Zelig-ski Zelig-ski
194
BLOG

Protokoły psychiatryczne - teczka ze szpitala w Kobierzynie

Zelig-ski Zelig-ski Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Odcinek 11 – ukryte sedno człowieczeństwa (bo ciągle o tym tu mowa)
  Nieroztropne, leniwe panny, co nie pilnowały światła, które zgasło, gdy nadszedł boski Oblubieniec, to złe prostytutki w zamtuzie, które nie będą zbawione; natomiast panny, które pilnowały lamp oliwnych, gdy nadszedł Oblubieniec będą zbawione, tak jak my wszyscy, porównani do heter z lupanaru, bo w istocie nie jesteśmy niczym innym tylko kurwami w burdelu życia, państwa i religii. Jak bardzo prostytucja, wszelka prostytucja, rządzi życiem społeczeństw i jest zakamuflowana w formach moralności, religii i kultury, wystarczy się zapoznać z kulturową instytucją społeczno-religijną greckiej horei, gdzie w kultach Adonisa, Afrodyty czy Orfeusza przeplata się seks, sacrum, władza i ethos. Niech nikt nie twierdzi, że ten stan państwowo-religijnej prostytucji (starogreckiej i rzymskiej) został przezwyciężony w religii chrześcijańskiej, bo nic podobnego się nie stało, prócz tego, że Adonisa-Orfeusza zamieniono na Chrystusa a Afrodytę na Marię z Nazaretu, który zresztą w czasach Kwiryniusza jeszcze nie istniał (dorobiono go później).  
     Bez prostytucji, wszelakiej, nie potrafimy się obejść, bo też tak jest zbudowana istota natury, że aby działać reistycznie i (również) deterministycznie, byty reistyczne i duchowe muszą się o siebie zaczepiać i wzajemnie „pociągać” tworząc „fakty”. Bez tego nie byłoby „realnego” świata rzeczy posiadających kształt i własności, tylko jakaś bezkształtna masa. To dzięki owemu zaczepianiu „klimanion” (jak to nazwał Demokryt (żywiołowy materialista), rzeczy nabierają szczegółowego kształtu, gęstości i miejsca (atrybuty materii) jako też lepkości, faktury, przyczepności, zapachu, esencji, monadyzmu etc. Tu też wzajemnie się uzależniają wpływem od siebie cechy konstytutywne i konsekutywne). Tu też należy poszukiwać prapoczątków i praistoty prostytucji, jako kwintesencji „zaczepiania”. Na tym fakcie zasadza się intuicja gramatyki języka, która z czarnego robi białe, a z niemoralnego moralne. Język nie powstał w celu szukania, odkrywania, mówienia prawdy i komunikowaniu jej drugiemu, lecz po to, żeby drugiego okłamać i wprowadzić go w błąd. To jest istotą kultury i języka (podobno w prajęzyku tego nie było). Bez samookłamywania się i okłamywania innych, nie byłoby społeczeństwa, religii i postępu. To społeczne kłamstwo się nazywa Wiara, Nadzieja i Miłość (i ew. zaufanie). Temu służy język, żeby tworzyć kłamliwą religię, literaturę, historię i logikę. Bo gdy się przyjrzeć matematyce, to jej wnioskowania i dowody logiczne też są oparte na społecznej umowie Cogito, która jest kłamliwa i wątpliwa jak wszystko. Cała istota medycyny opiera się na kłamstwie, jak i cała istota prawa opiera się na wprowadzaniu podmiotu uznanego za zdolnego do działań prawnych, w błąd. Brałem kiedyś udział w dyskusji z profesorami medycyny o meta-deontologii; aj waj, jaka to medycyna jest humanistyczna, mecyje, prawdomówna, oparta na prawdzie faktu i moralności