Polacy i Węgrzy nie tylko historycznie ukształtowali swoją bliskość. Mimo bariery językowej, która dzieli nasze narody, instynktownie się lubimy i będąc w gościach jedni u drugich, dobrze czujemy. Węgry nadal są krajem, gdzie ludzie słyszący polski język na ulicach przyjaźnie się uśmiechają.
O tym, że Ostrołękę łączą z Węgrami szczególne więzy nie muszę nikogo przekonywać. Zawdzięczamy je generałowi Bemowi, bohaterowi tych dwóch narodów (zapominamy czasem o Turkach, dla których dowódca artylerii konnej w bitwie pod Ostrołęką 1831 też jest znaczącą postacią). Ale tam nad Balatonem i wszędzie, gdzie rozbrzmiewa trudny język węgierski, każde dziecko słyszało o Ostrołęce. Może młodzi bratankowie nie zawsze potrafią wskazać ją na mapie, ale o Bemie – „ krwawej gwieździe Ostrołęki” dowiadują się z wiersza Sandora Petőfiego, wielkiego poety, żołnierza Powstania Węgierskiego i adiutanta generała. Dlatego też rokrocznie w okresie Święta Republiki Węgier gościmy w naszym mieście zacnych oficjalnych i nie tylko, gości znad Cisy i Dunaju.
Wspólnie też występujemy na wielu międzynarodowych forach, starając wspierać się i wzajemnie pomagać w realizacji wielu pomysłów. Jednak ostatnio Węgrzy postanowili trochę nas zawstydzić. Po ośmiu latach rządów socjalistów, które pogrążyły kraj w gospodarczej i socjalnej zapaści, do władzy w 2010 roku doszedł ponownie Fidesz, konserwatywna partia z Viktorem Orbanem na czele, który po raz drugi został premierem. Mając absolutne poparcie zdecydowanej większości społeczeństwa zdecydował się na wprowadzenie szeregu reform stawiających na nogi krajową gospodarkę oraz na przywrócenie tradycyjnych, tysiącletnich wartości państwa węgierskiego. Orban miał odwagę, by popłynąć pod prąd politycznej poprawności lansowanej przez środowiska liberalne. Przede wszystkim w sferze gospodarczej nie zawahał się przed obciążeniami podatkowymi międzynarodowych korporacji i banków. Uznał, że ciężary kryzysu muszą ponosić także ci, którzy do tej pory transferowali zyski z węgierskiej prowincji do swoich central. Zdaniem Orbana dzielenie się odpowiedzialnością za kraj, to także wpłata do wspólnego budżetu. To oczywiście nie spotkało się z akceptacją międzynarodowego lobby, które ustami polityków UE potraktowało te decyzje jako zamach na wolny rynek. Dla przykładu podam, że w roku 2007 banki w Polsce zarobiły ponad 13, 7 mld, a w roku 2012 już 16, 2 mld – w większości wywożąc te pieniądze do macierzystych central. Generalnie w tym samym czasie jako społeczeństwo zubożeliśmy i spadła nasza siła nabywcza, a 20 milionów Polaków nie posiada żadnych oszczędności w bankach. Węgrzy tymczasem postawili na klasę średnią i prorodzinną politykę podatkową. Efektem tych wielu działań, tak krytykowanych przez lewicę UE jest realne obniżenie zadłużenia kraju, z 85 do 77 procent w ciągu dwóch lat. Tym samym Węgrzy znaleźli się w grupie 5. państw UE, którym ta sztuka się udała. Problemem jest wzrost gospodarczy, który początkowo wskoczył na poziom 1,7 procenta, by po roku zanotować spadek.
Węgierski parlament, na wniosek Orbana, rozpoczął proces dekomunizacji kraju, między innymi w jego instytucjach sądowniczych. Konserwatywna większość parlamentarna przywróciła też w konstytucji wartości związane z chrześcijańskim charakterem tradycji państwowej Węgier od czasów króla Św. Stefana. Mając poparcie ponad siedemdziesięciu procent narodu wyraźnie pokazują reszcie omamionej wizją jednostkowego szczęścia Europy, że rodzina, wiara i naród mogą być podstawą nowoczesnego państwa i przyszłości kontynentu. Mam nadzieję, że na tym szlaku, także mogą liczyć na naszą pomoc. A my może nauczmy się czegoś od bratanków, nie wpatrując się ślepo w poprawność polityczną narzucaną nam przez kontrolerów z UE.
Inne tematy w dziale Polityka