Zelig-ski Zelig-ski
90
BLOG

Protokoły psychiatryczne - teczka akt pacjenta, ze szpitala w Ko

Zelig-ski Zelig-ski Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

Odcinek 33 – Przepisując te luźne kartki (już mnie samego bierze obrzydzenie), znalezione na śmietnisku koło kościoła przy ulicy Kobierzyńskiej, odnoszę wrażenie, że sam się staję coraz bardziej głupkowaty i wszystko mi się zaczyna mieszać i już nie wiem, czy jestem chromatyxem, ktoś mi tak kiedyś ubliżył w tramwaju mówiąc do mnie „ty chromatynie, czy może jestem Zeligskim, zrobionym ze starego zielska, kapuścianym głąbem; Zeligiem, człowiekiem przemieniającym się we wszystko jak kameleon, a może jestem Napoleonem, tylko udaję zakatarzonego członka Unii Europejskiej, za dwa złote, bo kupiłem sobie komentarze do Apokalipsy św. Jana i Raj utracony Miltona, usiłując coś z tego zgiełku, który się dzieje w Krakowie, że po ulicach chodzą diabły, samochodami jeżdżą demony i demonice, w sklepach wiedźmy, czarownice sprzedają żywność, jakieś podejrzane kiełbasy, czy aby nie z ludzi (bo przecież codziennie w Polsce znika gdzieś bezpowrotnie kilkadziesiąt ludzi)? Zgniłe mięso w kiełbasie żremy, jak wam nie wstyd kanibale! Jakieś skisłe ogórki i trociniaste chleby, ale przymierzając tych Miltonów i świętych Janów do tej psiej dupy, nic do niczego nie pasuje. Gdybyście się przyjrzeli uważniej swojemu życiu, doszlibyście do wniosku, że wasze istnienie i pałętanie się bez celu, żarcie tego świńskiego żarcia, to wypróżnianie się, to fałszywe umizgiwanie się do brzydkich żon i śmierdzących mężów (cóż on tam ma w tych niemytych gaciach?, te pacierze klepane przed spaniem, te nadzieje na zbawienie po śmierci (w kurniku?), na emeryturę i spokój w domu starców, te głupie mrzonki, to absurd bez sensu. Niepotrzebna męczarnia ludzkiego zaszczutego zwierza. Zaszczutego lękiem i obawą jutra. Otumanionego złudną nadzieją, w której niczym psy wietrzymy oszustwo zbója-Madeja, dobrotliwego rakarza, demokraty, który jedną ręką liberała, rzuca nam kość egzystencji, emeryturę, dwadzieścia złotych podwyżki, pracę za tysiąc pięćset złotych, a w drugiej ręce trzyma kaganiec i maczetę do ścinania ludzkich łbów, a raczej naszych psich łbów, bo tyle jest dla niego warta nasza głowa, dla tego oświeconego polityka z Unii Europejskiej. Przeglądając piśmiennictwo historyczne, wszelkie literatury Kartezjuszy, Szekspirów i Erazmów z Rotterdamu, które powstawały na kontynencie europejskim w przeciągu całego drugiego tysiąclecia, nie znajdziemy, oprócz okresu hitlerowskiego, takiej pogardy dla ludzi, którzy nie potrafią się zorganizować w watahy zabójców morderców na rządowych stanowiskach, w eksterminatorów elit, żeby zabijać tych, którzy stwarzają społeczeństwa i państwa, parlamenty, rządy, policje, banki, premierów i prezydentów; po to, żeby się nikt nie ważył podnosić i przywłaszczać sobie władzy nad innymi, władzy, która „leży na ulicy”. Żeby ludzie mogli współżyć ze sobą w myśl zasady: Ty nie panuj nade mną, ja nie chcę nad tobą panować”. Teraz również, jak za czasów hitlerowskich w Generalnej Guberni, kiedy Hans Franck z Wawelu pisał elaboraty do polskiego społeczeństwa, że jeśli będzie ono spokojne i pracowite, to pod opieką niemieckiego rządu każdy zarobi na dostatnie utrzymanie (sic!) i swój codzienny chleb, (bez wyzysku żydowskiego spekulanta – tak było zaznaczone tłustym drukiem), ale w praktyce silniejszy i majętniejszy zabijał i gnębił biedniejszego w majestacie prawa (niemieckiego i polskiego), tak jak jest teraz. Dzisiejsza atmosfera społeczna niczym nie różni się od życia naszych rodziców w czasie okupacji. W dystrykcie krakowskim, Karol Wojtyła pracując w Solwayu miał ubezpieczenie zdrowotne i odprowadzano mu składkę emerytalną do ubezpieczalni i polskiej kasy chorych (która wraz z polskim pieniądzem wymienialnym na niemiecką markę, nie była zlikwidowana), a emeryci, którzy doczekali przedwojennej emerytury, polskiej, niemieckiej, belgijskiej, holenderskiej etc, dostawali ją, tj. emeryturę, w myśl niemieckiego prawa cywilnego, z banków polskich, niemieckich, belgijskich holenderskich etc. W ocenie dzisiejszych czasów, kładę to wszystko czytelnikowi pod rozwagę; a to, że on wiele rzeczy nie wie, co rzutuje na jego ignorantium elenchi i lizanie tyłka nowym władcom z Brukseli, nie znaczy, że ma bezproblemowo rozgrzeszać dzisiejszego cwanego zbira, tworzącego Europę zakłamanego państwa i prawa. Rozpisałem się niepotrzebnie, tytułem wstępu o zbirach w mitrach biskupich, w togach i łańcuchach prezydenckich, brylujących na mównicach sejmowych, w gabinetach ministerialnych, w policyjnych komisariatach, żeby sobie ulać żółci - a tymczasem przecież chcę umieścić tutaj kawałek wyznania, które robił pacjent w kobierzyńskich szpitalu przed komisją do badania jego poczytalności, czy można go wypuścić do społeczeństwa reszty krakowskich wariatów – co poniżej czynię:    
   