itd. itp. Dyskusja się urwała, kiedy wykazałem, że język kłamstwa jest stworzony po to, by ukryć prawdę bezsensowej śmierci (aż mnie język świerzbi, żeby powtórzyć niektóre argumenty). Gramatyka językowa nie pozwoli na ujawnienie fałszu w stawianej diagnozie, że po grypie przychodzi katar, po katarze zapalenie płuc, skręt kiszek, czyraki mózgu, posocznica a potem zator i śmierć. Nie wspomniałem o raku! Każde ze zdań w ustach medyka, skierowanych do chorego jest ocenzurowane przez kulturę poprawności i politykę „nie budzenia przerażenia” (u klienta, boby uciekł i nie zapłacił). A to już jest lekarska prostytucja (nie deontologia), której przedmiotem jest oszukańcza nadzieja, wbrew zrównoważonemu rozumowi. Bo rozum nie jest po to, żeby się trząść ze strachu przed byle śmiercią, jak głupi. Rozum jest rozumny, a większość głupich ludzi gonie posiada i powtarza przesądy, powstające bez udziału prawdziwego rozumu, że lęk przed śmiercią jest naturalną i wrodzoną dyspozycją psychiczną. Takie przesądy rodzą się, gdy rozum śpi lub go nie ma. Przykłady wykorzystywania fałszywej świadomości u „klienta” kultury i wprowadzania go w błąd, można mnożyć w nieskończoność, zarówno z terenu sądu, urzędu, wojska, kościoła, rodziny, banku, szkoły, fabryki, stosunku miłosnego kochanków…
    Co ciekawe, o tym „klimanion” pisał już Demokryt, że rzeczy indywidualne powstają z chmury atomów, które sczepiają się z sobą, tworząc agregaty. A w terminologii prawniczej też istnieje piękne słowo „zaczepiać”, czyli znajdywać powód do akcji, do przewodu, do procesu, do rewizji itd., tak jak klient zaczepia prostytutkę, albo ona klienta. Jak zaczepia mężczyzna kobietę, jak mąż żonę, jak wyznawca zaczepia swoje bóstwo. Żeby „zaczepić” trzeba mieć interes (prawny lub życiowy) i trzeba zapłacić. Nic się nie dzieje bezinteresownie, oprócz sceptycznego milczenia, chyba, że za milczenie również zapłacą, ale czy zapłacą za sceptycyzm; tego nie wiem; bo musi istnieć jakaś granica wątpiącego wątpienia, poza którą prostytucja nie ma sensu, bo się przeradza w swoje przeciwieństwo.
      Tu się aż prosi napisać mały eseik, kiedy prostytucja jest przeradza się w swoje przeciwieństwo i jest „moralna” i święta, kiedy jest nieodzownym kośćcem budowy sensu egzystencji tego świata, ale to już przy innej okazji.
      Tutaj też, pisząc, w wielu zdaniach o kurestwie, mam na myśli nie „brudną” i niemoralną prostytucję, która upadla człowieka, ale tę drugą, która, sięgając po znane przykłady biblijne, zrobiła z Abrahama, Izaaka i Jakuba wyznawców i przyjaciół Jahwe. Nie wszystko jest prostytucją, którą Logos i Bóg karze, za tzw. grzechy, bo np. Sprawiedliwy Lott z Sodomy i Gomory spółkował po pijanemu z własnymi córkami, czy też one z nim, żeby spłodził z nimi dobrych i pięknych ludzi, a przecież mimo kazirodztwa został uznany za świętego męża i przyjaciela Boga. Tu zresztą mamy przykład na dwa rodzaje kurestwa, kurestwo słuszne i niedopuszczalne. Kurestwo słuszne, służy pomnażaniu życia i ułatwianiu go (częściowo w zamtuzach, albo w innych wesołych wychodkach), kurestwo niesłuszne służy duchowemu zabijaniu jednostek w rodzinach i w społeczeństwie.
