Od razu wyjaśnienie dlaczego „awantura” - ano dlatego, że:
1. Była to awantura wywołana puczem w Komendzie Głównej AK 31 lipca 1944 po południu. Puczem wszczętym przez byłego (a może i czynnego) informatora NKWD, zdrajcę Okulickiego.
2. Było to przedsięwzięcie równie awanturnicze, co niedorzeczne (z gołymi rękoma rzucono się na uzbrojonych i ufortyfikowanych przeciwników)
3. Było to działanie na szkodę sprawy polskiej, a w interesie naszych wrogów (Niemcy mogli wreszcie zrobić porządek ze znienawidzoną Warszawą, a Sowieci napić się szampana i zakąsić kawiorem – Polacy sami zatroszczyli się o to, by łatwiej było sowietyzować resztki Polski)
4. Nie minęła doba, gdy rozpoczęło się poniżające dla nas i żenujące dla innych łaszenie się i skamlenie o natychmiastową pomoc.
5. Awantury wszczyna się bez głębszego, rozsądnego planu – taka też była awantura w Warszawie. Oszukano i wydano na rzeź Warszawski Korpus AK oraz ludność stolicy.
6. Awanturnicy bez argumentów dostają łomot – tak też było i w tym przypadku: 16 000 zabitych powstańców i 100 000 zamordowanych cywilów przy góra 2500-3000 stratach bezpowrotnych Niemców (w sprzęcie 7 pojazdów pancernych), przy czym gros tych strat poniosły jednostki pozbawione wartości frontowej. Powstanie zwalczała policja i jednostki zapasowe, a nie prawdziwa armia (ta wchodziła do akcji na krótko i lokalnie).
7. Do strat ludzkich należy dołączyć straty materialne (zniszczona Warszawa wraz ze swoim dorobkiem), polityczne (kompromitacja AK i rządu na uchodźctwie) oraz mentalne (konsekwencja poprzedniej – klęska Londynu i AK spowodowała osłabienie oporu przez sowietyzacją).
8. Awanturnicy czasami mają plany – puczyści i ich pomagierzy plany, owszem, mieli. Żadnego punktu z tych planów nie udało się zrealizować.
Klęska. Klęska w każdym wymiarze. Bez żadnej rekompensaty, bez żadnej, choćby najmniejszej korzyści. Co wiec pozostało?
Pozostało to, czego świadkami jesteśmy co rok: próba racjonalizacji kompromitującej i hańbiącej przegranej prowadzi do jedynej możliwej czynności czyli wychwalania pod niebiosa „bohaterstwa, męstwa, heroizmu, poświęcenia i oddania ble ble ble” powstańców i ewentualnie, półgębkiem przypominanej ludności cywilnej (oszukani przez puczystów akowcy przynajmniej mogli sobie postrzelać, porzuceni na pastwę losu cywile ginęli codziennie, bezradnie czekając końca awantury). Kabotyńskie, pompatyczne wielkie słowa z okazji każdej rocznicy fałszują na potęgę prawdziwy obraz tej nieszczęsnej draki. Prawdę mówiąc ktoś słabo obeznany z historią, gdyby miał wyciągać wnioski na przykładzie okolicznościowych przemówień, miałby poważny kłopot z odpowiedzią na narzucające się pytanie „Ale kto właściwie wygrał?”
Wygrali militarnie Niemcy, wygrali politycznie Sowieci, Polacy natomiast przegrali – militarnie i politycznie. I żadne nadęte, hałaśliwe hucpy pod pomnikiem na placu Krasińskich faktów tych nie zmienią. Pucz sowieckiego donosiciela, który doprowadził do największej klęski w historii Polski, powinien pozostać wstydliwym wspomnieniem, a nie hucznie obchodzonym świętem.
Jak to powiedział pewien Francuz, kiedy dowiedział się, że w Londynie znajdują się Plac Trafalgar i stacja Waterloo: Dziwny naród ci Anglicy. Jak można upamiętniać klęski?
Inne tematy w dziale Polityka