Wcześniej nigdy dłużej o tym nie myślałem. Po co miałbym? Temat choroby był czymś odległym, tylko informacją w mediach lub plotką. Słuchasz tego i po chwili wracasz do porządku dnia. Nie skupiasz się na tym, co może odczuwać osoba chora. Jeden umarł, drugi, rzadko ktoś bliski, a nigdy ty, bo słyszy się zawsze o śmierci cudzej. O własnej nie można.
Chory człowiek wie, co nastąpi. Czasem mam nadzieję, czasem ją tracę, teraz już każdego dnia. Choroba postępuje i rozumiem dokąd zmierza. Na pewno jest wiele czasu na przemyślenia. One sprawiają ból. Czuję się jakbym ciągle grał w rosyjską ruletkę. Wiem, że w końcu nadejdzie ten dzień, gdy w komorze będzie nabój. Choroba nie odejdzie. Daje tylko czas, by popatrzeć na świat. To przypomina taką przyśpieszoną starość. Masz w końcu dosyć wszystkiego i czekasz, a czas upływa. Może jutro, za tydzień lub dwa miesiące. Tylko czekasz.
Wiele zależy od sposobu myślenia. Ale choroba nowotworowa wywołuje bardzo silny dyskomfort psychiczny. Jedyną linią obrony jest starać się nie myśleć o tym, co jest, co się wydarzy. Lecz nowotwór stale o sobie przypomina. Trochę zaboli, i wiesz, że istnieje. To właśnie jest najgorsze. Nic nie można z tym zrobić. Niby żyjesz, ale tak, jakbyś już jutro miał umrzeć. Cierpisz, cały czas cierpisz. A ratunku nie ma i nie będzie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości