowców jest uwzględnienie ilości koniecznego materiału. Nie zgadzamy się jednak z tezą, że „półprodukt”, czyli prawnik-licencjat nie będzie kompetentny zawodowo i że analogicznie nie może być „półlekarz” (taka teza pojawiła się tutaj: archiwum.rp.pl/artykul/1172362_Avocat_%C3%A0_la_bolognaise_Non_merci.html). Niestety analogia ta jest zbudowana na błędny przesłankach, gdyż aby być lekarzem, ratować ludzkie życie i zminimalizować ryzyko błędu, faktycznie potrzebna jest wiedza szeroka i wszechstronna. Zupełnie inaczej jest jednak z prawnikami, którzy mają swoje wąskie specjalizacje, posługują się przepisami z kodeksów czy ustaw dotykających ich kwestii i brak wiedzy z innej specjalizacji nie musi kolidować z kompetencjami. Adwokat trudniący się w sprawach rozwodowych wcale nie musi być specjalistą od prawa gospodarczego i na odwrót. Co więcej – system boloński nie blokuje możliwości kontynuacji studiów a jedynie pozostawia wybór. Podnoszenie kwalifikacji jest przecież uatrakcyjnieniem sylwetki absolwenta i stanowiłoby pierwszy krok do otwarcia zawodu, kiedy to konkurencja i rynek weryfikowałyby usługi świadczone przez adwokatów. Pozostaje nam się jedynie domyślać, że jest to jeden z powodów, dla których palestra sprzeciwia się systemu bolońskiemu w przypadku studiów prawniczych.
Skupić się należy także na kwestii ilości materiału, który student przyswaja w trakcie 5 lat nauki. Czy aby na pewno nie da się zredukować pewnych przedmiotów albo ich wymiaru godzinowego tak, by student umiał wykonywać swój zawód w specjalizacji po 6 semestrach? O ile pewne podstawy prawa rzymskiego są przydatne aby zapoznać się z pierwotnymi strukturami, to jeśli chodzi o znajomość struktur Unii Europejskiej, prawo międzynarodowe albo historia polski, którą studenci przerabiali w liceach nie są konieczne do wykonywania zawodu. Na pewno te przedmioty są przydatne erudycyjnie, poszerzają horyzonty i pomagają w pewnych sytuacjach zawodowych, lecz uważamy, że nie są warunkami koniecznymi dla jego wykonywania. Z tego też powodu argument o szerokim zakresie wiedzy jest nietrafiony, gdyż kwestia opiera się na odpowiedniej jego selekcji i dostosowaniu do potrzeb zawodu.
Mamy pełną świadomość, że tak wykształcony prawnik nie będzie erudytą i może mieć problemy wynikające z braku wszechstronnej wiedzy, lecz jest to kłopot obecny również przy aktualnym – jednolitym kształcie prawa. Niestety ta kwestia jest o wiele poważniejsza niż same studia wyższe i system boloński. Niemniej jeśli prawnicy w Polsce faktycznie pragną, aby absolwenci byli dobrze wykształceni, proponujemy konsekwentne postulowanie tej tezy i próbę przywrócenia kształtu studiów prawniczych sprzed blisko 400 lat, kiedy to student znał świetnie logikę, dzięki której poprawnie rozumował, filozofię, która pozwalała na analityczne podejście do problemów i ich sprawne rozwiązywanie czy też retoryki, dzięki której adwokat potrafił wpływać na wyrok sądu. Niestety jesteśmy świadomi, że opór palestry odnośnie kształtu studiów prawniczych nie wynika z troski o absolwentów lecz o finansowe bezpieczeństwo swoje i swoich protegowanych.
Nikanor
&
Balthasar Colbert
Dwóch zgredów z filozoficzno-analitycznym zacięciem, mających nadzieję na uchylenie rąbka prawdy. Interesują nas idee, światopoglądy i argumenty. Chcemy wiedzieć jak ludzie uzasadniają to, co głoszą. Jesteśmy również autorami serwisu: http://luznemysli.pl/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka