Odcinek 7 i ½, coś takiego jak osiem i pół
Jasnym jest, że facet, który był wrzucony do pudełka z trumną i żałobnikami a mimo to zgodził się bez zastanowienia, że zacznie grać nieboszczyka, w przegródce z panną młodą i weselnikami, i bez wahania zechce wstępować w związek małżeński, to jest coś takiego, jak w filmie Feliniego, w którym występują i przedstawiają samych siebie sami wariaci. (Co za dziwaczne zdanie – ktoś dopisał ołówkiem powyżej). Tak głupi jest tylko człowiek i nic na to nie można poradzić. (Miał chyba na myśli Homo Sapiens – znów ktoś dopisał ołówkiem). Taki głupi może być tylko człowiek, facet, mężczyzna, bo już kobiecie trudniej się na to zdobyć. (na co, by ślub brać z nieboszczykiem? – dopisane ołówkiem powyżej, nad tym zdaniem maszynopisu). Zwierzęta nie biorą w tej szopce udziału, bo mają świadomość własnej tożsamości. Do śmierci gramy różne role, jak w inkarnacji, jeszcze przed śmiercią, w przedśmiertnej inkarnacji, a po śmierci znów wskakujemy (pewnie bez zastanowienia, bez świadomości a może i wyboru i taka to pośmiertna sprawiedliwość tego, rzekomo, „lepszego” świata)) w pierwszą lepszą macicę, jakby w nową przegródkę z nową rolą, nawet nie wiedząc, że się znów rodzimy, choć jesteśmy martwi. Bo faktycznie jesteśmy martwi, tylko Demiurg nas pociąga za sznurki. Pociąga za sznurki nie tylko nasze ręce i nogi ale i nasze wargi, nasze powieki i mięśnie Galek ocznych, nasze struny głosowe i płuca. I wszystko pociąga za nici, grając na nas jak na organkach, na naszych organach. A że jest wieloręki, wielotysięcznieręki i wiele set milionowo ręki i ma czasu od cholery całe wagony i oceany wieczności, to może każdym z nas z osobna, choćby z nudów, się zająć, cholernik jeden, zboczeniec, i pociąga w każdym z nas za nici które sa prztyyczepione do serca, nerek i jelit, powodując a może tylko naśladując bicie sercas i perystaltykę jelit. Mówię, naśladując perystaltykę i biecie resca, bo przecież gdyby bicie naszego serca nie było marnym naśladownictwem czegoś tam prawdziwego, prawdziwego ruchu, to byśmy byli nieśmiertelni, jako że ruch wypływa z samego siebie, z ruchu, a nie od tego, ze każdym uderzeniem serca, serce nasze trochę się kiwnie, bo go Bóg palcem poruszy. Do cholery z takim parcianym dziadostwem, jakby ktoś na polu gnój widłami przerzucał. No takie porównanie mi przychodzi do głowy, bo akurat widzę przez okno, jak jakiś parobek panów doktorów, właścicieli tego szpitala w Kobierzynie, między naszym budynkiem szpitalnym a zabudowaniami gospodarczymi, stodołami stajnią i czymś tam, w ogrodzie warzywnym, gdzie niedawno rosły pomidory i kalafiory, gnój rozwozi furką z konikiem i pewnie go będzie rozrzucał pod przyorywkę. Tak to się chyba nazywa. Niech pani doktor się nie wstydzi, niech ściągnie buty a pan doktor niech się położy pod stołem żeby ogryzać pani paznokcie, bo pani to lubi. Bez krempacji, przecież widziałem przez okno z mojej izolatki, jak żeście to parę razy w pani gabinecie robili. (To zdanie o ogryzaniu paznokci zostało wykreślone czerwonym ołówkiem i ktoś próbował go zamazać długopisem. By może, że doktorzy nie słuchali uważnie, zajęci rozmową a protokolant, może maszynistka, pisał/pisała z rozpędu, bez kontroli sensu, tego co pisze. Nim się skapowali było już napisane i pewnie nie mieli czasu od razu przepisywać, więc postanowili zostawić, jak jest a potem usunąć przy przepisywaniu na czysto, ale jak to bywa, czasu na to nie było i poszło do archiwum w postaci jak wyżej.)
To, co nazywamy samoświadomością nie jest samodzielnym zdawaniem sobie sprawy z istnienia, tylko czuciem ciepła-zimna, głodu, bólu itp. Gdybyśmy byli autonomiczną niezależną od ciała samoświadomością (czytającą je jak obserwator mapę bodźców zmysłowych), a nie zespołem homeostatycznych serwomotorów i końcówek czuciowych, nie ulegalibyśmy złudzeniom zmysłowym ołówka, który trzymany w skrzyżowanych palcach, wydaje się dwoma ołówkami.
Ci, co czują, że istnieją naprawdę, nie chcą brać udziału w żadnej grze zmysłów, ale można ich policzyć na palcach, zaś reszta to zwykle kundle.
Zastanawia mnie i niepokoi w tym jedno; co jest naturą rzeczy, co się naturą istnienia. Często trzymam jeden ołówek w palcach dwóch rąk, lecz naprzemiennie skrzyżowanych i wczuwam się w świadomość dwóch ołówków, bo świadomość oszukuje mnie, że trzymam dwa ołówki. Podobnie, gdy trzymam jedną swoją rękę w drugiej, to nie wiem, która ręka, którą trzyma, co dotyka a co jest dotykane. Trudno jest zdobyć świadomość, co jest trzymane a co trzyma. W takich momentach występują wyraźnie dwie rzeczywistości i dwie świadomości, to znaczy dwa uświadomienia stanów rzeczy, ale jedna nadświadomość istnienia tych dwóch świadomości. Czymże wobec tego jest świadomość bycia, jeśli nie świadomością świadomości. Świadomości oderwanej od sensualnej sfery rzeczy.
Dlatego jestem pełen pokory dla ludzkich kundli, którzy podobnie jak psy, żeby zdobyć świadomość istnienia, kładą się koło siebie (między swoimi nogami) wkładając nosy sobie nawzajem w krocza i wąchają, jak psy wąchając podogonia, wąchają swoje odbyty i narządy płciowe. I faktycznie, podejrzewam, że istnieją różne, co najmniej dwie rzeczywistości konstytuujące nasze istnienia. Jedna rzeczywistość jest myślna i czysto introspekcyjna, polegająca na bezpośrednim poznaniu przez umysł, ale druga jest również bardzo ważna, wypływająca z wąchania sobie wzajemnie odbytów i podbrzuszy. Coś w tym musi być, skoro ja sam wiele razy, przy obcowaniu płciowym z kobietą, kiedy ją wąchałem w kroczu, doznawałem tak silnego oszołomienia z uświadamiania sobie istnienia czystego bytu, że od razu doznawałem kiergegardowskiego uczucia bojaźni i drżenia. Ja się zawsze trzęsę na widok kobiecego krocza jak noworodek. Czyli czegoś pełniejszego, pełniejszego poczucia bytu niż tylko wynikającego z czystej introspekcji duchowej. Przy wmyślaniu się w byt, nigdy nie dostaję drżączki ani oszołomienia z kontaktu ze sferą niezgłębionych i niepojętych rozumem przepaści Logosu, natomiast podczas lizania kobiecego krocza i wąchania tych rozkosznych smrodów, zawsze.
Inne tematy w dziale Rozmaitości