Wczorajsza konwencja nowej partii Roberta Biedronia jak zapowiadał sam lider odbyła się z wielką pompą. Sporo ludzi, zrobiony wokół tego ogromny tumult, który jak wielu słusznie wskazuje do złudzenia przypominał początek Ruchu Palikota, a potem Twojego Ruchu. Janusz Palikot czyli ten , który Biedronia wprowadził na szerokie, polityczne wody, tworzył swoją formację ja ten nowy, który miał być "świeżym" powiewem w polskiej polityce, jako ten niosący konkretne zmiany dla każdego. Potem górę wzięła ideologia, a mniej sprawy gospodarcze, co w połączeniu w ciętym językiem lidera, doprowadziło do jej upadku. Biedroń ma tą przewagę nad Palikotem, że jest bardziej grzeczny, stonowany, ale patrząc na jego propozycje programowe, można odnieść wrażenie, że ta jego "łagodność" bardzo szybko ustępuje miejsca ostrej retoryce.
Samych propozycji programowych nie ma co głębiej omawiać, wielu zrobiło to już dokładnie. Kilka z nich wydaje się jednak zupełnie absurdalnych. Przede wszystkim chodzi o postulat likwidacji kopalń do 2035 r. Defacto oczywiście wiąże się to z utworzeniem zupełnie nowego systemu energetycznego opartego na nowych surowcach. Sam proces jeśli by do niego doszło to w mojej ocenie zajął by bardzo dużo czasu, bo trzeba by było przestawić na jego potrzeby każdego mieszkańca i sektor gospodarki. Należy też wspomnieć o tym, że inwestycje w inne źródła energii np. geotermalne, łupki czy elektrownia atomowa, to rzeczy, na które położono już spory zastrzyk finansowy, a ich rozwój jest na bardzo słabym poziomie pomimo zaawansowania technologicznego. Poza tym trzeba pamiętać o miejscach pracy szczególnie na Śląsku. Jest to kilkaset tysięcy jak nie więcej ludzi, którym trzeba zapewnić pracę. Niestety Biedroń o tym zapomniał, bo bez tego, miałby gigantyczny wzrost bezrobocia. Polityka energetyczna oparta na węglu, ale i dbająca o stopniową emisję CO2, jest chyba dzisiaj najbardziej kompromisową i na niej należy opierać nasz kraj. Drugim, beznadziejnym postulatem nowej partii byłego prezydenta Słupska jest opodatkowanie tacy w Kościele. Oznacza to moim zdaniem ni mniej ni więcej czyli nową rewolucją podatkową, co wywołało by niemały chaos wśród duchownych. Sfera ta miałaby problem jak to rozliczać, bo ten podatek należałoby bardzo dokładnie przygotować w porozumieniu z Kościołem. Jak ma się jednak bardzo krytyczny do niego stosunek, to trudno liczyć na porozumienie. Poza tym nie sądzę, aby nawet lewicowa strona elektoratu żądała aż tak daleko idących postulatów wobec Kościoła. Nie wiadomo też ile miałby wynosić ten podatek i czy jego wpływy miałyby być naprawdę duże. Patrząc na spadającą liczbę wiernych w Kościołach, nie uważam, aby były to liczby powalające (aczkolwiek nie są też pewnie małe). Jest to postulat w mojej ocenie rzucony, aby odróżnić Biedronia od innych formacji lewicowych. Nie będę natomiast pastwił się nad jego propozycjami etycznymi, które są niezgodne z Konstytucją, której zmiany, aby móc je wprowadzić w życie, nikt na konwencji nie usłyszał.
Podsumowując: sam Robert Biedroń jest sądzę aktorem "jednego" aktu tj. jednej ewentualnie kadencji Sejmu. Nie różni się nic od Barbary Nowackiej, Adriana Zandberga, a jego sukces polega na niby dobrych latach jego prezydentury w Słupsku. Nie jestem mieszkańcem Słupska i nie widziałem efektów jego rządów, ale sądzę, że jakby były bardzo dobre, to Biedroń startowałby na drugą kadencję. I samo miasto naprawdę by było sławne ze zachodzących tam zmian. Tymczasem to wszystko może być koloryzowane i pęknąć szybciej niż zdąży się rozwinąć.
Inne tematy w dziale Polityka