7) Odcinek…czekamy tu chyba na śmierć albo operację mózgu…
…kiedy coś się dzieje, to nic się nie dzieje
Dobrym tego przykładem (tej bezsilności rozumu) jest przepis prawny o stosowaniu obrony koniecznej. Mówi on, że środek zastosowany do odparcia zamachu musi być proporcjonalny do środków użytych przez zamachowca. No, ale gdyby był zastosowany środek proporcjonalny, np.. gołe ręce przeciw gołym rękom, kołek z płotu, przeciwko kołkowi z płotu, a nie np. siekiera naprzeciw scyzoryka, to zamach by nie został odparty. Obrona jest skuteczna wtenczas gdy jej środki są nieproporcjonalnie większe do użytych w przez zamachowca.
Więc, w tym przypadku proporcjonalne jest nieproporcjonalne, a nieproporcjonalne jest proporcjonalne.
- Tak, tak, drogi panie – mówił mój sąsiad na szpitalnym łóżku – w tym układzie współrzędnych, w którym znajdujemy się w szpitalu - nazwijmy go układem x - jesteś pan pacjentem, ale jednocześnie w innym układzie y, możesz pan być pacjentem szpitalnego baraku z Auschwitzu, ponieważ czas zakręca, jakby go zawiązywano w kokardkę i różne fakty z pozornie różnych układów współrzędnych leżą tak blisko siebie, że nie można odróżnić w którym. Przecież czas jest jak masa z płynnej gumy w różnych kolorach, które mieszają się z sobą, dając nowe efekty barwne i nie wiadomo gdzie-kiedy się coś kończy, a kiedy i gdzie zaczyna. To my w zegarach arbitralnie tniemy go na kawałki i mówimy, że coś się skończyło, chociaż składniki tego „czegoś” co już odpływa, jeszcze napływają wraz z tym co ma dopiero nadejść.
To jest tak, jakby „pociąg dla jednych odjechał, kiedy dla innych jeszcze stoi na peronie”, a nawet „jeszcze nie dojechał do stacji” - ale tego nie widzimy, bo musimy biegnąć już do następnej kasy biletowej, jechać do następnego miasta, witać się z następną kochanką, która jest zawsze tą samą kobieta, tylko tym razem nadstawia się nam z innej strony. Czas tak tnie przekroje wieczności, że kiedy nasza głowa znajduje się tutaj, w galaktyce Drogi Mlecznej, obokProxima Centauri, to tyłek w miliony lat świetlnych w tyle, w świecie który ma dopiero nadejść, a noga nie wiadomo gdzie. Wszystko to dzieje się teraz i w jednym miejscu, bo czas i przestrzeń są nieskończenie małym punktem w czymś czego nie ma.
Zauważ pan, że skoro materia jest podzielna do nieskończoności, to nie ma sensu mówić o jej rozmiarach, bowiem dobrze może być nieskończenie wielka jak i nieskończenie mała. Cóż to znaczy nieskończenie mała? – toż to samo, co tak mała, że nie istnieje w żadnym miejscu - bo go nie potrzebuje. Wracając do naszej względności, to jest z nami tak, jakby życie było za krótkie do wypełnienia nim wszystkich dziur i zakamarków naszego psychologicznego czasu. Co za parszywa sytuacja, przecież mamy prawo się czuć jak jakieś odpadki służące do zatykania dziury w tej smrodliwej łajbie, która nieustannie tonie na tym oceanie ekskrementów i wypadają w niej wciąż nowe dziury, a my jesteśmy wyjmowani z jednej dziury, (z której leją się szczyny) i wkładani w drugą (z której lecą gówna), chociaż nawet w pierwszej nie zdążyliśmy się jeszcze porządnie zmoczyć i zaśmierdnąć a już tkwimy w następnej urynie po uszy. Stąd pewnie sądzimy, że „wody” nie ma wcale, mając zupełnie fałszywe wyobrażenie o naszej sytuacji. A pić się chce jak cholera i musimy łykać to, co mamy pod brodą, czyli szambo. To jest nasza sytuacja i nasze umiejscowienie we współczesnej cywilizacji.
Kobiet jest wiele, wiele jest okazji, wiele scenariuszy, w których chcemy zagrać (i aż się prosi żeby zagrać), a my jesteśmy „jedni”, „pojedynczy”, nikt nas nie zastąpi i wskakujemy z „pudełka do pudełka”, biegając coraz szybciej jak elektron, ze sceny na scenę, żeby zagrać fragmenty różnych ról, o których sądzimy, że są dla nas właściwe, zmieniając nasze stroje, partnerów i rekwizyty, który wciąż są takie same, a nawet te same. Jesteśmy nieświadomi nawet chwili śmierci. Nie ma definicji śmierci, więc nawet nie wiemy, kiedy umieramy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości