Odcinek 18 – Burdel – religijny fundament państwa i prawa
Wspominano wyżej, że pozbywanie rzeczy ich alienującego charakteru i wręcz przeciwnie, wzmacniając u nich ten charakter, (jak np. alienowanie osoby biskupa do parafianina, korony królewskiej do poddańcza etc.) należy go „pomacać” brudnymi łapskami, „pomazać” np. świętym olejem, ale może też być świętym łajnem, „zaznaczyć – jako „moje” i napocząć używaniem”. (Wyobraźcie sobie Bóg, król – jako „moje!) Analogie między pomazywaniem kurwy, papieża i króla są logiczne i wyraźne, i można snuć je na poważnie. Kurwa jest królową ludzi, ludzkich serc, a ściślej mówiąc męskich kutasów, stąd również dyktatorką każdej domowej kury, matki i żony, jako regulatora ich pożyć płciowych i częstości zachodzenia w ciąże; jest kapłanką księżycowego rytuału płodności, oddanej w pacht wyższej racji, której ludzkość w niższych stadiach rozwoju nie rozumie. Gdy namaszczają króla, to oleje święte są uświęcone wiarą dygnitarzy i tych, co biorą udział w koronacji; więc świętość krzyżma bierze się ze społecznej wiary i akceptacji, że królowie Francji posiadają moc uzdrawiania ciała i ducha (król cię dotyka, ale Bóg cie leczy!). To samo się dzieje w lupanarze - to przekazywanie charyzmatów Ducha świętego, podczas pomazania kurwy spermą. Wielu mężczyzn ją wielbi spermą, ufa jej bardziej niż papieżom i królom, i jeśli by mężczyzna nie oddał jej tej świętej spermy, uzyskanej w chwili ofiarowania siebie (jak Chrystus) na golgocie wzgórka Wenery, na krzyżu ciała kurwy, za zbawienie świata! sic!, to cała ugoda Boga z diabłem, zawarta w Edenie, byłaby na nic! Człowiek stworzony z gliny w Raju byłby nadal jakimś bezsensownym głuptakiem, który nie wie, po co żyje i faktycznie wielu z nas nie wie, dopóki nie zda sobie sprawy z soteriologicznych konsekwencji bycia Anty-Hiobem, Hiobem zbuntowanym, który pokazuje Bogu gestem Kozakiewicza, żeby go pocałował, ze swoją obłudną dobrocią w dupę. A wtedy do zbawienia nie jest potrzebna hiobowa pokora i pogodzenie z cierpieniem, ale kurwa, burdel i przekleństwo, które są prawdziwymi atrybutami golgoty i pokrzepienia, a nie zakłamane przez katabasów Eli eli sabahtani, i Panie w ręce twoje oddaję ducha mego - czyli kompletna degrengolada boskiego niewolnika i potępieńca, bo tylko straceńca katuje się bez litości. Golgota na kurwie jest o wiele bardziej sensowna niż Kalwaria Chrystusowa, bo mężczyzna bo wytrysku dostaje uczucie odprężenia i ozdrowienia natomiast Kalwaria Chrystusowa, która skończyła się śmiercią, cóż przynosi, zmartwychwstanie, po którym jest więcej smutku i płaczu niż by było bez zmartwychwstania. Zmartwychwstanie ma wymiar tragiczny poprzez swoje nieludzkie konotacje, aż się chce zauważyć, podobne do tych, które zawiera „Młot na czarownice”, porównując atrybuty duchowe zmartwychwstałego Jezusa do czarownicy obcującej z diabłem. Ten sam wymiar egzystencji, to samo rozumowanie potrzebne do opisu zjawiska.
Tymczasem z burdelu mężczyzna wychodzi pobudzony di życia i odmłodzony, jeśli nie złapał syfa. No, ale o Jezus nie był wolny od tego ryzyka, złapania syfa na Golgocie, bo wielu skazańców i złoczyńców było zarażonych syfem i gwoździe (a nie sznury), służące do ich egzekucji, wielokrotnego użycia, były zainfekowane.
