Zastanowiła mnie zbieżność dat, w nieoczekiwany sposób potwierdzająca wcześniejsze przeczucia. Ten sam miesiąc, ten sam dzień. Pewnego roku, w dniu 21 października, w pewnym kontekście powiedziałam Panu Bogu moje
tak, a za jakiś czas nie miałam już wstępu do tego kontekstu. Sześć lat później, również 21 października, zaczynam prowadzić ten blog, wchodząc w ten sposób w kontekst nowy. Realia sprawy nie są ważne. Istotny jest mechanizm.
*
A było to tak. Niedługo po bankructwie finansowym [
Zmęczenie] doświadczam bankructwa przeżywanego o wiele głębiej, w całkowicie innej, o wiele bardziej osobistej sferze, kiedy osoba, która dzięki swojej wiedzy i doświadczeniu, a mojemu wielkiemu zaufaniu, mogła stanowić poważną pomoc na moich coraz trudniejszych drogach życia duchowego, w sposób zamierzony przestaje mieć dla mnie czas.
Wcześniej ostrzega mnie: - Sama sobie nie poradzisz. - Wiem, że to jest szantaż. Wiem, że wie o sile swojej pozycji w moim życiu. Bezapelacyjnie wybieram jednak to, co uważam za słuszne, nawet za cenę pozornej, ale bardzo bolesnej osobistej straty, która z czasem i tak okazuje się być zyskiem. Czystym zyskiem. Paktowanie ze złem bowiem nigdy niczego dobrego nie przynosi.
Skoro osoba ta odrzuca moje zaniepokojenie poważnymi nieprawidłowościami, które zaczęłam zauważać w jej postępowaniu, skoro moje uwagi bierze za przejaw złej woli inspirowanej podszeptami złego ducha, kieruję sprawę na drogę oficjalną. Robi to jeszcze kilka innych osób, niezależnie od siebie nawzajem, które również zauważyły rzeczy bardzo niepokojące.
*
W wyniku oficjalnych urzędowych czynności, ważnej kiedyś dla mnie osoby już nie ma tam, gdzie była. Ja natomiast tam powróciłam - po około dziesięciu latach banicji, na którą mnie skazała, uznając mnie za
persona non grata. Patrząc wstecz przy okazji pisania poprzedniego tekstu [
Autobiografia: autoportret, autoterapia, autokreacja], dochodzę do wniosku, że wbrew dramatycznym okolicznościom - sama sobie jednak poradziłam! Jak nie raz w swoim życiu. Pozostawiona sama sobie, nie zmarnowałam czasu. Pomógł mi w tym - jakby przypadkowo - ten blog.
To, co miałam ze swojego życia przemyśleć i uporządkować w dialogu z Panem Bogiem i w obecności człowieka - zostało w dużej mierze wykonane. Takie mam odczucie. Jakieś dwadzieścia lat temu przeczytałam, że ten proces będzie trwał nie krócej niż kilkanaście lat. Wydawało mi się niemożliwe, że tak długo. Patrząc wstecz już nie dziwię się tej perspektywie czasowej, szczególnie, że jeszcze sporo do zrobienia.
Przez piętnaście lat prowadziło mnie blogowanie oraz Przyjaciele i Goście, którzy na przestrzeni tych lat czytali i wspierali moje pisanie, w tym w zakresie tematyki duchowej, szczególnie gęstej w pierwszych latach mojej aktywności. Wśród wspomnianych osób chciałabym nie po raz pierwszy w sposób szczególny wyróżnić wkład
SławkaP. Wszystkim nieustająco dziękuję.
„
W przypadku, gdyby cała wspólnota wybrała zgodnie, co nie daj Boże, człowieka pobłażającego jej [wszystkim] występkom, i gdyby występki te doszły do uszu biskupa, do którego diecezji należy ów klasztor, lub do uszu innych opatów czy też mieszkających w sąsiedztwie chrześcijan, nie wolno im dopuścić do zwycięstwa tej zmowy przewrotnych. Muszą wówczas ustanowić godnego zarządcę domem Bożym. A mogą być pewni, że otrzymają obfitą nagrodę, jeśli zrobią to z czystych pobudek i gorliwości o sprawę Bożą. Popełnią natomiast grzech, jeśli tego zaniedbają.” - Reguła św. Benedykta, Rozdział 64 „O ustanowieniu opata”