Wczorajsza debata zorganizowania przez "Super Express" była rzecz ujmując dla mnie przynajmniej zaskakująca, bo przyznam, że do wczoraj o niej nie wiedziałem. Albo była ukryta sprytnie albo mało było o niej promocji. Tak na gorąco analizując to, co się działo trakcie jej trwania, można wysnuć trzy wnioski:
1. Kwestia flagi uważam była za bardzo rozdmuchana. Aż dziw, że dają w tą narrację wciągnąć także ci dziennikarze, którzy próbują być obiektywni. I starają się tym tematem przykryć kwestie programowe. Nie poznamy nigdy prawdy jak było, bo z tą flagą, mogło być różnie: to niekoniecznie musiała być flaga Nawrockiego; każdy może mieć takich tysiące i to może nie była ta z Końskich. Po drugie flagę, symbole narodowe Polski, nosi się w sercu, w słowach, czynach. To, że Trzaskowski pokazał się z flagą, nie musi od razu świadczyć, że jest wielkim patriotą. To może być blef.
2. Zauważyłem, że wczoraj bardziej od tego, co się mówi, mogliśmy zobaczyć, jak się mówi. Chodzi o gesty, emocje. Merytoryka nie grała wczoraj kluczowej roli.
3. To, czego po raz kolejny zabrakło mi w tej, ale i każdej debacie, to pytania wyborców. I te przesłane drogą elektroniczną, nagrane czy zadane na "żywo". Pytania zadający eksperci oraz sami kandydaci, to trochę za proste i zaczyna pachnieć tzw. ustawką. Poza tym wszystko było wczoraj przewidywalne; wiadomo było, że lewica będzie zadawać pytania i atakować prawicę, a najwięksi tj. Nawrocki i Trzaskowski, będą ze sobą rywalizować.
Czym więc ta debata się różniła od innych? Na samym początku wydawało się, że organizacją. Losowanie pytań, takie starcia 1 na 1. Oraz to, że przyszli wszyscy zainteresowani. Ale później przypominało mi to bardziej na wyścig, kto lepiej zorganizuje debaty. Czy Republika czy Super Express? Czy mainstreowame media czy inne? Merytorycznie niczego absolutnie nowego się nie dowiedziałem, dalej tkwimy w narracji o imigrantach, Putinie i Zielonym Ładzie. W zasadzie w mojej ocenie, jedna debata wystarczy. Poza tym odniosłem wrażenie, że kolejne debaty ( w zasadzie wszystkie, poza wyjątkami nielicznymi) są po to, aby dać szansę tym, którzy w poprzedniej polegli. I tak w pierwszej poległ Trzaskowski, więc idzie na kolejną, aby się odkuć. I można powiedzieć, że jakoś mu się udało. Ale na pewno kolejnymi gadkami o tym samym nie poprawi sytuacji tych, co pilnie potrzebują tzw. tlenu wyborczego. Dlatego jestem przeciwny aż takiej ilości spotkań kandydatów, bo to mąci w głowach, a tylko daje pomocną dłoń. W mojej opinii z tej tzw. deski ratunku, skorzystał Trzaskowski.
Także podsumowując: nigdy więcej takich pomocniczych debat. Normalna rozmowa z wyborcami, będzie zawsze najlepsza!
Inne tematy w dziale Polityka