Zelig-ski Zelig-ski
100
BLOG

Protokoły psychiatryczne - teczka akt pacjenta, ze szpitala w Ko

Zelig-ski Zelig-ski Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

Odcinek 34 – naczelne fantazmaty umysłu

Onegdaj opowiadał mi pewien stary artysta malarz, że w czasach jego młodości najpiękniejszymi kobietami w Monachium były panny pracujące w burdelu, a było ich pięć. To te najpiękniejsze. Bajzel mama też była piękna, ale już lekko starszawa więc więdnąca, nie budziła tyle zachwytu i pożądania. Były i inne burdele, dziesiątki burdeli, ale niższej klasy metafizycznej, gdzie obsługiwały kobiety, które nie były arcykapłankami subtelnego, niebiańskiego piękna, tyko zwykłymi zdrowymi, dupiastymi kobietami z krwi i kości. A to różnica, kiedy kobieca istota pachnie jakimś eterycznym, nieokreślonym zapachem podniety i sprawia wrażenie w obcowaniu z mężczyzną, że nie wiadomo, o co jej chodzi, udaje chyba jakąś głupią, żebyś wiecznie płacił, źle żeby do niczego nie doszło, żebyś płacił za nic i to jest przeurocze w tym miłosnym perpetuum mobile, nie tak jak w domowym, małżeńskim burdelowym kieracie, gdzie się musisz objebać jak niewolnik w młynie i do tego zrobić ze trzy bachory, wołające jeść a ty musisz napełnić im kluskami gęby. No rozumiesz pan całą tragiczność różnicy między takim burdelowym aniołem z eterycznej mgiełki, a babsztylem pierdzącym od kapusty, który masz na co dzień w brudnej kuchni. Tamta w burdelu brzdąka tobie białym paluszkiem na fortepianie, twoje megiera w domu drze się na ciebie o pieniądze i kurwuje twoją matkę.

      To jest tylko jedna metafizyczna strona burdelu, bo druga jest jeszcze bardziej ulotna, a polega na tym, że twoje pragnienie odbycia chociaż raz stosunku miłosnego z taką boską istotą, co jest rzeczą naturalną i godną pochwały, w świątyni lupanaru nie kończy się nigdy i trwa przez cały czas do końca życia. Bowiem prawda o istocie człowieczeństwa jest taka, że i po śmierci człowiek posiada własną osobowość. Osobowość, która pragnie odbyć, chociaż raz stosunek z enigmatyczną istotą ludzką w burdelu i śmierć tego pragnienia nie kasuje ani nie jest zdolna go zdezaktualizować. Co więcej, gdyby człowiek zmartwychwstał i wrócił tu na ziemię, to by wcale nie przestał odczuwać pragnienia pójścia do burdelu, a nawet odczuwał by jeszcze bardziej, bo jest ono z tej samej kategorii, co odczuwanie pragnienia życia wiecznego i burdel jest jego namiastką. Nie jest prawdą, co Paweł z Tarsu napisał w Liście do Rzymian, że człowiek, który umarł już nie grzeszy, bowiem jeśli jest osobowością o stałych cechach charakteru kształtujących jego wolę i postępowanie, to przejawem tego jest działanie, a owocem działania jest grzech. Nawet po śmierci człowiek nie przestaje działać. Ma on po śmierci prawa jak i obowiązki. Prawa ma wobec nas żyjących, ale również ma wobec nas obowiązki. Z chwilą śmierci nic się kończy a wręcz przeciwnie, zaczyna się etap wyższych wymagań, co do standardów praw i obowiązków. Jeśli człowiek w czasie życia, w czasie swojej ziemskiej wędrówki mógł wypełniać obowiązki byle jak i traktować swoje prawa jak pies piątą nogę, to po śmierci już mu się nie uda olewać obowiązków ani lekceważyć praw. Chyba, że chce spaść do niższej kategorii nieboszczyków, w której są oni traktowani na równi z psiarnią gnijącą pod płotem.  Jeśli za życia istnieje hierarchia umysłów, to kasty lepszych i gorszych nieboszczyków po śmierci istnieją tym bardziej wyraźnie. Rzymianie powiadali, że na grób człowieka niegodnego, nie warto nawet nasrać. A przecież znana jest ich starożytna praktyka kwalifikowania nieboszczyków na lepszych i gorszych za pomocą zostawiania im na grobach kupy. Tacy nieboszczycy spostponowani i naznaczeni kupą, mają nadal prawa cywilne, ale jakby spostponowane i mniejsze przy takich samych jak reszta nieboszczyków obowiązkach. Mają zachowywać się godnie i godnie wpływać na tych, co pozostali przy życiu, tu na ziemi. W jaki sposób zmarli mogą wpływać na żywych swą sławetną postawą? Przede wszystkim za pomocą snów i asocjacji w sferze myśli. Bo świat zmarłych bardzo aktywnie wpływa na sposób myślenia żywych, tylko żywi tego nie zauważają. Wszystko, co nam się śni, to jest udział zmarłych ludzi w naszym realnym życiu. Zmarli ludzie też się przewalają jak my, bezwładnie i bezładnie w koleinach zderzających się z sobą zdarzeń, biorąc w nich aktywny udział. Bo czyż, np. o ostatniej sekundzie życia maszynisty kolejowego, który wjeżdża na pociąg z przeciwka, nie ukazuje się w oczach duch jego matki zamykającej mu przed widokiem grozy powieki? Albo gdy człowiek bierze udział w wypadku samochodowym, czy w innym, z zagrodzeniem życia, czyż nie ma przy nim, w nim, nad nim, wielu różnych dziwnych stanów, duchów, mocy, wizji, przeczuć, odczuć, omamów, sił nadprzyrodzonych? Wszystko to się dzieje w ułamkach sekundy, ale jakby poza granicami tego fizycznego świata, w świecie nadprzyrodzonym. Tam, gdzie człowiek ogarnięty jakąś inną jasnością umysłu i wiedzą, mówi sobie, teraz bym to zrobił inaczej. Wie, jakby to zrobił inaczej i czego nie zrobił.

