„Polska Rzeczpospolita Ludowa - ukoronowaniem tysiącletnich dziejów Narodu i Państwa Polskiego” - takie hasło można nadal wypatrzeć na mocno wyblakłym sporym malowidle wiele lat temu umieszczonym na bocznej ścianie pewnej kamienicy w pewnym pomorskim mieście. Malowidło to pochodzi z czasów, kiedy pojęcie muralu jako formy artystycznej ekspresji nie funkcjonowało w powszechnej świadomości peerelowskiego społeczeństwa, być może dlatego, że ówczesne naścienne malunki ograniczały się głównie do przypominania obywatelom o istnieniu takich monopolistów, jak PKO, CPN, Pewex, Moda Polska czy Cepelia, a które to malunki trudno było nawet nazwać reklamami, jako że wymienionym firmom żadna konkurencja nie zagrażała w kraju chronicznego deficytu towarów na rynku.
Wspomniany wyżej dość nietypowy dla tamtych czasów rocznicowy malunek pochodzi zapewne z roku wyznaczającego tysiąclecie wydarzenia określanego chrztem polskiej państwowości, w praktycznym wymiarze oznaczającego przystąpienie młodego wtedy państwa do ówczesnej europejskiej unii państw chrześcijańskich. W rocznicowym 966 – 1966 roku, kiedy w wymiarze kościelnym Polska szeroko świętowała pamiątkę religijnego Chrztu Polski, władze komunistycznego epizodu w jej dziejach nawiązywały w wymiarze świeckim wyłącznie do rocznicy początku procesu międzynarodowego uznania państwowości młodego kraju.
*
Ile razy o tym muralu myślę, tyle razy dodaję od siebie, że jeśli PRL miała być ukoronowaniem dziejów polskiego narodu i państwa, to nie mam wątpliwości, że była to korona cierniowa, co nie zmienia faktu, że Polska tamtego cierniowego czasu była moją ojczyzną, a ja jestem tamtego czasu dzieckiem, tak jak moi Rodzice, urodzeni w pierwszych latach dwudziestego wieku, byli po części dziećmi czasu rozbiorów, również cierniowych. Moi obaj Dziadkowie i obie Babcie tym bardziej wyrastali z Polski pod zaborami - rosyjskim [Po polsku, z rosyjska] i austriackim [Austriackie pisanie, austriackie śpiewanie], i jak pokolenia przed nimi doświadczyli na sobie trudnych meandrów naszych narodowych dziejów. Taki tutaj, w naszym środkowoeuropejskim nizinnym korytarzu, mamy klimat. Częste przeciągi.
Ja jestem nie tylko dzieckiem PRL-u, ale również owego PRL-u rówieśniczką. Polska w peerelowskiej odsłonie i ja urodziłyśmy się w tym samym roku, w odstępie zaledwie miesiąca. Jest więc ona mojej młodości światem, mojej młodości scenerią, do której należą zarówno ówczesne oficjalne komunistyczne realia, jak też pielęgnowane w moim domu: wewnętrzny sprzeciw wobec tych realiów oraz pamięć o trwających ponad sto lat zmaganiach o zachowanie w podzielonym zaborami społeczeństwie - narodowego ducha i chrześcijańskiej tradycji. Moja peerelowska sytuacja niczym nie różniła się od sytuacji wcześniejszych pokoleń rodaków, skazanych na przykład na życie w złudnej autonomii takich administracyjnych tworów jak Księstwo Warszawskie czy Królestwo Polskie. Taki klimat.
*
Powyższe refleksje przychodzą mi na myśl teraz, kiedy przy końcu życia patrzę na świat wokół mnie, na przykład na obecne młode pokolenie. Poprzez swój zawód mam kontakt z jego przedstawicielami, i to kontakt dobry, jako że z natury jestem kontaktowa [Poemat dydaktyczny], ale którego życie i przyszłość coraz mniej mnie obchodzą. Żyją po swojemu, kształtowani przez swój czas, i po swojemu swoją przyszłość układają. Mojej wewnętrznej izolacji od współczesnego świata sprzyja fakt, że od ponad dwudziestu lat nie korzystam z tradycyjnych mediów, na przykład - telewizji. Nie wiem więc za bardzo, czym karmiona jest i czym żyje współczesna zbiorowa wyobraźnia. Nie nadużywam też społecznościowego udzielania się w internecie. Wyjątek stanowił salon24.pl w swojej pierwszej odsłonie oraz nasza-klasa.pl - które przeszły już do historii. Ja jestem z pokolenia PRL-u, Solidarności i Jana Pawła Drugiego.
Tamte doświadczenia mnie ukształtowały: lata 1950-te: dzieciństwo [Baby boom] [Świńskie kawałki]; lata 1960-te: szkoły [Taki charakter] [Felix culpa]; lata 1970-te: studia [Nie ma nic] [Pan Nowak, albo motyw drogi w literaturze amerykańskiej]; lata 1980-te: samodzielność, praca zawodowa, powrót do religii, polski papież, polski sierpień oraz wszystko, co z tego owocnego duchowo czasu wyniknęło [Ukochany kraj, umiłowany kraj] [Lotem bliżej] [Idą krzycząc] [W cieniu]. Spoglądając wstecz widzę, że moje osobiste dzieje układają się w swoiste dziesięcioletnie pasma takich a nie innych doświadczeń, których - w odróżnieniu od peerelowskich planów dziesięcioletnich - nie układałam sobie zawczasu. Życie tak mi się ułożyło, również wtedy, kiedy jako kraj z PRL-u formalnie już wyszliśmy: lata 1990-te: własny biznes [Piękne bankructwo]; lata 2000-czne: myśl o klasztorze [Być mniszką]; lata 2010-te: spisanie swojego życia na blogu [Kiedy stąd odejdę, czyli jak umiera blog]. A lata 2020-te? Jak na razie to 3 x S: starość, słabość, samotność - tak w tej chwili życie samo mi się układa, o czym pewnie jeszcze coś napiszę, w historycznej perspektywie. Jeśli Pan Bóg będzie tego chciał.
w Duchu i Prawdzie: żyję dniem dzisiejszym, szykuję się na wieczność, robię swoje; rocznik 1952; katoliczka rzymska; w s24 od roku 2007; kopie wszystkich edycji tego bloga - ponad 500 notek oraz niektóre gorące dyskusje tutaj: https://prowincjalka.blogspot.com/ .
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości