Polacy boją się walczyć o najwyższe trofea – w finansach, handlu, biznesie? Zaprzeczeniem tej tezy był Leopold Stanisław Kronenberg, geniusz przedsiębiorczości, który zbudował jedną z największych europejskich i światowych fortun w XIX wieku.
Czy pamiętacie, jak nieodżałowany Paweł Zarzeczny pisał przed Euro 2008, że bardziej aktywny jest w nas nie gen zwycięstwa, lecz gen oporu? Dziennikarz twierdził, że cierpimy na coś, co ponad sto lat temu Stanisław Brzozowski nazywał brakiem instynktu drapieżnika. Chce się nam, ale tylko trochę. Mamy zapał, lecz na krótką metę. Stajemy w miejscu, zadowoleni ze status quo. Jako przykład dziennikarz podawał polską reprezentację piłki nożnej, której wieszczył szybkie odpadnięcie z prestiżowego turnieju. Nie mylił się – podopieczni Leo Beenhakkera zakwalifikowali się do mistrzostw Europy w pięknym stylu (rozgromili nawet Portugalię), i to był szczyt ich marzeń. Na rozgrywanych w Austrii i Szwajcarii zawodach Biało-Czerwoni przegrali z Niemcami, potem z Chorwacją i odpadli już w fazie grupowej.
„Nie przekraczamy granicy swoich oczekiwań” – ubolewał Zarzeczny, mając na myśli nie tylko sportowców, ale także ludzi biznesu. Wspomniał m.in. mającego wówczas 34 lata Łukasza Foltyna, którego określano mianem „polskiego Billa Gatesa” – w 1991 roku ten genialny programista stworzył komunikator internetowy Gadu-Gadu, ale brakowało mu ambicji, aby rozwinąć go w globalny produkt na miarę Skype’a (sprzedał swoje akcje zagranicznej firmie).
Narzekając na to, że brak nam wytrwałości, uporu, redaktor Zarzeczny miał rację. A zarazem jej nie miał. Historia Polski obfituje w przedsiębiorczych ludzi, którzy nie zatrzymali się w pół drogi, nie spoczęli na rentierskich laurach, lecz z determinacją budowali swoje fortuny aż po kres swoich dni. Należy do nich Leopold Stanisław Kronenberg, XIX-wieczny bankier, inwestor, twórca finansowego imperium. Łącząc smykałkę do interesów z wszechstronnym wykształceniem i ciężką pracą, stał się jednym z najbardziej wpływowych obywateli w Królestwie Polskim. W parciu naprzód nie przeszkodziło mu nawet pochodzenie z rodziny rabinackiej, które nieustannie wypominali mu zawistni konkurenci. Tam, gdzie inni widzieli trudność, on dostrzegał okazję do wzbogacenia się, a każdy, choćby drobny sukces prowadził go do kolejnego. Jak sam mówił: „Najtrudniej jest zarobić pierwszy milion, a następne przychodzą już same”.
Uczciwy monopolista
Z pochodzenia Żyd, z wyznania protestant, z odruchu serca patriota zaangażowany w sprawy polskie – taką laurkę Kronenbergowi wystawił na łamach „Przekroju” Adam Węgłowski, autor książek historycznych. Przed uczestnictwem w powstaniu listopadowym (1830-1831) uchroniły młodego Leopolda studia w Hamburgu i Berlinie. Po powrocie do ojczyzny i przejęciu rodzinnego domu bankowego dał się poznać jako rozsądny kredytodawca, za co cenili go szczególnie ziemianie. Ale pierwsze duże pieniądze przyniosła mu inna rola – dzierżawcy państwowego monopolu tytoniowego. W 1860 roku uruchomił w Warszawie fabrykę tytoniu, zatrudniającą 700 robotników. Mimo wyłączności, nie budował sukcesu na podnoszeniu cen, lecz mądrej walce z kontrabandą i nielegalnym podziemiem. W prowadzeniu zakładu pomogła mu obserwacja rewolucji przemysłowej na Zachodzie.
Młyny, cukrownie i kolej
Największe zyski Kronenberg osiągnął z budowy kolei. Przy takich inwestycjach ówczesna Rosja stosowała model zbliżony do znanego nam partnerstwa publiczno-prywatnego. Budżet wschodniego zaborcy nie pozwalał na sfinansowanie wielu inicjatyw, więc ich realizację powierzano przedsiębiorcom prywatnym w zamian za przyszłe profity z użytkowania obiektów. Wprawdzie Leopold nie dysponował wtedy wystarczającym majątkiem, by włączyć się w budowę najdłuższych linii kolejowych, ale dzięki gwarancjom rządowym uzyskiwał potrzebne kredyty. Zapewne wiązało się to z łapówkami, bo bez korupcji nie dało się niczego załatwić z urzędnikiem carskim.
Perłą w koronie biznesmena był otwarty w 1870 roku i istniejący do dzisiaj Bank Handlowy, który przez oddział w Petersburgu operował na terenie całego Imperium Rosyjskiego. Potężna instytucja finansowała prawie wszystkie najważniejsze inwestycje w Kongresówce, pomnażając ich wartość. Przemysł tabaczny, finanse, kolej, udział w spółkach górniczych, hutniczych i spożywczych oraz budowa cukrowni i młynów, a także znalezienie się we władzach warszawskiej giełdy… Używając współczesnego języka, Leopold Kronenberg postawił na dywersyfikację – i właśnie temu zawdzięczał swoje bogactwo. Zarobił 20 mln rubli, czyli około 30 mln dolarów, co stanowiło jedną z największych fortun w Europie i na świecie.
O sukcesie przedsiębiorcy zadecydowały jeszcze inne czynniki: protestancki etos pracy, promowana przez Talmud skromność, skupienie się na przyziemnych celach i często niewdzięcznych działaniach. Tym różnił się od wielu Polaków, którzy jeśli nawet mieli ambicje, nie kiwnęli palcem, by je urzeczywistnić. Albo zamiast genu zwycięzcy mieli gen utracjusza. „Niestety u nas każdy jest wielkim człowiekiem, ale jak przychodzi co zrobić, to nikogo nie znajdziesz. Każdy jest tylko albo ministrem, albo jenerałem” – pisał Leopold w liście do swojego znajomego pisarza Józefa Ignacego Kraszewskiego.
Patriotyzm gospodarczy
Choć nasz bohater marzył o odzyskaniu przez Polskę niepodległości, próbował nie dopuścić do zbrojnej konfrontacji z zaborcą. Słusznie uważał, że bunt zakończy się krwawą łaźnią, prześladowaniami i da carowi pretekst do jeszcze większego ograniczenia swobód w Królestwie Polskim. A kiedy wybuchło powstanie styczniowe, wspierał stronnictwo „białych”, patriotów o umiarkowanych poglądach, powstrzymujących radykalnie nastawionych „czerwonych”. Gdy Rosjanie zarzucali Kronenbergowi finansowanie powstania, skrajni rewolucjoniści uznali go za zdrajcę. Dlatego w czerwcu 1863 roku spakował rodzinę i wyjechał do Francji, wcześniej przekazując dużą kwotę na ratowanie uwięzionych. Po uspokojeniu się sytuacji wrócił do Warszawy, co podobno kosztowało go astronomiczną kwotę 0,5 mln rubli. Mimo że wielu podważało jego reputację, nie zniechęcił się do interesów. Przeciwnie. Czując ciężar upływających lat, podkręcał tempo. Założył w stolicy Bank Handlowy (1870) i Szkołę Handlową (1875) oraz znalazł się we władzach warszawskiej giełdy.
No to jak jest z instynktem drapieżnika u Polaków? Redaktor Paweł Zarzeczny nie wierzył w nasze ambicje, chęć przekraczania granic swoich oczekiwań, wolę walki. Chyba jego sceptycyzm był na wyrost. O tym, że nosimy w sobie gen zwycięstwa, świadczą osiągnięcia Leopolda Kronenberga. Ale też sukcesu wielu współczesnych Polaków: przedsiębiorców, usługodawców i sklepikarzy, którzy w większości nawet nie słyszeli o wybitnym XIX-wiecznym przedsiębiorcy z Warszawy, a jednak podążają jego śladami.
MK
Upadek socjalizmu i czas rozwoju gospodarki rynkowej przyniósł obywatelom Rzeczypospolitej powszechny dostęp do wielu gałęzi gospodarki oraz stworzył duże szanse dla rozwoju prywatnej przedsiębiorczości. Chłonność rynku na dobra i usługi ułatwiła obywatelom tworzenie i rozwijanie własnych inicjatyw. Prywaciarze stali się symbolem wolności i dążenia do dobrobytu.
Blog poświęcony zagadnieniom związanym z rozwojem polskiej przedsiębiorczości, pokazuje, jak kształtował się polski biznes. Publikacje dotykają realiów czasów II RP oraz PRL-u. Przedstawiamy wiele historycznych ciekawostek, pozwalających lepiej zrozumieć charakter oraz specyfikę przemian w polskiej gospodarce. Znaleźć tu można także informacje dotyczące konkretnych przedsiębiorstw, grup zawodowych oraz inwestycji i handlu, a także dawnych, znanych przedsiębiorców, których sylwetki do dziś stanowią niezwykłą inspirację.
Partnerem bloga jest sieć Żabka.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka