Nenia 25. Ars moriendi
Lecz nie skarżę się na przemoc burżuazji gildii pierwszej (665
Robiliśmy razem z wołem, na kielichy szczerozłote
Wyzyskując naszą niemoc, nasze romantyczne wiersze
Łamano nam kości kołem, płacąc śmiercią za robotę
Ja nic nie wiem, ja nie płaczę w nerwicowym miękkim tuszu
Kiedy córkę swą zobaczę, uciekam bo wstyd mnie parzy
Za mój niespłacony kredyt; mówią, żebym szedł do buszu
Przyjmę wreszcie własny niebyt, bo ze śmiercią mi do twarzy
Winien temu èlan vital, żem się puścił na sermater
Przekładając szczebiot heter, nad spokojny klozetwater
W jakim żyje akolita, co naiwnych piekłem straszy
Uszedł ze mnie cały eter, śmierć mnie teraz owałaszy
Winna temu rozkosz nocna, z ust otwartych wydzierana
Miłość kokot do luksusu, z których spływa tłusta piana
I nienawiść prawonocna do kreatur wywichniętych
Z sowiżdżalskich kabaretów, aż do śmierci uśmiechniętych
Urodziłem się nie w porę pod rządami inteligencji
Którą muszę ciągle dręczyć, żeby srała kwaśnym winem
Zanim pójdzie na nieszpory katolickich ingrediencji
Wolę zdechnąć niż się męczyć z bogobojnym skurwysynem
Będę, kim mnie zrobią Parki, moje losy obżałuje
Będą ze mnie kruche smarki, bank je chętnie podżyruje
Na psi nawóz i wyparki, moje truchło obstaluje
Kat mnie wsadzi do trupiarki i dla śmierci wyrychtuje
Inne tematy w dziale Kultura