Pod koniec lipca 1944 roku szajka dyletantów w pagonach pobudzonych narkotycznym hurrapatriotycznym uniesieniem, której przewodniczył były (i przyszły) informator NKWD pijaczyna Okulicki, doprowadziła do największej w historii Polski katastrofy – awantury warszawskiej.
Wszczęta w Warszawie awantura nie miała żadnego sensu: ani wojskowego, ani politycznego. Wojskowego dlatego, że nie mając sił oraz środków rzucono się na przeważającego nieprzyjaciela, ponosząc w rezultacie całkowitą, krwawą klęskę. Politycznie sprawa także była przegrana, o czym ignorantów z Komendy Głównej AK poinformował kurier Nowak-Jeziorański. Zresztą po powołaniu gangu o nazwie PKWN stało się jasne, że towarzyszowi Stalinowi Warszawa nie jest do niczego potrzebna.
Skutkiem awantury była zagłada miasta i potworne straty ludzkie na poziomie 1:6. Taki stosunek strat charakteryzuje walkę bezładnych kup chłopstwa z regularnym wojskiem – kosztem 16 000 młodych, ideowych, patriotycznych ludzi udało się wybić ok. 2500 kryminalistów, policjantów, przedstawicieli wschodniej dziczy i innych poślednich niemieckich jednostek.
Jako że o żadnych pozytywnych skutkach mowy być nie może, do charakterystyki awantury używa się określeń bajkowych, lirycznych, emocjonalnych, czyli całkowicie niewłaściwych do opisu operacji wojskowej. Mowa jest o „męstwie, heroizmie, poświęceniu, bohaterstwie”, co stanowi rozmyślne oszustwo mające zakamuflować klęskę oraz brak jakichkolwiek wymiernych osiągnięć.
Co jest hańbiącego, paskudnego w corocznym propagowaniu tych kłamstw? Młodzi ludzie, nastoletni/dwudziestoletni powstańcy mieli frajdę, przygodę życia – postrzelali sobie, pobiegali między ruinami, czuli się ważni jak nigdy. Do końca swych dni wielu z nich wspominało, że „warto było”. No, z ich punktu widzenia na pewno.
Tyle, że ludność cywilna takich fajowych przeżyć nie zażyła. Mieszkańcy Woli, stojący całymi rodzinami w kolejce do rozstrzelania, żadnym męstwem, heroizmem, poświęceniem i bohaterstwem się nie popisywali. Rozpacz, beznadzieja, wycie, jęki, skomlenie o łaskę, krzyki gwałconych dziewcząt – tak wyglądała rzeczywistość będąca udziałem cywilów. A mężni, heroiczni, pełni poświęcenia bohaterowie z AK nie mieli jak mordowanym udzielić pomocy.
Po miesiącu sytuacja powtórzyła się na Starym Mieście, aczkolwiek na mniejszą skalę. Tym razem ludzie jednak wiedzieli, co ich czeka. Uciekającym kanałami mężnym, heroicznym, pełnym poświęcenia i bohaterstwa powstańcom towarzyszyły wyzwiska oraz złorzeczenia cywilów porzuconych na niełaskę Niemców. Niektórzy próbowali uciekać na własną rękę, lecz mężni, heroiczni, bohaterscy akowcy do cywilów wówczas otworzyli ogień. W sumie co za różnica z czyjej ręki się zginie? Los ludności nie był przecież potrzebny (ba, zawadzał raczej) do malowania prometejskich obrazów batalistycznych, na których widać wyłącznie uśmiechniętych, uzbrojonych po zęby przystojniaków w panterkach, najwyraźniej wygrywających walkę o Warszawę.
Historia awantury warszawskiej to szkodliwy, pełen zakłamania mit. Pseudopatriotyczne oszustwo, przejaw pogardy wobec setek tysięcy mieszkańców miasta, których nieodpowiedzialne, zbrodnicze działania łajdaków z Komendy Głównej AK kosztowały życie, zdrowie czy godność.
Inne tematy w dziale Polityka