prowincjałka prowincjałka
757
BLOG

WYWIAD: Jak się dobrze wydać? Best of luck, Róża!

prowincjałka prowincjałka Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 22


1. Przyznaję: nigdy wcześniej nie spotkałam się z przypadkiem pisarza, który zalecałby swoim czytelnikom, żeby nie kupowali jego książek! Po raz pierwszy taką radę wyczytałam na autorskiej stronie Róży Lewanowicz, radę poczynioną w odniesieniu do jej debiutanckiej sensacyjnej trylogii, parę lat temu entuzjastycznie przyjętej przez czytelników.

Róża Lewanowicz: Zauważ jednak, że nie zalecałabym, by jej nie czytać. Biblioteki to fantastyczny wynalazek i gorąco zachęcam, by z nich korzystać. Napisałam tę uwagę, bo uznałam, że to logiczne, uczciwe i zgodne z literą prawa. Wydawca nie tylko nie płacił mi od dłuższego czasu tantiem, ale w dodatku sprzedawał książki po wygaśnięciu umowy, nie mając praw autorskich - na co mam niezbite dowody. Przecież to kradzież! Obecnie sprawa ma swój finał w sądzie - nie z mojej inicjatywy - ale trudno przewidzieć, czy otrzymam zaległe należności. Szczerze? Nie nastawiam się na to za bardzo, bo nie chcę się rozczarować. Poza tym wolałam całą energię skierować na inne działania pisarsko-wydawnicze, takie na przykład jak moja najnowsza powieść, tym razem z gatunku fantasy, znajdująca się już w sprzedaży: Drugie drzewo .


2. Zawodowo pracujesz w sferze, w której co miesiąc można zarobić na mniej więcej pięcioletni samochód. A jednak pomimo pierwszego bolesnego zderzenia z polskim rynkiem wydawniczym, nadal myślisz o pisaniu i publikowaniu książek?

Róża Lewanowicz: Kto tak dużo zarabia w IT, ten zarabia. Ja nie narzekam, ale jeszcze trochę wody w Wiśle upłynie, zanim osiągnę coś bardziej 'konkretnego'. Prawda jest taka, że obie te sprawy – praca zarobkowa i pisanie książek - są powiązane na kilku płaszczyznach. Nie wyobrażam sobie nie pisać książek, ale do tego potrzebne są środki na przeżycie. To motywuje mnie do rozwoju zawodowego na poziomie, na który bym się nigdy nie zdecydowała wyłącznie ze względów finansowych. Poza tym w pracy zawodowej piszę cały czas, więc tak czy inaczej spełniam się w jakiejś mierze, rozwijając ten talent bez większego wysiłku. Pisanie powieści - jak każde inne hobby - pozwala zachować równowagę emocjonalną, oderwać się od pracy dla kogoś, dając poczucie wolności. Przestałam sobie na razie zadawać pytanie, czy kiedykolwiek zdołam się utrzymywać tylko dzięki pisaniu, bo traciłam na to za dużo nerwów.


3. Czy cały polski rynek wydawniczy działa w taki sam sposób, jak opisany przez Ciebie Twój pierwszy wydawca?

Róża Lewanowicz: Wolałabym się nie wypowiadać 'ogólnie' na temat polskiego rynku wydawniczego, choć sprawa nie dotyczy jedynie pisarzy, ale twórców w ogóle. Z mojego, bardzo osobistego, doświadczenia wynika, że dobrze nie jest. Kiedy mój wydawca odrzucił Otwórz oczy, Marianno (ewidentnie oczekiwali ode mnie kolejnego pop-kryminału), zaczęłam wysyłać powieść do innych wydawnictw, bardzo wielu wydawnictw... Gdy ciągle dostawałam odmowy albo po prostu nie odpowiadano, postanowiłam wysyłać ją nie pod znanym już literackim pseudonimem, ale pod własnym nazwiskiem i odpowiedzi zaczęły nadchodzić dość szybko, tyle że za każdym razem pisano, że biorąc pod uwagę, jak jest ciężko na rynku i jak trudno wypromować debiutanta, proponują mi podział kosztów publikacji pół na pół (!), a gdy ujawniałam się jako Róża Lewanowicz, a więc nie debiutantka, która musi dopiero wyrabiać sobie markę, odpowiadano, że nie ma dla mnie oferty...


4. A więc – wygląda na to, że ma miejsce ewidentne żerowanie na artystach debiutujących, na ogół nie mających pojęcia o zastawionych na nich prawnych pułapkach.

Róża Lewanowicz: Tak. Po jakimś czasie jednak odezwało się do mnie pewne wydawnictwo z propozycją współpracy. Nie miałam zamiaru w ogóle odpisywać, ale ostatecznie poprosiłam, żeby przesłali mi wzór umowy, jaką zawierają z pisarzami. Wtedy właśnie dotarło do mnie, że zwyczajnie nie mam tu czego szukać. W punkcie mówiącym o wynagrodzeniu napisano, że otrzymam jednorazową wypłatę - jakieś śmieszne pieniądze - potem już mi nie będą płacić, a prawa autorskie zostaną z nimi na wieki wieków. Kiedy rozmawiałam z pewną panią adwokat, zajmującą się prawami autorskimi od ponad dwóch dekad, usłyszałam, że takie umowy nie są niczym niezwykłym i że w sumie te moje były całkiem sensowne, jak na nasze warunki. Zaś gdy pokazałam je cywiliście, złapał się za głowę. Najlepszym komentarzem do tej sytuacji była dla mnie chwila, gdy moja znajoma przedstawiła mnie pewnemu piosenkarzowi, znanej gwieździe polskiej estrady, następującymi słowami: "To jest taka miła pani pisarka i jej TEŻ nie płacą."


