Naprawdę nie nabijam się z nazwiska, a Judd Trump pewnie się nie obrazi, bo na salon nie zagląda.
Ma 21 lat, w Pekinie wygrał swój pierwszy turniej rankingowy w snookerze, kosząc po drodze Petera Ebdona, Shauna Murphyego, a w finale, po naprawdę pasjonującym meczu, Marka Selbyego. Po kilku dniach turnieju nikt nie pamięta już o porażce zakochanego w sobie z wzajemnością O'Sullivana, który z Chin wrócił równie szybko, jak do nich przyjechał i niestety z własnego wyboru powoli z gwiazdy snookera, zamienia się w celebrytę tej dyscypliny. Coraz bardziej rozkapryszonego, rozmieniającego talent na drobne.
Wcześniejszym samolotem wyleciał z Chin aktualny mistrz świata Neil Robertson, który pewnie teraz zintensyfikował treningi mając świadomość, że za 3 tygodnie w pierwszej turze mistrzostw spotka się właśnie z nieoblczalnym Trumpem. Ding Junhui, zgnojony kiedyś przez rasistowską, wyspiarską publikę, odpadł w półfinale po bardzo widowiskowym meczu z Selbym. Na własnym boisku, z klasą, ale już prafesjonalnie, bez łez.
Lanie w Pekinie dostał też Graeme Dott, były mistrz świata, który po 3 latach smuty miał ostatnio przebłyski dobrej gry oraz naprawdę chory na astmę (dla wiadomości HareMa) Stephen Maguire. Nie oberwał tylko Trampek, faworyt nikogo.
Za 2 tygodnie mistrzostwa świata. Wystartuje w nich szesnastu najlepszych w rankingu i szesnastu zwycięzców eliminacji. Majac w pamięci ubiegłoroczny skandal z Higginsem i trwające zamieszanie wokół snookera chciałbym kibicować Trampkowi. Może lepiej dla tej dyscypliny byłoby, gdyby wygrał właśnie Bogu ducha winny tego burdelu Trampek?
Inne tematy w dziale Sport