     Tak to, zarówno starogrecka horeia, jak i nasza kurwiarska cywilizacja (śródziemnomorska) implikuje problematykę moralności, i ją tworzy. Można rzec, że moralność rodzi kurwę a kurwa moralność. Jak pisał Jurandot, im surowsze przepisy tam większy burdel, im większy burdel tam surowsze przepisy. Im surowsze przepisy i łamanie tabu, tam większa rozkosz i szczęśliwi burdelnicy to wiedzą. Niech nikt też nie myśli, że uprawianie seksu i asceza wzajemnie się wykluczają. Kurwami były święta Teresa w ekstazie i Katarzyna Sieneńska, i Maria Medycejska, i Lukrecja Borgia. Rozwiązłość i stosunki płciowe powinny prowadzić do mistycznej medytacji a narastająca rozwiązłość jest naturalnym skutkiem poszukiwania i pragnienia zaznania pełni. Jest to zgodne z naturalnym rozwojem psychicznym człowieka, w którym mieszczą sie wszelkie psychoanalityczne spostrzeżenia freudystów, Maslowów, adlerysów, frommowców, jungowców, hornejówek etc.
      Oni wszyscy mają po trochu rację, tylko boją się postawić kropki nad i, w purytańskim społeczeństwie, które się nie potrafi wyrwać z paradygmatów myślowych zakłamanej gramatyki współczesnego języka, boby ich ma mordę wyrzucili z ich gabinetów i uniwersyteckich katedr. Ale… cóżby się szkodliwego stało, gdyby kurestwo (biskupów, nauczycieli, kapłanów, sędziów, kupców, lekarzy, kamieniczników etc) nazwać po imieniu, że jest prostytucją, a wtedy Karen Horney, Freud, Maslow etc. nie musieliby kłamać, kręcić, mylić się „taktycznie”, z ostrożności, żeby nie podpaść cenzurze, tylko w swych konstatacjach przybliżyliby się do sedna, które jest wcale „nie brudne” i godne potępienia, tylko wręcz przeciwnie, godne propagacji? Bo gdyby kurestwo kamienicznika, kupca, kapłana, nauczyciela, lichwiarza etc. zamienić na kurestwo czyste, np. płatności pieniężne pokrywać miłosnym seksem, tak jak żona płaci mężowi a mąż żonie w kochającej się rodzinie, to świat stałby się jedną kochającą rodziną i niebem na ziemi. Tylko ludzkość musiałaby się odważyć, na to, że np. żona idzie do sklepu i za kilo cukru i litr śmietany płaci szybkim seksem ze sklepikarzem na worku mąki. Natomiast ten sklepikarz jadąc po towar do hurtownika, wkłada już sobie zawczasu do odbytu czopek wazelinowy, żeby łatwiej wchodziło i nie bolało za odpłatność towaru (cukier, mięso, konserwy etc) miłosnym kredytem. I nie chodzi tu wcale o używanie narządów płciowych, tak jak sie teraz używa w stosunkach międzyludzkich strun głosowych, rąk i gałek ocznych, ale o efekt, że wtedy ludzkości byłoby bliżej do stanu bycia uniwersalnych związkiem małżeńskim, gdzie wszyscy są jedną duszą i jednym ciałem, gdzie mąż żonie nie płaci pieniądzem a ona mężowi, przecież dla siebie pracują i wychowują dzieci. Dużo się mówi, że ludzkość jest jedną rodziną, a przecież chodzi o to, żeby to stało się praktyką i prawdą.
    Otóż władcom tego świata, bankierom, prezydentom papieżom i innym możnych sługom szatana zależy na tym, żeby seks był brudny, żeby kobiety cierpiały na bomblownice i inne solitry, żeby pederaści dostawali kłykciny konczyste, bo to napędza gospodarkę, narkobiznes i doktorską kasę. Chodzi oto, by idealizmu w życiu człowieka było jak najmniej i jego egzystencja była wyprana z istotnej nadziei łagodzącej lęk przed śmiercią. Tak na marginesie, papież Wojtyła tyle pisał o cywilizacji śmierci a do wyjaśnienia istoty problemu nie zbliżył się nawet o cal. Był kłamcą (nie wiem czy świadomym), powtarzając wszystkie zasłony dymne naszego „odwrotnego etosu”. Ale mu to wybaczam, bo był klechą, a klecha ma zawsze rozum przyćmiony albo kompleksem niższości, albo wyższości.
Zelig-ski
O mnie Zelig-ski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości