rozmowa z Anną Mancewicz, właścicielką Majątku Howieny w gminie Turośń Kościelna
Co Panią zainspirowało do stworzenia gospodarstwa agroturystycznego w Majątku Howieny? Jak wyglądała droga do realizacji pomysłu? Czy w Pani otoczeniu były osoby, które sceptycznie podchodziły do tego zamierzenia?
Moim miejsce urodzenia jest Korycin - stolica sera i truskawki. Tak więc całą moją inspiracją była wieś. Przez kilka lat mieszkałam za granicą, później w Białymstoku, ale niestety cały czas ciągnęło mnie na wieś jak wilka do lasu. Niemalże codziennie wsiadałam w samochód, tankowałam bak paliwa i "popychałam" po wszystkich okolicznych miejscowościach. Chciałam znaleźć miejsce, gdzie mogłabym się przeprowadzić. Zawsze marzyłam o tym, aby mieć staw, konia, piwniczkę i bocianie gniazdo na moim podwórku. Któregoś dnia dotarłam do Pomigacz. Zaraz za wsią przed moimi oczami ukazało się urokliwe miejsce: siedmiohektarowa polana z domkiem. Była to zima, z komina unosił się dym, śniegu po pas, ledwo wjechałam tam busem. Już tego dnia zaczęłam dobijać targu z gospodarzami. Po miesiącu byliśmy już u pani notariusz. Wówczas zaświtała mi myśl, że przy tej powierzchni można stworzyć gospodarstwo agroturystyczne. Oznaczało to, że trzeba zakasać rękawy i wziąć się ostro do pracy. Zaczęliśmy od wykopania stawu, potem przenieśliśmy wiatrak z Bojar, organistówkę z Turośni Kościelnej, karczmę z Poręby, ogromną szkołę z Kleszczel, dwustuletnią chatkę ze wsi Niewino-Borowe i tak dalej. W taki oto sposób uzbierało się szesnaście obiektów. W międzyczasie mąż szukał w internecie różnych zwierzątek. Kucyki Gucio i Maja były naszym pierwszym zakupem. Zaraz po tym do ich grona dołączyły: konie, osiołki, lamy, alpaki, daniele, kozy, barany, bociany nieloty, łabędzie, kury, gołębie, krówka szkocka, ryby w stawie oraz cztery króliki, które w bardzo szybkim czasie się rozmnożyły - teraz mamy ich aż sto! W taki właśnie sposób powstał nasz Majątek Howieny - gospodarstwo agroturystyczne, gdzie znajdują się obiekty o zabytkowym charakterze, a sielskości naszemu majątkowi dodają chodzące na wolności oswojone zwierzęta. Wymagało to oczywiście wiele pracy i zaangażowania całej rodziny - dobrze, że mamy czwórkę dzieci.
Jedyną osobą, która podchodziła sceptycznie do całej sprawy był mój mąż; ale gdy tylko przywiozłam go do Pomigacz to jego myślenie przestawiło się na inne tory. Acha, mieliśmy kilku znajomych, którzy mówili, że "porywamy się motyką na księżyc". Na szczęście należę do tych osób, które wierzą, ze małymi kroczkami można dojść do celu.
W Majątku Howieny imprezy organizowało wiele firm. Jak wyglądał początek działalności tzn. pozyskanie pierwszych zleceń? Czy w trakcie całej działalności zdarzały się też jakieś nietypowe sytuacje, które zapadły Pani w pamięci?
Nasz początek od strony działalności był nietypowy. Zaczęliśmy od udostępnienia karczmy koleżance na przyjęcie komunijne. Godzinę przed przyjazdem gości ustawialiśmy meble, przybijaliśmy obrazki na ściany oraz dekorowaliśmy salę. Widocznie Kasia miała dobrą rękę, bo potem poszło jak z płatka. Mamy jedynie stronę internetową, bo przecież najlepiej działa poczta pantoflowa. Najważniejsze, że goście są zadowoleni i do nas wracają, z czego się bardzo cieszymy i oby było tak dalej. W międzyczasie miały miejsce zaskakujące i śmieszne sytuacje np. w trakcie imprezy sylwestrowej jeden z gości wjechał na salę na kucyku, innym razem na weselu Pan Młody wskoczył mimo jesiennej pory do stawu, aby tak jak w filmie „Noce i Dnie” wyłowić lilię dla swej ukochanej. Raz przyszedł do nas pewien Pan z prośbą, abyśmy rozdali ulotki pozostałym sąsiadom (myślał, że w każdym domku mieszka rodzina).
Dużo mamy śmiesznych scen, gdy goście zakładają się o to, kto pierwszy złapie królika. Wiek w tym przedsięwzięciu nie gra roli-nawet dorośli mężczyźni dostają "ochrzan" od swoich żon za brudne garnitury.
Czy fakt, że Pani córka zdobyła tytuł Miss Polonia przełożył się na większe zainteresowanie mediów i firm Majątkiem Howieny?
Trudno nam powiedzieć, czy zainteresowanie Majątkiem Howieny wzrosło. Aczkolwiek, goście przybywający do nas gratulują nam córki, mówią, że trzymali za nią kciuki, wysyłali smsy, proszą o zdjęcie z autografem. Jest nam wówczas z tego z powodu niezmiernie miło.
Dziękuję za rozmowę
rozmawiał Jarosław Kozakowski
Inne tematy w dziale Gospodarka