Uczestniczyłem ostatnio w Warszawie w spotkaniu zorganizowanym przez Niemiecki Instytut Historyczny poświęconemu powojennemu pojednaniu Niemców z Polakami, Żydami, Francuzami i Czechami. Jeden z panelistów, Kazimierz Wóycicki, niemcoznawca i były wieloletni redaktor naczelny dziennika „Życie Warszawy" postawił tezę, że aktualnie pojednanie polsko-niemieckie utrudnia polskie przewrażliwienie historyczne i „odgrzebywanie" przez Polaków po wielu latach niemożności wielu kwestii historycznych, które Niemcy chciałyby traktować jako już dawno zamknięte. Niemcy po zjednoczeniu w 1990 roku chciałyby być już traktowane jak każdy normalny naród i państwo w Europie, nie obciążone wyłącznie błędami najnowszej historii. Oczekują traktowania zgodnego z ich aktualną pozycją gospodarczą, demograficzną, a nawet militarną, a na przeszkodzie temu mają stawać między innymi ciągłe resentymenty historyczne sąsiadów, zwłaszcza Polaków.
Pozwoliłem sobie w dyskusji nie zgodzić się z tą tezą. Otóż wydaje mi się, że to Niemcy przeżywają w ostatnich latach szczególnie intensywny renesans zainteresowania historią, w dużej mierze inspirowany przez różne szczeble władz, organizacji społecznych i twórców kultury. W dodatku wszystkie te działania wpisują się w generalny nurt rewizji postrzegania własnej historii najnowszej tak, by rozmyć nieco wyłączną odpowiedzialność Niemców za tragedie II wojny światowej i przedstawić samych siebie jako jedną z głównych ofiar tej wojny. Przecież gdyby nie niepokojąca działalność Związku Wypędzonych z jego przewodniczącą Eriką Steinbach i Powiernictwa Pruskiego Rudiego Pawelki, Polska prawdopodobnie zakończyłaby realne rozliczenia historyczne z Niemcami na odszkodowaniach dla robotników przymusowych, które uzyskał rząd Jerzego Buzka. A tak Polacy są zmuszeni, na zasadzie obronnej, do przypominania losu polskich wysiedlonych i liczenia strat osobowych i majątkowych spowodowanych przez okupację niemiecką, by zabezpieczyć się przed ewentualnymi roszczeniami majątkowymi Niemców uzyskiwanymi przed europejskimi sądami.
W odnowieniu zainteresowania historią przez Niemców szczególną rolę odgrywa w ostatnich latach kinematografia. A jest to dzisiaj najsilniejszy środek wytworzony przez kulturę masową oddziaływujący na wyobrażenia historyczne społeczeństwa. Przyjrzyjmy się tylko kilku przykładom tego dorobku z ostatnich kilku lat:
- „Upadek" („Untergang") - film traktujący o ostatnich dniach życia Hitlera i jego najbliższych współpracowników w berlińskim bunkrze. Film moim zdaniem wybitny i bardzo sugestywny, dlatego też z kilku względów niepokojący. Hitler ukazany w nim został jako człowiek do końca wierny swoim, szalonym wprawdzie, ale jednak „ideałom". „Wierność do końca" może niektórym, zwłaszcza idealistycznym młodym ludziom, imponować. Przy tym stosunek Hitlera do najbliższych w tym filmie też może wzbudzać sympatię. Nie jest on pozbawiony ludzkich cech. Tragedia rodziny Goebbelsów została pokazana w dramaturgii godnej tragedii greckiej Medei. Wehrmacht i jego oficerowie broniący Berlina przypominają szlachetnością i urodą naszych powstańców warszawskich. Gdy na końcu żołnierze ci idą do sowieckiej niewoli, żegnani są przez wycieńczonych berlińczyków gestami solidarności i kromkami chleba.
- „Ucieczka" - serial ukazujący exodus Niemców z Prus Wschodnich przed zbliżającą się Armią Czerwoną z wieloma szlachetnymi postaciami, oparty w dużej mierze na wspomnieniach Marion von Doenhoff. Dominuje w tym filmie ton niezrozumienia, dlaczego Bogu ducha winni Niemcy musieli opuścić swą arkadyjską małą ojczyznę (serial niedługo będzie emitowany przez TVP 1).
- „Drezno" - film ukazujący skutki dywanowych nalotów alianckich na niemieckie miasto, bezmiar nieszczęść ludzkich i tragedię zamieniania w perzynę wielkich dzieł kultury. Film powodujący pytanie, czy przypadkiem niektóre działania aliantów nie zasługują na zarzut ludobójstwa.
- „Gustloff" - historia największego dramatu morskiego w dziejach ludzkości, w wyniku którego zginęło na Bałtyku ponad 9 tysięcy osób.
- „Czerwony Baron" - film o niemieckim asie lotnictwa w I wojnie światowej Manfredzie von Richthofenie, który ma być wzorem dla dzisiejszej armii niemieckiej.
- „Biała róża" - film o heroicznym wyczynie grupki studentów niemieckich sprzeciwiających się hitleryzmowi i płacących za to najwyższą cenę.
To tylko kilka przykładów. Oczywiście Niemcy mają prawo do budowania w ten sposób wizji własnej historii najnowszej. W dodatku wszystkie te filmy to naprawdę dobre dzieła pod względem artystycznym. Powinno to jednak mobilizować także nas, by oprócz „Katynia" A. Wajdy zrealizować wreszcie np. wielki film o Powstaniu Warszawskim, o kampanii wrześniowej, o wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku, czy o „Solidarności". W przeciwnym razie będziemy przegrywać walkę o właściwie ukształtowaną, i zgodną z prawdą wyobraźnię historyczną.
Jarosław Sellin
Polska XXI to ruch obywatelski założony przez Rafała Dutkiewicza, Rafała Matyję, Jarosława Sellina i Kazimierza M. Ujazdowskiego. Zapraszamy wszystkich zainteresowanych debatą publiczną wolną od egoizmu i złych skutków marketingu politycznego oraz pracami programowymi służącymi zasadniczej reformie ustrojowej państwa i stworzeniu rozwiązań odpowiadających na współczesne wyzwania polityki polskiej. Kontakt z redakcją: redakcja@polskaxxi.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka