Nenia 29.
Żegluję po stromej fali, muszę Żydom dać pieniądze (713
Stoję na chwiejnej drabinie, trzymam jakieś dziecko w rękach
Nie mam złota i opali, odeszły mnie wszystkie żądze
Ale kara mnie nie minie, w śmierci czeka mnie udręka
Przecież wiesz, że mi zabrali dom, mieszkanie, moje dzieci
Na katastrze zapisanym księżom, bankom, posłom, sędziom
Prawo zbira jak ze stali sekwestruje moje śmieci
Żebym nie był zadufanym, żebym poszedł na śmierć z nędzą
Przecież nic nie jestem winien, nie zadarłem z komornikiem
Oprócz duszy na ramieniu, bom jest strasznym niedołęgą
Żeby tuczyć mnie jak świnie, zrobić nędznym robotnikiem
Bić obuszkiem po ciemieniu, nim śmierć zjawi się z mitręgą
Mchem obrastam, obumieram, wokół mnie wrze żywe życie
Szydzi ze mnie Dostojewski, bawiąc się dupkami dzieci
Że się w piekle poniewieram ukrywając znakomicie
Moje trupie arabeski - a śmierć w tumbie próchnem świeci
Jestem niewolnikiem zmory, nieudacznik jakby obszył
Życiem strawił na chodzeniu za sukcesem wydawniczym
Głupi pismak wiecznie chory, pracując za tanie dropsy
Nadal żyję w przeświadczeniu, że mnie śmierć nie puści z niczym
Inne tematy w dziale Kultura