5. Zaczęłaś więc sama wydawać swoje książki w formie e-booków.

Róża Lewanowicz: Wydawanie własnym sumptem książek w Polsce nie jest dobrze widziane. Doprecyzowując - jest źle postrzegane przez środowisko pisarzy, recenzentów i... prawników od praw autorskich, którzy, co oczywiste, czerpią zyski z faktu, że pisarzom się nie płaci i że muszą oni dochodzić swoich praw w sądach. Kiedy ogłosiłam w mediach społecznościowych, że moja powieść „Otwórz oczy, Marianno" jest dostępna w formie e-booka i że sama zadbałam o konwersję i publikację, wylała się na mnie fala hejtu. Jedna z osób napisała mi wprost: 'Już nikt nigdy cię nie wyda w Polsce!', na co odparłam, że bardzo dobrze, bo nie mam zamiaru wiązać się więcej z jakimkolwiek oszustem. Książka ta oraz kolejna powieść są dostępne, ale, delikatnie mówiąc, nie odniosły sukcesu z oczywistych względów: nie mam środków ani narzędzi, by dotrzeć do odbiorców. Mimo to nie zmieniłam zdania o polskim rynku wydawniczym. Pisarze boją się ostracyzmu, chcą być wydawani, nawet jeśli sytuacja jest, jaka jest. Ja jestem i tak w dość komfortowej sytuacji, ponieważ w pracy zawodowej i tak zajmuję się pisaniem i, zwłaszcza ostatnio, spełniam się na tym polu całkiem nieźle.


6. Piszesz i publikujesz książki również w języku angielskim, i sama prowadzisz ich sprzedaż np. na Amazon. Czy są to wyłącznie powieści? I czy wśród czytelników masz też osoby spoza Polski?

Róża Lewanowicz: Jeśli chodzi o self-publishing na świecie, sprawa ma się zupełnie inaczej. Platform w rodzaju Amazona, gdzie można samodzielnie wydać swoją książkę, jest coraz więcej, ale póki co to Amazon ma raczej monopol na tego rodzaju działalność, natomiast ani czytelnicy, ani krytycy, ani ktokolwiek inny nie patrzy na to, czy pisarz wydał się sam, czy stoi za nim wielkie wydawnictwo. Na początku opublikowałam małe zbiory esejów, żeby wdrożyć się w platformę i zobaczyć, jaka forma promocji działa najlepiej. Problemem jest to, że książek jest mnóstwo i aby się przebić, trzeba sporo zainwestować w reklamę, która nie zawsze działa. Nie jest tak, jak się niektórym wydaje, że wystarczy wrzucić tytuł i czytelnicy go sobie znajdą.

Zdecydowałam się jednak wydać „Mariannę” w języku angielskim, głównie z tego powodu, że utrzymuję się dzięki znajomości tego języka, a uczenie się go w tradycyjny sposób po prostu jest dla mnie zbyt nudne. Nie powiem, że była to przyjemna podróż (sama wiesz, że tłumaczenie to zajęcie dla cierpliwych i wytrwałych), ale nie żałuję. Opatrznościowo złożyło się tak, że tłumaczenie tak wdrożyło mnie w pisanie, że doskonale odnalazłam się w nowej rzeczywistości zawodowej. Z tego, co obserwuję na portalu Goodreads, czytelnicy to sami Amerykanie, jednak, z powodów osobistych 'zawirowań', ostatnio nie przykładałam się specjalnie do kwestii promocji, więc sprawa nieco przygasła. Myślę jednak, że jak już się nieco pozbieram, wrócę do tematu, pewnie także do kolejnej powieści po angielsku.


7. W podsumowaniu wywiadu z Różą Lewanowicz moje smutne skojarzenie: self-publishing czy samizdat, to dosłownie biorąc - synonimy. Włodzimierz Bukowski, dawny sowiecki opozycjonista, o tamtym symbolu samotnej walki z komunistycznym systemem: Samizdat - sam piszę, sam redaguję, sam cenzuruję, sam publikuję, sam rozpowszechniam i sam siedzę za to w więzieniu.  - Tym bardziej więc: Best of luck, Róża!



Róża Lewanowicz pochodzi z Dolnego Śląska, ale od lat mieszka i pracuje w Warszawie. Z wykształcenia jest polonistą i dziennikarzem, zawodowo związana z branżą IT. Oprócz pisania zajmuje się rękodziełem i fotografią.

Rozmawiała: prowincjałka

.

w Duchu i Prawdzie: żyję dniem dzisiejszym, szykuję się na wieczność, robię swoje; rocznik 1952; katoliczka rzymska; w s24 od roku 2007; kopie wszystkich edycji tego bloga - ponad 500 notek oraz niektóre gorące dyskusje tutaj: https://prowincjalka.blogspot.com/ .

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Kultura