Nie ma w tym porównaniu przesady między mężczyzną na kurwie w burdelu, a Chrystusem na Golgocie, przesady! Pasja Chrystusa jest tylko symbolicznym, obrazowym przekazaniem intuicji o tym, jak się dokonuje zbawienie poprzez drugiego człowieka. Mężczyźni i kobiety w ciągu swego życia pełnego cierpień, zmartwień, zdrad, wybaczań, rozwodów i powrotów przeżywają i dokonują tego samego, czego dokonał Jezus na Kalwarii). Ergo, ta sperma uzyskana u mężczyzn w chwili ofiarowania się kurwie i światu za ich zbawienie, jest tak cenna, że gdyby nie została wylana na ołtarz jej krocza, ku boskiemu zmarnowaniu, (co się u Boga nie zmarnuje, bo Chrystus przyszedł żeby ocalać to, co zaginęło i mężczyzna traci i gubi to z rozmysłem, w nadziei, że zostanie odnalezione przez Chrystusa), do tego stopnia jest cenne, że gdyby nie zostało odlane, jako oblata na kurwie, to chyba by mu to poborcy podatkowi zabrali dla papieża, jako świętopietrze. Musieliby to zabrać siłą, bo mężczyzna chodzący do zamtuza, jest tak wściekły na boskich ogierów, że papieżowi nie da do namaszczenia ani kropli spermy, a kurwie owszem, spuszcza cały kieliszek. Papieżowi niech ta leją flaszkę oleju – mówi zgryźliwie - i to jednorazowo, a kurwa codziennie odbiera namaszczenie i uzyskuje dyplom ważności swego uświecenia.
Dlatego Kościół apostolski, pradawny, tworzył gminy, w którym żyli na zasadach wspólnoty żon i majątku. Dzisiaj jest to niemożliwe, „przez zatwardziałość serc waszych”, ale przecież w burdelu pozostało coś z gminy starochrześcijańskiej, coś z sekty Qumran, gdzie się dokonywały kąpiele rytualne przed ucztą i seksualną agapą. Zresztą odmian seksu jest tyle, że nie wchodźmy w ten temat, a najdoskonalszy seks boski, niebiański, mistyczny, dopiero nas czeka po drugiej stronie, dostępny dla tych, którzy potrafią zrozumieć, że w niebie się żenić nie będą ani płodzić dzieci. To będzie mistyczny bardach, bez zawiści, zazdrości i pieniędzy, gdzie napędem stosunków miłosnych będzie zwyczajna chęć niebiańskiej rozkoszy, tak jak jest to teraz się dzieje w ziemskich burdelach, między niektórymi kurwami i ich klientami. Nie wszystkie prostytutki są brudne wewnętrznie. Niektóre są czyste, bez grzechu i ksiądz, nie wiedząc, że są kurwami, może im dać spokojnie rozgrzeszenie. Ba, nawet wiedząc, że jest prostytutką, praktykująca katoliczką, żałującą, za grzechy, których, zresztą, nie popełnia, bo nie żyje w związku sakramentalnym małżeńskim, może jej spokojnie udzielić absolucji, jak Jezus Marii z Magdali.
Prostytutka, jak mniszka, żyje w burdelu, jak w klasztorze, wyłączona z porządku świeckiego życia i laickich obowiązków, ma inne zadania i inne etyczne obowiązki. Grzechy zwykłe, rodzaju ludzkiego, są jej niedostępne. Ludzie świeccy nie rozumieją istoty grzechu, że grzechy nie są to wykroczenia świadome i nieprzymuszone, nadane do wypełnienia przez człowieka zakazy, przez samego Boga. Takich grzechów nie ma, każdy grzeszy aby żyć. Grzech jest warunkiem koniecznym do przeżycia. Człowiek nie jest zobowiązany do powstrzymywania się od grzechu, ani powołany do powstrzymywania się od grzechu, jak np. powołanie do kapłaństwa lub kurestwa; i dlatego np. grzechy współżycia pozamałżeńskiego, zdrady, oszustwa etc. wymuszone w stanie wyższej konieczności, (a takie też są w burdelu, bo burdel to stan wyższej konieczności i kontratyp prawny), podlegają skutkom dyspensy. Kto się spuścił na kurwie, bo musiał, ten grzechu nie ma. Ba, nawet popełnił dobry uczynek! Jeśli się mówi A, to trzeba powiedzieć i be! Jeśli się stwarza (kaleki i kurewski) świat w sześć dni i twierdzi się, że to było dobre, a potem, zamiast go, po upadku Ewy, czyli skurwieniu się z diabłem, zniszczyć w swym miłosierdziu i mądrości, brnie się dalej, jak alfons, w te wszystkie wykrętne odkupienia, zwalczania he he, szatana, wieczne dziewictwa, poczęcia bez grzechu i golgoty… to trzeba teraz przełknąć szyderstwa, że ktoś tu robi jaja z pogrzebu.
