Ojciec Marcin [Dominicanus] w najmniejszym stopniu nie zgorszył się, lecz jedynie zadziwił, kiedy powiedziałam przez jaką – między innymi – piosenkę przemówił wtedy do mnie Pan Bóg. Zadziwił się głębią tekstu zwykłej piosenki: Szukam słów, aż znajdę klucz do twych snów. Miłość twą, jej barwę, kim jesteś, mów. Szukam słów, które by otwierały twoje sny, chcę je znać, tak jak znam twoje łzy. Miłość, ból, radość, płacz - wszystko znajdę w twoich snach, tylko mnie nie ma tam, nie ma tam. Szukam słów, aż znajdę klucz do twych snów. Miłość twą, jej barwę, kim jesteś, mów [całość].
Nie pamiętam, czy miałam okazję powiedzieć Ojcu Marcinowi, jaką piosenką - między wieloma innymi - ja z kolei odpowiedziałam wtedy Panu Bogu: Nie wierz mi, nie ufaj mi, bo z rąk ci się wywinę. Nie jest tak, że w kilka dni zdobywa się dziewczynę, nie, nie jest tak. Poprowadzisz mnie, przeprowadzisz mnie przez zaufania próg, gdzie już byś mieć mnie mógł za swoją, a ja umknę ci, a ja wymknę się [całość]. Dobrze wyczułam wtedy swoje możliwości. A było to już po cudownym uzdrowieniu, wyprowadzeniu mnie na wolność i daniu mi nowego życia. Po moim zakochaniu się w Stwórcy. Prawdę powiedziawszy, swoje możliwości przeczuwałam już dużo wcześniej, kiedy przez prawie pół wieku pozostawałam przyszpilona jak żywy motyl do swojego krzyża [Trzy pieczęcie. Świadectwo]. Czułam wtedy, że gdyby nie tamten osobisty krzyż, rozmieniłabym swoje życie na drobne.
Po wydarzeniach lat 1999-2001 w moim życiu, kiedy z czasem wewnętrzny żar nawrócenia przygasł, kiedy okazało się, że nie mogę z Bogiem i dla Boga zamknąć się w klasztorze (który poprzez Regułę narzucałby mojej niesfornej osobie pewną dyscyplinę), i że muszę pozostawać w tak zwanym świecie, jak obecnie wyraźnie zobaczyłam, wykonałam sporo mentalnych skoków w bok od mojej pierwotnej Miłości, które to skoki od paru tygodni mam okazję korygować na danej mi jakby nowej wewnętrznej platformie, tak jak bym miała na nowo wewnętrznie napisać siebie w świecie - tutaj i teraz, poza sformalizowanymi regułami, za to mądrzej i doroślej, eliminując ze swojego wnętrza wszelkie śmieci, które tam się nazbierały przez ostatnie lata. I to dzieje się, w odpowiedzi na dawne zaproszenie: kim jesteś, mów.
Z rzeczy bardzo konkretnych: pogodziłam się właśnie ze swoim od bardzo dawna nieżyjącym Ojcem. Trzynaście lat temu napisałam o nim bardzo krytyczny tekst [Człowiek w przyciasnych butach], który nadal w całej rozciągłości podtrzymuję. Niejednokrotnie przyznawałam, że odziedziczyłam po Ojcu wspomnianą w tekście próżność manifestującą się skłonnością do pragnienia próżnej chwały. W tych dniach natomiast w całej rozciągłości poczułam, jak bardzo w genach odziedziczyłam również jego cielesność i jego typ zmysłowości. I powiedziałam gdzieś tam w górę: okej taka jestem, jestem jak Ty, jestem w pełni Twoją córką, Tatusiu. I poczułam, jak przestrzeń uśmiechnęła się do mnie.
Tata. Kraków, 1942
Jak informowałam w pierwszej notce z obecnego cyklu mix1-4, niedawno przeniosłam z kaset magnetofonowych na cyfrowe nośniki dźwięku 4 własne składanki muzyczne z gorących lat 1999-2001 i postanowiłam teraz przy tej okazji uczynić z nich materiał do 4 rozważań na 4 tygodnie tegorocznego Adwentu. Dzisiaj zamieszczam część trzecią tego cyklu, którą rozpoczyna piosenka wspomniana na wstępie, po której mamy już do czynienia wyłącznie z utworami klasycznymi – sakralnymi i świeckimi. Tak czułam. Tak mi w duszy grało.
mix1: [
audio] [
notka]
mix2: [
audio] [
notka]
w Duchu i Prawdzie: żyję dniem dzisiejszym, szykuję się na wieczność, robię swoje; rocznik 1952; katoliczka rzymska; w s24 od roku 2007; kopie wszystkich edycji tego bloga - ponad 500 notek oraz niektóre gorące dyskusje tutaj: https://prowincjalka.blogspot.com/ .
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości