Odcinek 8) – burdel jest moralny
Przecież nie można orzec, że burdel jest niemoralny a klasztor cnotliwy, skoro niemoralny burdel jest zarazem cnotliwy, a cnotliwy klasztor jest gorszy jak burdel.
Ach burdel, wzdychał mój sąsiad ze szpitalnej pryczy. To szacowna instytucja społeczna, regulująca wiele niejasnych kwestii moralnych, a nawet będąca samym kośćcem moralności. Tam gdzie nie sięga prawo kanoniczne – bo mu chyba nie wypada i się wstydzi – tam swe usługi, za zakłopotanego Pana Boga oferuje bajzel mama i alfons. Zresztą jak ma nie oferować, skoro zatrudniało się tam wiele wartościowych jednostek, choćby takich jak jeden Tyszkiewiczów, który był w Buenos Aires wykidajłą w burdelu. Ach burdel, wzdychał rozmarzony, miał jako instytucja wielu wielbicieli wśród artystów i arystokratów. To była domena luksusu i prawdziwego piękna. Mówię tu oczywiście o „le bourdelle”, gdzie bywali artyści, Kossakowie, Uniechowscy i Rzepińscy, a nie o podejrzanej melinie na Nalewkach albo na krakowskich Grzegórzkach, gdzie pokątnie brudne zdziry i złodziejki przyjmowały za pół złotego pijanego fiakra. Uniechowscy i Rzepińscy tam, w „le bourdelle” pokrzepiali pięknym ciałem swe nadwątlone ego i nabierali ochoty do dalszej twórczej roboty.
A zresztą, czy „le bourdelle” nie jest przedłużeniem świątyni, szpitala, szkoły, czyż nie posiadał prawa azylu i immunitetu nietykalności jak kościół? – pytał retorycznie. Jeśli się w nim ukrył zabójca, przestępca, to policja nie miała prawa go poszukiwać we wnętrzu buduarów bez zezwolenia burdelmamy, która była często królewską lub papieską kochanką. Buduary miały immunitet nietykalności, przeżywają wiele różnych rewolucji, zmian rządów, królów i reżymów, bo w ich wnętrzu mogłeś na pięknej kurwie spotkać ministra i głównego nadintendenta policji i co wtedy? Przecież ci panowie często tam pracowali, mieli swoje wywiadowczynie, biura i pokoje do wypoczynku, w celu wytchnienia. Nawet kapłan, kiedy katolik, prawy syn Kościoła, przesadził w czerpaniu rozkoszy i życzył sobie przed śmiercią spowiednika, musiał się udać do burdelu, by podąć umierającemu najświętszy sakrament. A kurwy klęczała podczas tego obrzędu pokornie wokoło. Znam przypadek, że burdel wystawił nagrobek klientowi zmarłemu tragicznie na kurwie.
Burdel był regulatorem i uzupełnieniem moralności, jako jeden z filarów, obok państwa i kościoła. Ba, był równie eksterytorialny jak Kościół, państwem w państwie. To on, burdel, dbał o moralność i czystość małżeńską. Żadnych romansów na boku, żadnego rozbijania rodzin, tylko stosunki w burdelu, które nie zagrażały spójności rodziny, państwa i społeczeństwa. Często młodzi ludzie do ślubu jechali wprost z burdelu, ba, całe plutony z kartami mobilizacyjnymi, uzbrojone i umundurowane, z błogosławieństwem bajzel mamy, z patriotyczną pieśnią na ustach, wychodziły prostu z burdelu na wojnę. Zresztą, wie o tym każde dziecko, że żołnierz najbardziej zażarcie broni dywizyjnego burdelu. Każde dziecko też wie i czuje, że ta kobieta, ta pani, do której tatuś idzie wieczorem do burdelu, jest równie ważna i szacowna jak mamusia. I w razie czego, może mu mamusię zastąpić. Przecież były takie wypadki, że prostytutki okazywały się najczulszymi opiekunkami, ciociami i mamusiami per-prokura. Ba, same czasem w burdelu wychowywały „syna pułku”, to znaczy „syna burdelu”, którego potrafiły wykształcić na sędziego, księdza, adwokata bądź ministra.
