Historia narodu polskiego, jak chyba żadnego na świecie jest zawiła i pełna chwil trudnych. Położona między dwoma mocarstwami Rzeczpospolita nie raz zmagać się musiała z ich armiami. Nie jednokrotnie doprowadzało to do zmiany kształtu jej granic lub zniknięcia z map świata. Tym niemniej nie można odmówić nam hartu ducha i wytrwałości w nawet najtrudniejszych chwilach.
Zawiłe losy naszej Ojczyzny w wieku XX-tym sprawiły, że wielu rodaków zamieszkuje ziemie, które po wojnie weszły w skład innych państw. Mało tego, w większości przypadków nie żyje im się tam łatwo. Dyskryminowanie prawa do własnego języka, szkół, czy nawet pisowni nazwisk w rodzimym alfabecie są na porządku dziennym. Czy to na Ukrainie, Białorusi, dalekich stepach Rosji, czy na Litwie, Polacy czekają na pomoc ze strony władz państwa polskiego. Tym samym nie dziwi entuzjazm, jaki zrodził się w sercach naszych rodaków żyjących na Litwie, na wieść o tym, iż przybędzie tam prezydent RP.
Pamiętamy przecież wszyscy kampanię wyborczą Bronisława Komorowskiego, który zapewniał, że troszczył się będzie o los wszystkich Polaków. Tym czasem wizyta na Litwie skończyła się tylko na pustych deklaracjach. Rząd litewski nie ugiął się pod prośbami prezydenta RP. Dziwi mnie zatem fakt, że państwo kilkukrotnie mniejsze zarówno terytorialnie, jak i pod względem liczby obywateli ma za nic przywódcę RP. Nie winię tu jednak w żadnym wypadku Litwinów, gdyż ich interes narodowy nie musi iść w parze z naszym. Załamuje mnie jednak słaba dyplomacja Polski. Od czasów zasiadania na stołku prezesa rady ministrów Donalda Tuska, a następnie przejęciu gabinetu prezydenckiego przez Bronisława Komorowskiego polityka zagraniczna Polski kuleje na taką skalę, jakiej chyba jeszcze świadkami nie byliśmy. Brak w niej zdecydowania i działań radykalnych. Nie mówię tu bynajmniej o zbrojnej interwencji, jednak w czasie, gdy nasi rodacy są poniżani w krajach sąsiednich, u nas organizuje się festiwale kultury ukraińskiej, białoruskiej, czy też litewskiej. Nie dotarła do mnie także żadna odpowiedź ze strony rządu polskiego, na hasła krzyczane przez polityków ukraińskich na wiecu we Lwowie, mówiące, że Polska powinna oddać Ukrainie Małopolskę Wschodnią.
Dostrzec tu można wielką rozbieżność w postrzeganiu przez rząd Polaków żyjących na wschodzie Europy i tych, którzy wyemigrowali do pracy na zachód. Podczas, gdy o tych pierwszych się milczy, Ci drudzy postrzegani są jako dojne krowy. Premier Donald Tusk zapewniał swego czasu, że emigracja na zachód przyniesie Polsce niewymierne korzyści, gdyż po powrocie, nasi rodacy przywiozą pieniądze, te zostaną przechwycone w podatkach i interes będzie się kręcił. Tym czasem polityka rządu doprowadziła do tego, że nie tyle Polacy wracać nie chcą, ale co raz więcej osób myśli o wyjeździe. Nie można za to obwiniać jedynie obecnej władzy. Niewątpliwie przyczyniła się do tego reforma edukacji, gdyż produkowanie na szeroką skalę magistrów nauk humanistycznych sprawiło, że nie mogą oni znaleźć w kraju pracy adekwatnej do wykształcenia. Nie można pominąć także trudności z jakimi spotyka się w Niemczech Powiernictwo Polskie. Właściwie sytuacja ta przypomina stan sprzed wojny, kiedy to w Polsce mniejszość niemiecka cieszyła się wolnością, podczas gdy Polacy w Rzeszy pozbawiani byli wszelkich praw.
Polaków zaczęto więc postrzegać w Europie Zachodniej mniej więcej tak, jak w czasach niewolnictwa postrzegano murzynów w Stanach. Na wschodzie traktowani są jak niewygodni obywatele trzeciej kategorii, których najchętniej by się pozbyto. Co gorsza Ojczyzna wydaje się mieć ich los „gdzieś”. Cóż w takiej sytuacji czynić, gdy pikiety pod ambasadami państw ościennych odbijają się echem w mediach, a władza wydaje się mieć stopery w uszach? Z drugiej jednak strony milczenie rządu wydaje się być zrozumiałym. Można by przecież ściągnąć Polaków z Białorusi, czy też Rosji do Ojczyzny. Niestety nie jest to sprawa prosta, gdyż po pierwsze rząd wydaje więcej pieniędzy niż posiada, więc nie mieliby gdzie zamieszkać, po drugie są oni skarbnicą tradycji, a przecież jeszcze „ciemnogrodu” miejscowego się nie pozbyto, więc po co dokładać sobie kolejnego?
Historia Polski choć trudna jest piękna i nie wolno nam źle mówić o swej Ojczyźnie. Czym innym bowiem jest niegospodarna władza, czym innym ziemia, która nas karmi. Władzę natomiast można zmienić na taką, która zamiast mówić, że jest „konkretnie z całej Polski” pamiętać będzie o wszystkich rodakach. Oby pamiętali o tym politycy, nim znów zaczną obiecywać nam „szklane domy”…
Inne tematy w dziale Polityka