Sobótkowe gody VI
W stwarzaniu się potwora gorący stawonóg
Chciał się zbliżyć do jedni ze mną unitarnej
W rtęciowym wnętrzu wora metalicznych stonóg
Wepchnąć mnie do obwiedni poczwarki binarnej
Stary diabeł kulawy siedział przyczajony
Na białej zgniłej kości ziemi emerytki
Wydawał się łaskawy, jak Bóg wycielony
Ale wył z namiętności do kosmatej łydki
Syn dziewicy i słonia pomieszany z kotem
Z gwiezdnym rezusem wił się w pochwie boskiej łani
co rodziła turonia chłonąc mnie w istotę
Trójkąta, który tlił się za siódmymi drzwiami
Bóg nie lepszy o jotę niż kulawa wrona
Pieścił clitoris Pani bawiąc się w rajfura
Robił ze mnie nietotę pijąc z nią burbona
A za mymi plecami wyświęcał lemura
była młoda i tłusta, z dwojgiem twardych wymion
nakłuwana igłami monadycznych kwestii
od środka całkiem pusta, trojga boskich imion
w płaszczu z siedmiu gwiazdami, jadąca na bestii
Z wielkim wieńcem penisów w sobie i na sobie
nasza boska pramatka świeciła srebrzyście
od spermy Czeremisów wrzącej w boskim grobie
Wszechświatowa Gamratka dusząc zajebiście
Byłem w gronie kochanków śpiewając Hosanna
Na podeście co błyszczy w węzgłowiu jej łoża
Spuszczając się do dzbanków z których święta panna
Wlewała spermę z pryszczy do swego nadproża
Bóg, stworzyciel ogona, pomazany błotem
robiąc w niebie za gbura bawił się kudłami
pięknego kurwiszona, suto płacąc złotem
za świętego jebura, między jej nogami
Inne tematy w dziale Kultura