Więc, teraz na poważnie!, jeśli grzech wynikający z groźby opresji, w życiu świeckim nie jest grzechem, to tym bardziej nie jest grzechem w burdelu, który jest opresją dla duszy i mistyczną pociechą, chociaż niechcianą, jak kielich goryczy - „oddal ojcze ode mnie ten kielich, ale niech się twoja, a nie moja wola stanie” – domeną, wyłączoną z reszty świeckiego życia. („Oddal ojcze ode mnie ten kielich goryczy”, często tak się modli mężczyzna udając się do zamtuza) Grzech jest kazuistycznym występkiem, przeciwko konkretnemu przepisowi z katalogu grzechów, które z kolei wykraczają przeciwko jakiejś normie lub zasadzie. Tak więc, współżycie (pozamałżeńskie) niezamężnej kobiety, nie jest grzechem, bo nie jest przeciwko mężowi, którego nie ma. Może być zdradą Boga, grzechem przeciwko Bogu, gdyby mu była poświęconą, dziewicą konsekrowaną, której się wydaje, lub nawet nie wydaje, że kopuluje z Bogiem Ojcem i Synem.
Nie należy się wyśmiewać z tego, gdy dziewica zakonna najpierw całuje krzyż ustami, a potem wkłada go sobie do pochwy, całując wargami sromowymi i pieszcząc się nim po łechtaczce, bo jest to akt najwyższej ludzkiej desperacji, oddania się Bogu. Cóż ma mu ofiarować, jeśli nie to, co ma najcenniejszego w swej kobiecości? Ofiarowuje mu, więc swój życiodajny organ, pełen nieskalanej świętości, bo najlepszej wierze i w najwznioślejszej intencji pełnej czci i uwielbienia. Czy jest na świecie wzór większej miłości?
Natomiast, gdy przechodzimy na ziemskie niziny, tu już zmienia się wymiar spraw i „druga natura” naszej ziemskiej egzystencji, natura ziemska (w przeciwieństwie do niebiańskiej) skażona grzechem pierworodnym, poczyna w samym zarodku, bo inaczej nie może, hańbę i sromotę. To, co w porządku nadnaturalnym jest święte, jak np. narządy płciowe świętej, przebóstwionej kobiety, tak w porządku naturalnym, te same organy płciowe, są powodem i przyczyną upadku, generując grzech i smrody. Tak tak, powiadam, tam gdzie u świętego Antoniego rozsuwają się zapachy wonnych lilii, tam u zwykłego grzesznika śmierdzą odrażające gnoje. Kobieta niezamężna, kopulująca (mistycznie) z Chrystusem doznaje przebóstwienia, mężatka, oddając się obcemu mężczyźnie, bez zgody męża, grzeszy. Gdy mąż aprobuje współżycie żony z innym mężczyzną dla wzniosłych celów, zdrowotnych, przyjacielskich itp., nie grzeszy. Natomiast, gdy zezwala żonie na poróbstwo za pieniądze, grzeszy. No chyba, że robią to z nędzy, dla ratowania życia, to grzechu nie ma. Ale gdy, pozwala jej z wielkiej miłości kopulować się z kochankiem, dla rozkoszy płciowej, nie grzeszy, ale robi dobrze, stwarzając już na ziemi przedsmak nieba, gdzie się żenić ani płodzić potomstwa nie będą. Chrystus podał to w odpowiedzi, który z siedmiu mężów pobożnej niewiasty, których miała za życia, będzie z nią kopulował w niebie, bez zazdrości pozostałych.
Inne tematy w dziale Rozmaitości