     Podobne uczucia i podobne przekroczenie granicy między realnym a nierealnym odbywa się podczas przekraczania progu burdelu, ale też, gdy człowiek zdaje siebie sprawę z pragnienia przekroczenia tego progu, jako czegoś wykraczającego poza rzeczywistość, którą zna, która go ogranicza i pomniejsza. Tajemna wiedza, że pragnienie brania udziału w mistycznym życiu burdelu jest samo-leczeniem duszy,  jest w najwyższym stopniu heurystycznym objawieniem prawdy, jako takiej. Prawdy totalnej.  To jest tajemna wiedza, podobna tej, jakie ruchy powinienem zrobić, żeby wygrać partię szachów z niepokonanym arcymistrzem świata. Wiem, jakie ruchy powinienem zrobić, gdybym zagrał. Z tym, że przekroczenie progów burdelu jest łatwiejsze i bardziej sprawdzalne, niż poszukiwanie arcymistrza i namawianie go do rozegrania partii. 

     Powiedziałem wyżej, że każdy podświadomie pragnie odbyć stosunek z enigmatyczną istotą ludzką, bo jestem przekonany, że prostytutka burdelmana, w dobrym burdelu, jest istotą na półludzką na półboską. Pytałem nawet prostytutki, kim jest i kim się czuje; zawstydzona, nie czuła się człowiekiem, nie czuła się kobietą; czuła się obco, jak w obcym domu i to pozwalało jej przeżyć. To być może zadecydowało, że drobnymi kroczkami, poszła drogą paraliżu woli w stronę burdelowej działalności. To znaczy, kiedy przyjdzie mężczyzna, jako klient, rozłożyć przed nim bezwolnie nogi, żeby sobie popieprzył. Nic więcej i aż tyle. Tymczasem mężczyzna nie chce w domu pieprzyć swojej żony, matki swych dzieci, kobiety z krwi i ciała, śmierdzącej potem i gnojem odbytu, tylko chce obejmować i przytulać się do takiego dziwnego motyla, o którym nawet nie wie, czy on naprawdę żyje. Owszem, są mężczyźni, którzy poszukują ordynarnej kurwy, babska które sra, pierdzi i szczy im na gębę, a oni biorą za zadek i rypią w nią spermę dźgając penisem jak kołkiem, ale to nie ilustruje tak dokładnie platońskiej strony tego zjawiska, miłości idealnej poza domem, poza rodziną, poza sitwą, mafią i spiskiem rodzinnym popartym poróbstwem i brudnym seksem z pijaństwem, jak pragnienie i marzenie o dotknięciu ręki młodej hetery, prostytutki świątynnej, wiecznie odnawialnej dziewicy, odaliski, świętej westalki, oktorianki, Innany, Diddy, cudownej gejszy…  W istocie rzeczy, mężczyzna jest smutnym i upośledzonym tworem, potrzebującym kobiety, żeby go uwznioślić, uszlachetnić, uczynić inteligentnym upokorzony w domu, upodlony w miejscu pracy idzie do kurwy w nadziei, żeby poszukać odtrutki, żeby się odegrać, żeby wziąć odwet i jest mile zaskoczony, podniesiony na duchu i wysublimowany, jeśli spotyka ją, kobietę-prostytutkę, która jest tak nieokreślona, enigmatyczna, bez zawartości ludzkich brudów, do których on może przylgnąć, do których się może doczepić jak do tratwy Meduzy, że nie ma w niej nic, co by on mógł upodlić, ku swojej satysfakcji i zbrukać. Jest wiec oszołomiony tym, że spotyka coś, co jest eteryczne i wymyka się jego brudnym łapom, co posiada tylko na pozór, bo w istocie, ona jest nieosiągalna, w złotej klatce intelektu, klasę wyżej, do której on by dorosnąć, musi zacząć od adoracji i podziwu, dopiero wtedy być może zyska jej uwagę i uznanie. A po cóż innego chodzi się do burdelu, którego namiastką jest teatr, kościół, kawiarnia czy salon hrabiny Kociubińskiej?   

Zelig-ski
O mnie Zelig-ski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo