31 lipca po południu doszło do puczu – zgraja zbuntowanych oficerów osaczyła samotnego Galaretę-Komorowskiego i po kilku godzinach psychicznej obróbki zmusiła do wydania zbrodniczego rozkazu wszczęcia w Warszawie niepotrzebnego, nieuzasadnionego żadnymi względami, powstania. Powstania w interesie nadchodzącego nowego okupanta – przez co sprawców tego aktu należy uznać za sowieckich, antypolskich kolaborantów.
Niemniej odłóżmy na bok emocjonalne oceny tych łajdaków i zastanówmy się, czy istniały obiektywne warunki do pieszczenia pomysłu walki w wielkim mieście w realiach militarno-politycznych lata 1944 roku. Czyli oceńmy, czy zakres wiedzy oficerów z Komendy Głównej AK uprawniał ich w ogóle do takich rozważań.
I. Sytuacja międzynarodowa
Sprawa polska była już przegrana. Było jasne, że ziemie RP zostaną zajęte przez bolszewicką dzicz, a ta nie będzie respektować ani integralności granic, ani władzy rządu londyńskiego. Co potwierdziło się błyskawicznie po przekroczeniu przez Armię Czerwoną przedwojennej granicy.
21 lipca towarzysz Stalin powołał w Moskwie posłuszny sobie gang odszczepieńców narodowości polskiej, tworząc samozwańczy „rząd” Polski. Tego samego dnia tow. Stalin rozkazał Rokossowskiemu, dowódcy 1 Frontu Białoruskiego, skierowania głównego uderzenia na Lublin, co z punktu widzenia korzyści militarnych nie miało sensu. Towarzysz Stalin nie kierował się jednak logiką działań zbrojnych, lecz kwestiami politycznymi. Lublin, pierwsze duże polskie miasto na zachód od „linii Curzona”, został wybrany na siedzibę PKWN. Po zdobyciu Lublina i zainstalowaniu tam bandy komunistycznych degeneratów udających Polaków Warszawa przestała być towarzyszowi Stalinowi potrzebna. KG AK o tym wiedziało, niemniej całkowicie nie doceniło wagi tej sytuacji.
Polska została sprzedana Sowietom przez naszych tak zwanych sojuszników już w 1943 roku. Fakt ten ukrywano przed stroną polską, niemniej złudzenia czynników krajowych rozwiał kurier Nowak, przybyły do kraju pod koniec lipca. Jak sam pisze:
...wiedziałem na pewno, że Anglicy i w ogóle Anglosasi nie pośpieszą z pomocą i że tutaj może zajść tragiczny błąd w obliczeniach decydentów. [...] wracałem z Brindisi i powiedziałem im: "Słuchajcie, nie liczcie na nic. Tam jest w ogóle od 8 do 10 maszyn, które są zdolne docierać do Polski i wracać, i tyle samo załóg. Ja nie widzę możliwości jakiejkolwiek masowej operacji zrzutu broni i amunicji". Tutaj chciałem za wszelką cenę rozwiać wszelkie złudzenia. "Nie będzie pomocy materiałowej i ludzkiej z tamtej strony". I to powiedziałem w sposób wręcz dosadny […]
[...] W pojęciu takich ludzi, jak Okulicki, Powstanie miało być wielką demonstracją, która doprowadzi do skandalu i wpłynie na zmianę pozycji rządów sprzymierzonych. Takie myślenie było oparte na kompletnych złudzeniach, na kompletnym oderwaniu się od rzeczywistości. Jeszcze przed Powstaniem powiedziałem generałowi Pełczyńskiemu: "Nie orientuję się w całości sytuacji, nie znam waszych przesłanek wojskowych, ale jeżeli sobie wyobrażacie, że Powstanie wywoła jakieś wielkie echa na Zachodzie, to muszę panu powiedzieć, że będzie to burza w szklance wody". [...]
Wśród aliantów dominowała jedna myśl, jedna myśl ponad wszystkim: bez udziału Sowietów nie wygramy wojny. […] I temu podporządkowane było wszystko. Wszystko! Celem było wygranie wojny i bezwarunkowa kapitulacja Niemiec. A cena, zwłaszcza kosztem Polski, nie grała w ogóle żadnej roli.
II. Sytuacja militarna
Sowieci nadciągali nad środkową Wisłę. Dla oficerów KG AK musiało być oczywistym, iż Niemcy spróbują powstrzymać najeźdźców na linii Wisły (i Narwi), ostatniej wielkiej przeszkodzie wodnej przed granicami III Rzeszy. Aby tego dokonać, musieli zgromadzić odwody pancerne, zdolne do stawienia czoła nadciągającej Armii Czerwonej. Takie działania zostały podjęte i te działania zostały prawidłowo rozpoznane przez wywiad AK. Sytuacja na froncie była niejasna, szef wywiadu, pułkownik Iranek-Osmecki ostrzegał, że Niemcy szykują się do przeciwuderzenia i bez wątpienia nie oddadzą Sowietom Warszawy bez walki. 31 lipca, na porannej naradzie w KG AK, Iranek-Osmecki zameldował, iż Niemcy na wschód od stolicy przeszli do natarcia siłami kilku dywizji pancernych, a obrona niemiecka na Pradze nie wykazywała oznak załamania.