Sprawa ze społeczną pozycją burdelu nie jest jednoznaczna, a wszystko dlatego, że nie mamy liniowego czasu, biegnącego porządnie jak Bóg przykazał. Czas biegnie raz wolniej raz szybciej, raz w prawo, raz w lewo, powodując leniwość lub nerwowość myśli w lewej lub prawej półkuli naszych mózgów (z tego się biorą kryzysy, wojny i rewolucje, po których na spalenisku budujemy od nowa sprawiedliwe ustroje społeczne; gdy nadal jesteśmy nerwowi; a gdy się narobimy, najemy, rozleniwimy to się zmęczymy i gdy znów zabraknie jadła i napoju to się leniwie oglądamy jakby tu coś sprywatyzować, ukraść, skombinować jakiś kapitalizm, i z tego powodu mamy ciągłe kłopoty; a to z karierą życiową; a to z porządnym wykształceniem; a to z miłością; a to z posagiem kandydatki na żonę; a to ze spadkiem; a to z zadowoleniem z życia... nie możemy być szczęśliwi i przeklinamy, żeśmy się urodzili, bo wszędzie jesteśmy spóźnieni. Czas to kulki w maszynie losującej, które nieustannie się mieszają! Jakże ma być inaczej, skoro nie mamy czasu na dokończenie wątków, na zastanowienie, na naprawę błędów, na cofnięcie czasu i inne rozpoczęcie lub rozwiązanie intrygi. W końcu powstaje z tego miszmasz wielu qasi-rzeczywistości, po których możemy się przesuwać jak figury po szachownicy, a ktoś inny nami gra. Sprowadza się to do tego, że ty się człowieku namordujesz, nastrajkujesz, nazakładasz różnych „Solidarności”, a tymczasem inni ci to zabiorą i żyją w dobrobycie. To nie ty grasz w szachy, ale szachy tobą grają I nie możesz się z tego wyzwolić. Co rusz koń szachowy kopie cię w dupę a wieża wali ci się na łeb z łoskotem.
- Jak się to ma, na Boga, do sprawy burdelu? – usiłowałem sprowadzi na ziemię mojego dywagującego sąsiada, ale nie chciał odpowiedzieć wprost – Co ma burdel wspólnego z Panem Bogiem? – pytałem. - Chcesz powiedzie, że jest superalfonsem?
Mój sąsiad z „łoża boleści”, nie odpowiedział tak ani nie, tylko truł, że jest to sprawa odczuwania szczęścia. Jeden ma zdolność odczuwania i ze wszystkiego robi burdel, czerpiąc nieziemskie przyjemności, wszystko zamienia harmonię i piękno codziennego życia a w jego rodzinie, jak w jednoosobowym burdelu, suszą się jedwabne majteczki żony na sznurze w kuchni, a on gniecie pierożki pod tymi majteczkami i go to cieszy. Dzieciaczki, urocze, które spłodził na tej swojej ukochanej młodej żoneczce biegają po kuchni a on miłośnie na nie spogląda jak na żywe dowody miłosnych uniesień i doznaje rozkoszy w swoim małym domowym burdelu. A drugi, mizantrop, cholernik żółciowiec i w profesjonalnym burdelu będzie ze wszystkiego niezadowolony Inie potrafi odczuć przyjemności. Czyli jeden potrafi wykazać wolną wolę, swoją postawą aprobaty, aprobaty boskiego stworzenia świata, a drugi, nie posiadając wolnej woli, lub mając ją w stanie stłumienia, nie potrafi się cieszyć świeżą dupką. Dupką, powiadam, stworzoną dla jego przyjemności przez samego Pana Boga. Czyż to nie jest największym grzechem kacerstwa, takie odrzucenia, takla wzgarda bożego daru? Dlatego należy patrzec na burdel jako na boże dary. Oczywiście mam tu na myśli legalny, uświęcony religijnie i kulturowo heteroseksualny zamtuz, gdzie się używa kobiety po bożemu, czyli wkłada się członka do pochwy - a nie do odbytu, jak to robią amerykańscy zboczeńcy - a nie jakiś pokątny pierdolnik na dworcu kolejowym, dla pederastów.
A zresztą, i tu masz odpowiedź jaki to ma związek, ta nasza życiowa relatywizacja, że gdy wszystko jest płynne, wszystko wątpliwe, wszystko w stanie in statu nascendi, to jeden burdel jest stałą opoką, jak skała, na której można budować nasze poczucie pewności, żeśmy nie zwariowali. Podam przykład: wielu Polaków słuchając papieża Wojtyłę, mogło sądzić, że albo oni zwariowali, albo on jest wariatem. No a przynajmniej porządnym kłamca i sługusem kapitalistów, bo w kazaniach i w encyklikach, raz chwalił socjalizm i zniechęcał do jego otwartego potępienia, a raz ganił, wychwalając kapitalistyczne stosunki społeczne, akurat takie, jakie panują w burdelu. Ale gdy pomyślał, że burdel z bajzelmamą trzyma się dobrze, to nabierał otuchy, że chociaż to jedno, pozostało pewne i nienaruszone, jako wzorzec oceny tego, co normalne, i ostoja zdrowego rozsądku.
Inne tematy w dziale Rozmaitości