Tytuł ostatniej z prezentowanych dawnych składanek muzycznych mojego pomysłu, powstałych w bardzo żarliwym religijnie okresie obejmującym lata 1999-2001 w moim życiu, dodatkowo oznaczyłam wtedy konkretnym rokiem (1999), co mogłoby wskazywać, że stanowiła ona pierwszą z modlitewnych muzycznych kompozycji z tamtego okresu.
Co ciekawe, wszystkie 4 mixy stanowiły wtedy muzyczne tło mającego w tym samym czasie miejsce gwałtownego rozpadu mojej bankrutującej firmy [Piękne bankructwo]. O splocie tych dwóch zdarzeń kilkakrotnie wspominałam w różnych tekstach: mówię Panu Bogu swoje tak, i za chwilę bankrutuję biznesowo; ktoś rozeznając moją sytuację określa ją słowami „powołanie” i jednoczesne „powstrzymanie” - przez bankructwo i długi zamykające drogę do klasztoru; znajoma ekonomistka mówi mi, że jeśli faktycznie za bankructwem mojej firmy stoi Pan Bóg, to od strony zasad ekonomii wykonał perfekcyjny optymalny ruch, który wywołał dalszą lawinę zdarzeń; pracownicy biura mojej rozpadającej się firmy, znając sytuację, mówią, żebym pozostawała w domu, w swojej samotni, modląc się, bo i tak wszystko wskazuje na to, że upadającą firmą steruje od wewnątrz jakaś niewidzialna dłoń, a upadek ma charakter kontrolowany. Częścią tego przedziwnego scenariusza był również cud pod tytułem [Księgowy Krescencjusz]. Tak to było - w rytmie prezentowanych tutaj nagrań z muzyką uwielbienia.
W TWOICH RĘKACH
W Twoich rękach
między młotem a kowadłem
(kowadło pocieszenia
przygotowuje
na kolejny cios młota) -
Podtrzymujesz
i uderzasz -
Dłoń Mistrza
nadaje mi kształt -
W ręce Twoje
powierzam ducha mojego -
Bądź kowalem mego losu.
Amen.
luty 2000
Jednak: co było a nie jest, nie pisze się w rejestr. Odsłuchując obecnie, po długiej przerwie wspomniane nagrania, nie czuję w sobie tego, co wtedy tak bardzo w duszy mi współgrało z tymi utworami, ale nie dziwię się tej sytuacji, gdyż w życiu duchowym raczej nie ma powrotów do etapów wcześniej przebytych, tak jak nie ma realnego powrotu z dorosłości do dzieciństwa i młodości, poza wspomnieniami, chociaż nie ma też wątpliwości, że istotną cząsteczkę wcześniejszych okresów życia nosimy w sobie do końca, gdyż to one nas kształtowały jako człowieka.
W tych Adwentowych dniach mogłam natomiast po raz pierwszy - po 13 latach - wrócić do swoich najtrudniejszych wspomnień wtedy spisanych [Trzy pieczęcie. Świadectwo]. Serie tekstów wymienione w powyższej notce dopiero teraz mogłam po raz pierwszy spokojnie przeczytać bez poczucia schizofrenicznego rozdwojenia jaźni przy próbie wejścia w tamte opisy dotyczące mojego własnego życia. Obecnie przeczytałam je nawet wielokrotnie, razem z całym cyklem bardzo trudnych [historii rodzinnych], ale już bez wspomnianego odczucia, natomiast z prostym poczuciem, że opowiastki owe zawierają po prostu opis pewnego doświadczenia, które mam już za sobą (ale które nadal pozostaje w rękach Pana – Boga, do Jego dyspozycji: Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione! - Księga Hioba 1, 21), a który składa się na pełny obraz mojej osoby, mojej historii, poprzez obecnie dokonywaną nową syntezę doświadczeń i nową integrację osoby - na kolejnym i koniecznym, głębszym poziomie rozwoju.
Wczytując się uważnie między innymi w szczegółowy opis okresu mojego dorastania, zauważyłam, że nie wspominam w tekstach o pewnej charakterystycznej cesze tamtego czasu, z której zawsze zdawałam sobie sprawę, ale którą pominęłam we wcześniejszych wspomnieniach, pewnie z tego powodu, że nie wiedziałam, co to było. Obecnie mnie oświeciło. To, co kiedyś nazywałam „ucieczką od rzeczywistości”, a później „wewnętrznym teatrum”, nie było niczym innym, jak typowym mechanizmem obronnym przed lękiem i stresem – mechanizmem fiksacji. Kiedy miałam 12-14 lat, stosowanie tego mechanizmu zaczęłam zupełnie nieświadomie, jak dzisiaj zrozumiałam, ratując się w ten sposób przed zbyt trudnymi doświadczeniami mojego ówczesnego życia. Ale: ja nadal potrafię z tego mechanizmu korzystać, w sposób świadomy i kontrolowany, tak jak zjada się czekoladę, żeby sobie poprawić nastrój. Takie wewnętrzne teatrum obecnie nazywam „skokiem w bok”, czyli zdradą w stosunku do Rzeczywistości. Skoro już wiem, co to jest, więc automatycznie wiem, co mam robić, żeby uwolnić się od uzależnienia od tego fiksum-dyrdum: w sposób rozumny muszę wytrzymywać różne aspekty rzeczywistości, również poczucie pustki i próżni, bez uciekania się do znieczuleń, nieustannie oddając swoje życie w ręce Boga i poddając je wyłącznie Jego woli, a nie moim fantazjom.
TY I JA
- Jestem tylko człowiekiem.
- A Ja jestem tylko Bogiem.
Jestem na ziemi -
W niebie jesteś Ty.
Mam po prostu być -
Działać będziesz Ty.
Jestem od zwyczajnych rzeczy -
Od rzeczy nadzwyczajnych jesteś Ty.
Mam robić to, co jest możliwe -
Co niemożliwe będziesz robić Ty.
Mam być zwykłym człowiekiem -
Żebyś mógł być zwykłym Bogiem.
Amen.
marzec 2000
Teksty moich wierszowanych rozważań z roku 2000 pochodzą z cyklu [modlitewnik].
mix1: [audio] [notka]
mix2: [audio] [notka]
mix3: [audio] [notka]
w Duchu i Prawdzie: żyję dniem dzisiejszym, szykuję się na wieczność, robię swoje; rocznik 1952; katoliczka rzymska; w s24 od roku 2007; kopie wszystkich edycji tego bloga - ponad 500 notek oraz niektóre gorące dyskusje tutaj: https://prowincjalka.blogspot.com/ .
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości