Awanturę w Warszawie wywołała grupa spiskowców pod przewodnictwem wiarołomnego Okulickiego – nałogowego alkoholika i informatora NKWD. Oprócz degenerata Okulickiego w spisku uczestniczyli: zakuty łeb Pełczyński, głupkowaty Chruściel i osłaniający dyskretnie zamach od strony propagandowej późniejszy gorliwy komunistyczny kolaborant Rzepecki. Łajdacy ci nie zasługują na traktowanie ich jako ludzi honorowych, dlatego są wymieniani po nazwisku, bez imion, stopni i grama szacunku. 31 lipca po południu spiskowcy osaczyli Komorowskiego i po kilkugodzinnej obróbce, wspierając się fałszywym i niedorzecznym meldunkiem Chruściela o rzekomym wkraczaniu Sowietów do Warszawy, zmusili galaretę odgrywającą rolę dowódcy AK do wydania zbrodniczego rozkazu wszczęcia draki w milionowym mieście.
Armia Krajowa przystąpiła więc do walki wedle założeń wymienionych wyżej strategów. Efekty pierwszego uderzenia można dokładnie opisać jednym słowem: była to krwawa klęska. Niepowodzenie walk 1 sierpnia było tak wielkie, że Galareta-Komorowski zaczął rozważać pomysł zakończenia walk. Po zapoznaniu się z pierwszymi raportami radiostacja Komendy Głównej zaskowytała rozpaczliwymi jękami „Pomocy! Ratujcie nas! Niech nasi wrogowie Sowieci nas wyciągną z kloaki, do której sami wskoczyliśmy!” Żenujące.
Szczegółowe podsumowanie pierwszego dnia walk:
1. Śródmieście – wszystkie natarcia na obiekty o znaczeniu wojskowym się załamały. Nie udało się powiązać Śródmieścia z innymi dzielnicami.
2. Żoliborz – pod wrażeniem niepowodzeń i ciężkich strat całość żoliborskiego zgrupowania AK dała drapaka do Puszczy Kampinoskiej. Dzielnica stała się terenem bezpańskim.
3. Wola – siły obwodu zostały częściowo zniszczone, częściowo uciekły do lasów, w mieście pozostały jedynie niedobitki. W wyniku klęski na Woli odwód KG – Kedyw – od razu znalazł się na pierwszej linii.
4. Ochota – niemal wszyscy powstańcy uciekli do lasów.
5. Mokotów – w wyniku serii porażek siły AK w większości zbiegły z miasta do lasów, jedynie na Dolnym Mokotowie pozostał odosobniony ośrodek oporu, bez powiązania z innymi dzielnicami.
6. Praga – w wyniku niepowodzenia obwód się rozproszył, w rękach powstańców pozostało jedynie kilka porozrzucanych punktów oporu, które nie dawały nadziei na prowadzenie dalszej walki.
7. Powiat warszawski – spóźnione ataki nie dały żadnych wyników.
8. Okęcie – siły obwodu zostały zniszczone w idiotycznym ataku na lotnisko.
Pierwsze natarcie zakończyło się wyraźnym i jednoznacznym niepowodzeniem. Teren powstania został od razu zredukowany do Śródmieścia i Woli, tracąc osłonę ze wszystkich kierunków. Nie zdołano zapewnić podstaw wyjściowych do dalszych działań zaczepnych, nie opanowano kluczowych obiektów: lotnisk, mostów, dworców, dzielnicy policyjnej. Straty w niektórych natarciach sięgały 90%. KLĘSKA. Przedłużanie w takich warunkach walki było więc kolejną zbrodnią zdrajcy Okulickiego, galarety Komorowskiego i reszty spiskowców.
Dlaczego – pomimo oczywistej klęski już pierwszego dnia – powstanie nie padło od razu? Powodem była względna słabość Niemców i powstały po wybuchu awantury chaos organizacyjny. Niestety – tak, niestety – Niemcy nie byli w stanie zadać 2 sierpnia rozstrzygającego ciosu. W rezultacie w dniach 2-4 sierpnia powstańcy, korzystając z braku przeciwdziałania przeciwnika, poprawili nieco swoje pozycje w odosobnionych dzielnicach i odnieśli kilka nieistotnych, lokalnych sukcesów.
Jak słusznie zauważa niemiecki historyk:
Właściwa walka o Warszawę dlatego rozpoczęła się 5 sierpnia 1944 roku, że tego dnia zakończyła się niemiecka improwizacja i podjęto próbę systematycznego zwalczania powstania. Zaistniał przy tym paradoks, że wprawdzie losy powstania zostały już rozstrzygnięte – na niekorzyść Polaków – ale walka dopiero się zaczynała. Decyzja o przeciwstawieniu się Polakom zapadła, kiedy 2 sierpnia okazało się, że po pierwsze nie zdobyli oni całego miasta, po drugie nie opanowali żadnego mostu ani lotniska, po trzecie 3 i 4 sierpnia Sowieci wycofali się z warszawskiego przedmościa [w wyniku klęski 2 Armii Pancernej w bitwie z IV korpusem pancernym SS – przyp. Mój, XL] i po czwarte Niemcu uznali, że dysponują siłami wystarczającymi do stłumienia powstania, nie odczuwając ich braku w miejscach, gdzie byłyby niezbędne do decydujących działań. Był to jeden z nielicznych podczas II wojny światowej przypadków, kiedy […] okazało się, że przetrzymywane przez Himmlera w policji i organizacji SS zasoby osobowe stanowią rezerwę, nadającą się do walki, a nie tylko do gnębienia inaczej myślących.
Hanns von Krannhals Powstanie Warszawskie, Warszawa 2017, str. 181.
Z ostatniego zdania wynika kolejny nieprzyjemny dla apologetów szaleństw fakt – powstanie zwalczał Himmler, a więc policja i podobne jednostki niefrontowe. Armia udzielała jedynie wsparcia, bądź – we wrześniu – wkraczała do akcji stabilizując front na Wiśle. Tym bardziej więc awantura warszawska była pozbawiona uzasadnienia.
Zbrodniarze, którzy doprowadzili do bezsensownego wybuchu walk, 2 sierpnia – znając wyniki ataków pierwszego dnia, a więc wiedząc o klęsce – zbrodnię swoją powielili na kolejne 62 dni. Żaden z tych łajdaków nie poniósł za swoje zbrodnie odpowiedzialności, przeciwnie, mordercy Warszawy uchodzą za bohaterów, mają swoje ulice, szkoły, pomniki. Swojej ulicy, szkoły czy pomnika nie ma prawdziwy bohater powstania – pułkownik Żurowski, dowodzący AK na Pradze, który prawidłowo ocenił sytuację i 3 sierpnia rozpoczął rokowania kapitulacyjne z Niemcami. Następnego dnia walki na Pradze wygasły, cywile i substancja miejska ocalała, podobnie jak honor Armii Krajowej. Czyż pułkownik Żurowski nie spełnił swojego żołnierskiego obowiązku?
Inne tematy w dziale Kultura