W reakcji na „Prawo przed sądem" Wojciecha Sadurskiego
Bardzo rzadko dyskurs prawniczy w Polsce potrafi przekroczyć ramy zakreślone przez specjalistów i zaciekawić tych, których bardziej interesuje sens instytucji niż jej formalne kształty. Gdy przeglądam francuskie podręczniki prawa konstytucyjnego nie mogę wyzwolić się od uczucia zazdrości; dogmatyczna analiza nie zasłania w nich istoty poszczególnych rozwiązań ustrojowych. Książka Wojciecha Sadurskiego „Prawo przed sądem. Studium sądownictwa konstytucyjnego we współczesnych państwach Europy Środkowej i Wschodniej ” (Wydawnictwo Sejmowe,2008) poświęcona sądownictwu konstytucyjnemu w państwach Europy Środkowej i Wschodniej należy do wąskiego kręgu prac napisanych z pasją, wolą „złapania byka za rogi” i zakwestionowania poglądów uznawanych dotąd zaobowiązujące. Jest to tym ciekawsze, że praca liberalnego filozofa prawa dotyczy dorobku sądownictwa konstytucyjnego i jego legitymizacji. Nie podzielam większości konkluzji Wojciecha Sadurskiego, ale jego książka zmusza do żywej dyskusji o znaczeniu sądownictwa konstytucyjnego i jego pozycji w państwie.
Autor sprowadza sądownictwo konstytucyjne, jak sam stwierdza, na „ziemię demokratycznych instytucji”. Docenia dokonania trybunału konstytucyjnego ,ale nie godzi się z poglądem o bezwzględnej wyższości trybunału nad parlamentem. Tymczasem, właśnie pogląd o wyższości trybunału, który strzeże zasad konstytucyjnych przed „złym” ustawodawcą artykułującym partykularne interesy należy do idei najbardziej utrwalonych w publicystyce prawniczej i opinii środowiska akademickiego w Polsce. Tymczasem Wojciech Sadurski ujmuje sądownictwo konstytucyjne jako jedną z „instytucji władzy prawodawczej”, nie zaś mający szczególny przymiot bezstronności organ sądowniczy. Polemizuje zatem z utartym poglądem, który zakłada pozapolityczność, a właściwie ponadpolityczność sądów konstytucyjnych.
W książce „Sąd nad prawem” sądownictwo konstytucyjne pojawia się jako element demokracji przedstawicielskiej: „Chciałbym jedynie zaznaczyć, że postrzeganie sądów konstytucyjnych jako organów należących do władzy prawodawczej nie jest wyrazem niespójności i nie skutkuje pojawieniem się nierozwiązywalnych problemów dotyczących legitymacji demokratycznej. Niewątpliwie bardziej obiecująca wydaje się perspektywa odnalezienia legitymujących argumentów wywodzących się z tradycji demokracji przedstawicielskiej, nie zaś funkcji sądowniczej” – czytamy w omawianej książce. Wojciech Sadurski nie tylko przeprowadza realistyczną analizę powoływania i działania sądów oraz szczególnych relacji z opozycją, w których obecne są motywy polityczne. Idzie jeszcze dalej i stwierdza, że sądy konstytucyjne nie odkrywają „prawdziwego prawnego znaczenia pojęć konstytucyjnych, lecz podejmują rozstrzygnięcia w sferze wartości”. Sądy konstytucyjne są i powinny być aktywistyczne powiada Autor i z przychylnością wita ich wyjście bardzo daleko poza obszar literalnie rozumianej kontroli konstytucyjności ustaw. „Rola ta nie ogranicza się do unieważniania przepisów dotyczących sfery wartości sprzecznych z opiniami większości sędziów (w odróżnieniu do opinii większości deputowanych) w jej zakres wchodzi także sygnalizowanie parlamentom potrzeby zmiany konkretnych aktów prawnych, wskazywanie kierunków takich zmian, a nawet w pewnych okolicznościach tworzenie samego prawa”. Sąd konstytucyjny może zatem podlegać krytyce tak jak parlament skoro podejmuje ten sam rodzaj decyzji w procesie interpretowania wartości, a nawet po prostu tworzenia prawa. W tej sytuacji ich skład nie musi być zatem zarezerwowany dla specjalistów prawników.
Wojciech Sadurski czyni użytek z prawa do krytyki i ocenia jakość orzeczeń trybunałów w poszczególnych domenach, takich jak prawa obywatelskie i polityczne , prawa społeczno-gospodarcze, prawa mniejszości, w tym ostatnim przypadku zgodnie ze swoimi liberalnymi poglądami ocenia sądownictwo konstytucyjne w Polsce i regionie jako zachowawcze. Autor nie podziela entuzjastycznych ocen dorobku orzeczniczego i stwierdza,że "…instytucjom izolowanym od opartej na pryncypiach krytyki grozi rozwinięcie kultury przesadnego mniemania o sobie i zarozumiałości”. Pisze nawet o tym, że sędziowska ostateczność w definiowaniu praw niesie za sobą ryzyko dla demokracji i roli parlamentu jako forum artykulacji praw i opinii. „Jeśli jednak z konstatacji ogólnej nieufności odczuwanej wobec parlamentów wyciągniemy wniosek o potrzebie ustanowienia prężnej instytucji nadzorczej to możemy w konsekwencji przepisać lekarstwo, które nasila objawy choroby” .