Idąca w szpicy 1 Frontu Białoruskiego 2 Armia Pancerna miała za sobą ponad 500 km marszu (to jej jednostki zostały zepchnięte z marszu na wschód rozkazem zdobycia Lublina), była częściowo zużyta, miała braki w zaopatrzeniu. Rzeczywisty stan tej jednostki nie mógł być oczywiście precyzyjnie rozeznany dowództwu AK, ale czy trzeba mieć dokładne dane, aby ocenić stan formacji po rajdzie na dystansie pół tysiąca kilometrów? I ta właśnie szpica (a nie całość sił 1 FB! O tym też obecnie pseudohistorycy lubią zapominać, a i wówczas sztabowcy AK zdawali się ignorować to istotne zagadnienie) miała się zmierzyć ze świeżymi niemieckimi odwodami: dywizją HG, 19 Dywizją Pancerną i IV Korpusem Pancernym SS. O tym ostrzegał Iranek-Osmecki.
III. Armia Krajowa w Warszawie
Ocena sił własnych powinna być elementem, od którego planowanie wielkiej operacji należy zacząć. Do połowy lipca nawet Galareta-Komorowski zachowywał rozsądek, tak bowiem rozsądnie raportował Londynowi:
Przy obecnym stanie sił niemieckich w Polsce i ich przygotowaniach przeciwpowstańczych, polegających na rozbudowie każdego budynku zajętego przez oddziały, a nawet urzędy w obronne fortece z bunkrami i drutem kolczastym, powstanie nie ma widoków powodzenia. […] W obecnym stanie przeprowadzenie powstania, nawet przy wybitnym zasileniu w broń i współdziałaniu lotnictwa i wojsk spadochronowych, byłoby okupione dużymi stratami.
Czy 31 lipca w opisanej powyżej sytuacji coś się zmieniło? Czy Niemcy osłabli, zdemontowali druty kolczaste, opuścili bunkry, oddali swoje uzbrojenie na złom? Nie. Czy Polacy się wzmocnili, otrzymali dostawy broni i amunicji, zostali zasileni jednostkami spadochronowymi, w Kampinosie wylądowało współdziałające lotnictwo? Nie.
Jeśli więc między 14 a 31 lipca nic się w Warszawie nie zmieniło, to dlaczego zmieniona została decyzja wyłączająca stolicę z planu walki powstańczej? Zadecydowały względy pozamerytoryczne.
Stan uzbrojenia warszawskiej AK był żałosny. W cokolwiek (w sensie zardzewiały pistolet czy jedne granat zaczepny) uzbrojonych było około 5% z 40 000 zaprzysiężonych członków AK. Czy Komenda Główna miała tego świadomość? A jakże. Dowódca okręgu Chruściel uważał, że brak broni miała zastąpić furia odwetu. Jaka jest zdolność przeciwpancernego rażenia furią pojazdów opancerzonych – tego ów wybitny wódz nie ujawnił, ani wtedy, ani post factum. Wydaje się, że sam miał niejakie wątpliwości co do skuteczności oddziaływania furii, ponieważ przy następnej okazji zmodyfikował swój pomysł – powstańców pozbawionych broni należy uzbroić po zęby w siekiery, kilofy i łomy. Po czym skierować do ataku na „fortece z bunkrami i drutem kolczastym”, wyposażone w karabiny maszynowe.
IV. Podsumowanie
Jednym z ulubionych argumentów apologetów burzenia miast i przelewania potoków krwi bratniej jest „oni nie wiedzieli/w ówczesnym stanie wiedzy nie mogli/trudno było przewidzieć” etc. Niby my, z bezpiecznej perspektywy całych dekad, mamy luksus znajomości wszystkich faktów. Powyższy szkic pokazuje, że to nieprawda. Łajdacy z KG AK, odpowiedzialni za wszczęcie w Warszawie zbrodniczej awantury, mieli pełną świadomość następujących faktów:
1. Zachód nie pomoże
2. Nie będzie dużych zrzutów zaopatrzenia, Brygady Spadochronowej, wsparcia lotnictwa taktycznego
3. Zachód pozwoli Stalinowi zaprowadzić na terenie RP swoje porządki, co właśnie od 21 lipca zaczął robić
4. Zachód nie zrezygnuje z Sowietów, najważniejszej siły lądowej walczącej z III Rzeszą, by zaspokoić potrzeby coraz mniej potrzebnych, a coraz bardziej kłopotliwych Polaków
5. Liczenie na moralny odzew świata to skrajna naiwność
6. Sytuacja na froncie nie daje gwarancji szybkiego zdobycia przez Sowietów Warszawy
7. Niemcy będą bronić linii Wisły
8. Niemcy ściągają w tej intencji posiłki
9. Siła ofensywna armii Bogdanowa jest stępiona
10. Atak słabo uzbrojonej AK na niemieckie stanowiska w mieście nie rokuje powodzenia
11. AK jest za słaba, by samodzielnie zdobyć i utrzymać miasto
12. Jeśli powstanie wybuchnie za wcześnie i nie otrzyma pomocy, wtedy „zostaniemy wyrżnięci” (Pełczyński).
No i zostaliśmy wyrżnięci, ponieważ nic – wedle stanu ówczesnej wiedzy KG AK - nie przemawiało za tym, by 1 sierpnia wszczynać w mieście awanturę.
Inne tematy w dziale Polityka