Snookerowa rewolucja ma proste zasady: 20 sekund na uderzenie; 30 minut na rozegranie meczu (niezależnie od liczby frejmów); wygrywa zawodnik, który zdobędzie najwięcej punktów we wszystkich frejmach; wbicie PowerBili podwaja punktację przez kolejne dwie minuty; wbicie bili z PowerZony (obszar stołu powyżej bili żółtej, zielonej i brązowej) liczy się podwójnie; za setkę w brejku dodatkowe 50 punktów;.
Barry Haern, szef Światowej Federacji Snookera Zawodowego, postawił na Powersnookera. Dla znudzonych monotonią długich turniejowych pojedynków to idealne rozwiązanie. Mecze są krótkie, bardzo dynamiczne, pozbawione tradycyjnej snookerowej celebry. Zawodnicy nie mają czasu na spacery dookoła stołu, czy symulacje uderzeń. Pojedynki rozgrywane są "na stojąco", liczy się szybkość decyzji. A co najważniejsze, PowerSnooker jest wpisany w atmosferę klubową. Nie ma tu zatem tradycyjnej turniejowej etykiety, publiczność dobrze się bawi (co z każdym frejmem słychać coraz głośniej), a to wszystko wyraźnie sprawia też frajdę grającym.
Pierwszy transmitowany w telewizji turniej PowerSnookera wygrał Ronnie O'Sullivan. Bez niespodzianek, bo Anglik był jednym z animatorów rewolucji w snookerze. Po zawodach powiedział: bardzo się cieszę, że wreszcie godnie snooker został wprowadzony w 21. wiek. Przez lata dreptaliśmy w miejscu, a pozostałe dyscypliny szły naprzód.
PowerSnookera ogląda się rewelacyjnie. Nie zastąpi klasycznej odmiany tego sportu, ale to jest jego wielką zaletą. A że nie każdy zaqwodowiec się w tym odnajduje? C'est la vie... Snooker na pewno nie straci przez to sympatyków, a może zyskać nowych. I o to chodzi.
Inne tematy w dziale Sport