Tak więc Sadurski zdaje się widzieć w trybunale „pomocniczą instytucję politycznego ustroju demokratycznego”, o tyle zasługującą na wysoką ocenę o ile sądownictwo konstytucyjne sprzyja rozwojowi praw jednostki w liberalnym wydaniu, przy czym słowo liberalizm rozumieć należy w amerykańskim znaczeniu, które w warunkach europejskich bliskie jest stanowisku socjaldemokratycznemu. Autor broni praw parlamentu przed wszechwładzą trybunału z obawy o wyczerpanie się zaufania do demokratycznych instytucji.
Argumentacja Sadurskiego nie zmienia mojego podejścia do sądownictwa konstytucyjnego zarówno w kwestii dorobku orzeczniczego jak i roli ustrojowej. Krytycznie oceniam raczej nadmierny aktywizm trybunału niż jego brak. Przeciwnie do Wojciecha Sadurskiego uważam, że wydane w 1997 roku orzeczenie stwierdzające niekonstytucyjność ustawy proaborcyjnej jest jednym z ważnych osiągnięć trybunału. Nie mógłbym zgodzić się z zaliczeniem trybunału do grona instytucji przedstawicielskich i jako konserwatysta widzę w nim czynnik stały w państwie, chroniący podstawowe prawa osoby ludzkiej i normy ładu państwowego. Ze zbyt dużą łatwością Wojciech Sadurski stwierdza, że trybunał nie odkrywa sensu prawa, lecz podejmuje rozstrzygnięcia w sferze wartości. Pogląd ten pozostaje w sprzeczności z samą ideą państwa prawa i państwa konstytucyjnego, w którym panują pewne i precyzyjnie określone reguły. Prawo podlega zmianie, reagując na wzywania społeczne i cywilizacyjne, może być też interpretowane dynamicznie, ale jego podstawowa zawartość nie może być labilna.
Wartość pracy Wojciecha Sadurskiego polega na tym, że Autor, wkładając kij w mrowisko, zmusza tych, którzy nie podzielają jego interpretacji do przedstawienia własnej odpowiedzi. Ujawnia słabość tautologii ustrojowej, która tłumaczy rację trybunału samym jego istnieniem. Nie pozwala na to by sąd konstytucyjny wkraczał w dziedzinę polityki i jednocześnie był wolny od krytyki, której podlegają demokratyczne instytucje. Z tych pozycji całkiem słusznie broni pozycji parlamentu głównej instytucji demokracji przedstawicielskiej. Jestem przekonany, że swoisty radykalizm tez Wojciecha Sadurskiego pomoże trybunałowi bardziej niż pochlebstwa pozbawione wartości. Bo zastanówmy się, jeśli trybunał nie jest zwykłą instytucją uczestnicząca w procesie stanowienia prawa, to jak jest jego rola? Wydaje się, że silna legitymacja trybunału powstaje w wyniku orzeczeń, które występują w obronie tego, co można nazwać wartościami podstawowymi wspólnoty państwowej mającymi postać zasad konstytucyjnych. Od trybunału nie można oczekiwać ani koncentracji na obronie praw opozycji i mniejszości ani wypełniania surowego nadzorcy parlamentu. Trybunał powinien być rzecznikiem prawa do życia i wolności, wtedy gdy jest zagrożona i rzecznikiem praw państwa, wtedy kiedy dobro wspólne tego wymaga. Pozycja taka wymaga od trybunału strategii pewnej powściągliwości i powstrzymania się od interwencji, które przekraczają pole konstytucyjnej interpretacji. Wymaga to odwagi przeciwstawienia się władzy demokratycznej i jednocześnie uniknięcia pokusy jej zastąpienia. Stara prawda mówi, że władza rozciągająca się na zbyt dużą ilość spraw małych traci autorytet. W ustroju mieszanym, który słusznie od czasów Arystotelesa uchodzi na najlepszy, ponieważ nie pozwala demokracji na zerwanie z tradycją i zasadami, trybunałowi przypada rola „monarchiczno- arystokratyczna”.Rola instytucji, która może być punktem stałym w państwie. Wszakże pod warunkiem zachowania odporności przeciw polityzacji orzeczeń. W tej logice trybunał jest swoistym sądem, a nie prawodawcą. Jeśli jednak tej odporności zabraknie, rację będzie miał Wojciech Sadurski widząc w nim trzecią izbę ustawodawczą. Wtedy jednak sąd konstytucyjny utraci bardzo wiele ze swej specyfiki i tożsamości.
Kazimierz M. Ujazdowski.