     Z tego, co powyżej powiedziano – przepisuję słowo w słowo z maszynopisu znalezionego na śmietniku - można już wysnuć dwie konstatacje, pierwszą, że mamy do czynienia ze sferą idei i ze sferą rzeczy. Sfera idei trwa od zawsze niezależnie od pojawiających się i zanikających kosmosów, i sfera rzeczy związanych z rzeczami tworzącymi kosmos i istniejących w Kosmosie. Kosmos rzeczy materialnych i idealnych jest zbudowany według planu Logosu, czyli zbioru idei istniejących niezależnie od niczego poza Kosmosem w tzw. bytowej nicości. Być może, że Logos bez Kosmosu nie istnieje i zanika z zanikanie Kosmosu, pojawiając się, gdy on znowu się odradza, ale w naszej ludzkiej intuicji bytuje, jako zupełnie niezależny od czasu i przestrzeni. Jeśli istnieje jakaś nicość, to istnieje ona w nas samych, do której powraca w i której przepada to, do doznaje w naszym umyśle zapomnienia. Z nicości naszego ID wyciągamy również pomysły rzeczy nowych, których jeszcze nie było, wprawdzie ubranych w ciało ze sfery bytu, ale zrobionych według paradygmatów wziętych z nicości. Niektórzy twierdzą, że wszystkie tzw. nowatorskie pomysły i rzeczy, są w istocie zmodyfikowanymi wariantami rzeczy istniejących w Kosmosie, ale jeśli się przyjrzeć, to żadna rzecz powstała z woli człowieka i z jego umysłu nie miała i nie ma odpowiednika w naturze. Przykładów jest miliony i to w wielu dziedzinach życia. Pierwszy z brzegu: idea wzięta z poza kosmosu, że żaglówka porusza się prawie prostopadle do kierunku wiejącego wiatru. Inny przykład, prawniczy: pojęcie kontratypu; najprostszy przykład kontratypu: najechanie samochodem linii ciągłej w celu wyminięcia rowerzysty. To są rzeczy najprostsze, na użyciu białek do pamięci komputerowej kończąc. Jest wiele rzeczy, których sam Kosmos nie wymyślił i wiele rzeczy bierzemy za zrodzone z dziedzictwa natury, tymczasem są to rzeczy, które by bez pomysłów czerpanych spoza Kosmosu, spoza Natury, lecz ze świata czystej idei, nigdy by nie powstały w naszych umysłach.
Zelig-ski
O mnie Zelig-ski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo