Zelig-ski Zelig-ski
132
BLOG

Protokoły psychiatryczne - teczka ze szpitala w Kobierzynie

Zelig-ski Zelig-ski Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Odcinek 23. burdel w momencie Wielkiego Wybuchu
 (a przecież on nie wyczerpuje wszystkich aspektów, np., takich, że moja matka po latach uczciwego życia skończyła marnie, jakby była kurwą w podłym burdelu, przecież nie była kurwą, i moja siostra zachowuje się wobec mnie jak wyrafinowana kurwa, a była tylko zwykłą nauczycielką, a ja się pytam, dlaczego? Co jest i nie tak w tym społeczeństwie? To, że wszystko jest w porządku, twierdzą tylko moralni ślepcy. Słucham często kazań do tzw. ludu w kościołach Krakowa, głoszonych przez młodych klechów i nie znajduję w tym żadnej ozdrowieńczej mądrości, która by chroniła przed upadkiem w błoto współczesnej kultury.
Niech mi czytelnik moich głupot wybaczy, ale proszę jeszcze o moment uwagi, co do „wielkiego wybuchu”. Wiąże to się z szybkością światła, które rzeko monie może być większe niż 300 tysięcy km na sek. Przemyślałem ten problem i przeliczyłem go po swojemu i wyszło mi „niemożliwe”. Byt poza strukturą nie istnieje, wiec i w momencie wielkiego wybuchu musi on zainicjować ciąg przekształceń starej struktury w nową strukturę (problem był omawiany przez Heisenberga w protokołach Kopenhaskich) i tworzenia nowych struktur na podstawie starych, ale z natury rzeczy dzieje się to „zbyt”  momentalnie, czyli niejako szybciej niż „czasowo”, czyli szybciej, niż 300 tyś km na sek. Więc Einstein się myli i muli się kodyfikacja matematycznego rzekomo nieomylnego, zapisu i sylogizmu. Ale to temat na zaświatowe dyskusje.
  
    Nie zamierzam cię gorszyć totalnie, mówił do mnie guru spod kołdry, albo, jak to dzisiaj mówią, kosmicznie - mówił do mnie ten pacjent z wyjedzonym od syfilisu nosem spod przeciwległej ściany, którego podejrzewałem, że jest Bogiem – bo musiałbym sięgać do tych wszystkich obrzydliwych nazw i terminów grecko-rzymskich, łacińskich a nawet staroegipskich, hebrajskich i akadyjskich (których nienawidzę), z których wynika, że nie ma żadnego boga ani żadnych bogów, lecz kilka najprostszych i najświętszych zasad, takich jak dziura i kołek, fallus i wagina; nie ma niczego bez dziury i kołka, i zawsze kołek do dziury. Mówię ci to, jak pastuch do pastucha na pastwisku, najprościej; wszechświat się kręci na fascinusie, jak rzymianie nazywali kutasa, a on traktuje wszystkie lądy, morza, planety i galaktyki kosmosu jak dziurę, waginę, cunnus kobiety. Każdy zdrowo myślący człowiek ma czasem ochotę zapytać, co było przed tzw. stworzeniem świata. Wiąże się z tym zagadnienie istnienia utworów muzycznych w umyśle kompozytora w stanie utajonym, dopóki ich nie zanotuje na pięciolinii, to samo jest z nowym modelem buta, który bytuje w umyśle szewca, dopóki on go nie zrobi – aż się prosi użyć słowa „stworzy” - na kopycie etc. Tak jak dziewiąta symfonia istniała przez zapisem nutowym w głowie głuchego Bethowena, tak obraz i plan świata istniał już gotowy w jakimś umyśle, przed stworzeniem galaktyk i metagalaktyk. Ten umysł był i jest bezosobowy, w tym sensie, że jest to umysł wspólny nas wszystkich stworzeń, zwierzęcych i tzw. ludzkich. Ja się zgadzam, że dla Logosu najważniejszym jest NIC, do którego wszystko dąży i dążyć będzie po wsze czasy, ale żeby istniało nic, musi istnieć – chwilowo - coś. Żeby istniało coś możliwościowo i potencjalnie, musi chociaż raz być przez okamgnienie zrealizowane aktualnie, czyli przejawić się w akcie jakiejś woli. Mówimy tu woli jako takiej, woli niczyjej, która być musi jako możliwość i potencja, by mogła zaistnieć indywidualna osobowościowa wola.
     I wtedy, aby coś mogło powstać, musi mieć wnętrze i zewnętrze, bo trudno sobie wyobrazić tylko istnienie jednej strony. Nawet punkt, twór abstrakcyjny, dany apriorycznie musi mieć „środek” i „okrąg”, bo inaczej będzie „nie-do-pomyślenia”. Pojęcie niematerialnego punktu jest dla naszego umysłu łatwe do zrozumienia ale pojęcie nie jest bytem, bo nawet najskrajniejsi idealiści muszą się zgodzić, że punkt czy prosta jako pojęcia należą do sfery bytów matematycznych, których cechuje odrębny sposób istnienia, może pierwotny, może najważniejszy ze wszystkich sposobów, ale inny niż istnienie bytów mających postać ujętą przez umysł w szeregu wyobrażeń. Chcę przez to powiedzieć, że świat bytów zaczyna się w umyśle świata jako sfera pojęć, ale nie zaistnieje realnie dopóki nie przedzierżgnie się w konkret, w ciało, w mięso wyobrażeń. Wprawdzie linia prosta i punkt bezmaterialny istnieją realnie we wszechświecie, wytaczane przez wyobraźnię naszego umysłu, ale nie istnieją realnie w rzeczach, których żadne nie jest prosta, a żaden realny punkt nie jest tak mały, żeby mieć sam punkt środkowy nie posiadając okręgu – musi mieć okręg jako część składową wyznaczającą granicę. Różnica między pojęciem a wyobrażeniem jest taka, że pojęcie nie posiada części, wyobrażenie rzeczy musi je posiadać, najmniej dwie; najczęściej dziurę i kołek – jak w rozpatrywanym przez nas „punkcie”. Środek punktu to kołek, fallus, kutas, pała, chuj, fascinus… natomiast okrąg to dziura, pizda, cipa, wagina.
     Całą rzecz sprowadziłem do punktu, bo nowocześni kosmolodzy i mędrkowie od prawybuchu twierdzą, że wszechświat powstał od abstrakcyjnego punktu materii, który posiadał ściśnioną w sobie całą materię kosmosu i wybuchnął rozwijając wszystkie swoje struktury. Nie chcę się wdawać kwestie, że lepiej by było materię nazwać energią i właściwiej, bardziej zgodnie z naszą intuicją, która przedstawia materię jako coś sztywnego i mającego objętość, natomiast energię jako sprężystą płomienistość i przenikliwość. Dla zobrazowania zgromadzenia całej substancji wszechświata w jednym punkcie właściwiej by się było posłużyć pojęciem ulotnej „energii”, raczej „żywiołu”, „siły” niż „substancji”. Ale i tu nie uciekniemy od zagadnienia kołka i dziury, waginy i fallusa, „środka” i wierzchołka, położonego w środku okręgu, który się wierci i rozpycha okrąg waginy, zmuszając ją do ekspansji. I tu cię mam burdelowy Grzegorzu Dyndało! Dotychczas mówiliśmy tylko o tym, że burdel jest raczej pasywnym systematem w pragmatyce życia społecznego. Że owszem, burdel jest tolerowanym przez władzę przybytkiem, do którego mężczyzna idzie, żeby sobie ulżyć w spodniach, ale nie po to, żeby sobie ulżyć w głowie, w sposób niebezpieczny dla władzy. Myślę o ulżeniu, że czując brak uciskającego w mózg zastraszenia, bo to i ulżyło w portkach, wiec można swobodnie pomyśleć - w tym sensie ulżyło pod kością ciemieniową – że skoro możemy wydupczyć ładną kobietę, to możemy zrobić jeszcze wiele rzeczy, chociaż władza spisała nas na straty, do roboty w kazamatach, przy kamieniu Syzyfa, żebyśmy zdechli w kopalniach nie wiedząc słońca… tak rozmyślamy i krew nas zalewa na władze, wszystko się w nas burzy. Dlatego istnienie burdelu jest władzy nie na rękę a jeśli dopuszcza do jego istnienia, to pod warunkiem, że będzie to instytut zachowawczy, uczący, o satyro, konformizmu i potulności wobec władzy i ustroju, gdzie burdelmama a poniekąd i prostytutka będzie dla klienta przedłużeniem i egzemplifikacją powagi władzy, która nawet przy tej śmiesznej robocie nie może doznać uszczerbienia. Tak się faktycznie wydaje, że wszystkie burdele świata poddane pod dozór policji, są jakby przedłużeniem jej komisariatów. Mężczyzna wchodząc do burdelu czuje się jak w komisariacie, gdzie się spuści na kurwie, zapłaci i musi zachowywać się grzecznie, bo kurwa jest współpracownicą policji i konfidentką, gdzie tam burdelowi do instytucji anarchistycznej, to najbardziej moralna i prawomyślna instytucja pod słońcem. Czyli, że to nie członek, chuj, kutas, nasz abstrakcyjny środek wierzchołkowy matematycznego punktu bobrujący w kosmicznej piździe, w waginie, w środku okręgu tworzącego całość „punktu” prawybuchu w chwili stworzenia świata, to on, nie ona, klient a nie prostytutka jest tym co rządzi w burdelu, powiększa jego dziurę, zmuszając ją do ekspansji. Co by było zgodne z prawą, że to męscy klienci narzucają potrzebę istnienia burdelu a nie na odwrót, że kobiety, rzekomo złe i zepsute, żonatych mężczyzn przywabiają i sprowadzają na manowce. „Manowce” to bardzo dobre słowo, użyte w stosunku do świata, w którym żyjemy. Nasi księża, władcy i instygatorzy, pod groźbą inkwizycji i spalenia na stosie wymusili na nas myślenie o świecie w kategoriach porządku, który oni nam zapewniają i w innych kategoriach, słuszności, sprawiedliwości, świętości, a tymczasem to wszystko wstrętny burdel, z ekskrementami, z chorobą i z „manowcami”. To są jakieś niemożliwe do przeżycia i przebrnięcia manowce. Człowiek się po nich pałęta bez celu, nawet gdy sobie narzuca jakiś cel, jak człowiek sartre’owski, to jest to zwykle cel gówniany, chyba że jedynym celem jest nieustanne powiększanie się tej metafizycznej dziury, którą jest wagina wszechświata prowadząca do otchłannej macicy, w której każdy z nas jest samotnym Bogiem. I cóż tu mówić, że mężczyzna w burdelu doznaje chwilowej ulgi w swojej samotności, skoro gdy wychodzi jest samotny podwójnie, po drugą swoją połowę zostawił kurwie, żeby go zjadła, żeby się posiliła ścierwem jego złudzeń o sensie istnienia, które nie ma sensu. Mężczyzna idzie do burdelu, bo uważa, że życie ma jednak sens, a wychodzi bez przekonania sensu, bo zostawił je kobiecie, która sobie mówi, skoro taki klient mi płaci, to moje życie nie jest bez sensu. Ale metafizycznie rzecz biorąc, ten proces prowokuje „rozrost” burdelu i wzrost jego politycznej siły, w tym sensie, że może się on uniezależnić od komisariatu policji. Policjanci muszą się poczuć sługami burdelu a nie na odwrót. Energiczne bobrowanie kutasa w dziurze waginy, powoduje, jakżeśmy wspomnieli, jej rozrost i ekspansję, która pożera wszystko po drodze, kultury, religie, państwa, władze, policje, rodząc w nieskończoność coraz to inne spotworniałe formy religii, państwa, rodziny, władzy, kultury, policji i coraz więcej i więcej, bez ładu, składu, bez wyraźniej formy, bez sensu, wciąż nowe manowce, wciąż macanie i podniecanie się śmierdzącymi kudłami, jakby to były jakieś niebiańskie dobroci, a tymczasem są to przebiegi impulsów elektrycznych w naszych włóknach nerwowych, istniejących przez chwilę, zanim się nie rozpadną. Ale zanim się nie rozpadną te twoje mięśnie i ciało kurwy, żeby przedłużyć chwile ich istnienia, ty i ona zrobicie wszystko, ty jej zapłacisz za ogrzanie się na jej brzuchu, ona ci wydrze ostatnie pieniądze na ćwiartkę wódki i sardynki, żeby choć dłużej pożyć jeszcze. Bez sensu, na manowcach, gdzie eksplozja przechodzi w implozję a burdel okręgu znów się stanie burdelem środka, wierzchołka tegoż punktu, czyli fascinus, prącie, kutas, znowuż się zorzo śnie do takich rozmiarów, że powstanie w nim dziura stająca się waginą. Dziura stanie się kołkiem a kołek dziurą. Aktywne stanie się pasywnym i odwrotnie. Klient przemieni się w kurwę w burdelu, a kurwa zmężnieje i stanie się mężczyzną.           
Zelig-ski
O mnie Zelig-ski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości