Jeśli ktoś twierdzi, że lubi wszystkich ludzi - nie wierzę takiej osobie. Pan Bóg nie wszystkich lubi, to znaczy nie zawsze, a przynajmniej nie w równym stopniu lubi przebywać w każdej ludzkiej duszy (tak uczy teologia/mistyka), a człowiek miałby w swoich sympatiach być doskonalszy od Stwórcy? Bóg kocha każdego, to znaczy pragnie dobra każdego człowieka, ale już niekoniecznie musi lubić to, co w tym czy innym człowieku - w jego duszy - znajduje, a na przebywanie w którym/której jest niejako skazany, gdyż - jest wszędzie, a wszystko jest w Nim. No bo jaka to dla Pana Boga "przyjemność" na przykład z przebywania w duszy, która jest jak chlew?
*
Okej, schodzę na ziemię. Jeśli w internecie ktoś ma zasadę nie-banowania, czyli w ogóle nie-blokowania ewentualnym komentatorom dostępu do czatów na swojej stronie czy blogu, twierdząc, że to przejaw gościnności, polegającej na dopuszczaniu na nim każdego komentarza czy każdego komentatora - nie przyjmuję takiego tłumaczenia. Nie jest to przejawem gościnności ani wobec człowieka, ani wobec idei, ani wobec wolnego słowa, szczególnie jeśli wolne słowo, idea czy człowiek mogą prezentować się w innym - swoim - miejscu.
Nie muszę każdego człowieka lubić, nie muszę każdej osoby lub każdej idei wpuszczać do swojego domu - tego realnego, i tego pojmowanego metaforycznie. Mam wybór, z kim chcę przyjaźnić się czy pozostawać w zażyłości, a z kim nie. To, kogo zapraszam czy wpuszczam do swojego domu, to w przeważającej liczbie sytuacji - mój wybór. Podobnie, kogo chcę, a kogo nie chcę gościć u siebie na blogu - to jest mój wybór. I moje prawo (oczywiście, jeśli jest to technicznie możliwe).
To gospodarz w swoim domu wyznacza zasady i granice, które obowiązują gościa. Jeśli ten nie potrafi zachowywać się tak, żeby gospodarz czuł się jak u siebie w domu, to - pa! Całkiem niedawno zdarzyło mi się wyprosić z domu osobę, którą znam od dawna, ale która w pewnej sytuacji nie potrafiła zachować się z odpowiednim wyczuciem, co zresztą potem korespondencyjnie przyznała, przepraszając za niestosowność zachowania.
*
W moich internetowych domkach, na przykład na blogu - nie raz wypraszałam intruzów, czyli gości niemile widzianych z tego czy innego powodu. Nie widzę niczego złego w banowaniu. Ja banuję, mnie banują. Jedyne, czego nie znoszę, czym się brzydzę, to banowanie uczestnika toczącej się rozmowy czy dyskusji po cichu - bez poinformowania o tym pozostałych uczestników (komentatorów/czytelników). Nazywam to – tchórzostwem.
Jak całkiem niedawno napisałam na swoim blogu, dla mnie zbanować, to tyle co splunąć. I dodałam do tego stwierdzenia odpowiedni emotikon, składający się ze średnika oraz prawego nawiasu okrągłego. Mam w posiadaniu broń przed intruzami, i nie waham się jej używać. I nawet ręka mi nie drgnie, kiedy banuję. Ręka nie, ale zdarzyło mi się dwa razy, że zadrżała – powieka. I popłynęły spod niej łzy.
Było to dawno temu i nie ma związku z dwoma banami sprzed paru dni, które przypomniały mi, że już kiedyś chciałam jasno wypowiedzieć się na temat blogowej gościnności, a które to bany sprzed paru dni - a właściwie jeden z nich - stały się natchnieniem do notki uzupełniającej obecną, a zatytułowanej [Jak rozmawiać z głupcem. Opis przypadku]. Czyli - praktyka.
.
w Duchu i Prawdzie: żyję dniem dzisiejszym, szykuję się na wieczność, robię swoje; rocznik 1952; katoliczka rzymska; w s24 od roku 2007; kopie wszystkich edycji tego bloga - ponad 500 notek oraz niektóre gorące dyskusje tutaj: https://prowincjalka.blogspot.com/ .
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura