Łudziłem się, naprawdę się łudziłem, że wczorajszy, wulgarny incydent na Campusie Polska Przyszłości, będzie skrzętnie wyjaśniony. Choć jak wspomniałem w notce poprzedniej, całej jego idei zależy bardziej na dobrze dobranym PR, a nie merytoryce wydarzenia. Ale jak podkreśla obecna władza, teraz szczególnie zależy jej na pokazaniu otwartości na wszystkich. Z tym że chyba została ona skutecznie, negatywnie skomentowana nawet przez tych, co PIS nie za bardzo darzą sympatią. Jednak tegoroczna edycja przejdzie do historii z dwóch powodów: wielkiej, rządowej propagandy i tzw. procesowi "prania mózgów" wśród młodych (szczególnie tych z wielkich miast lub chcących być wielkomiejskimi obywatelami, a także tych "pragnących szeroko pojętej wolności"). W tym pierwszym przypadku było widać jak przedstawiciele rządu nieudolnie tłumaczą się ze swoich niepowodzeń; szachują ogólnikami oraz próbują wyjaśniać to, co minęło, co przepadło, zamiast skupić się na tym, co można realnie uchwalić. Ale drugi powód jest chyba najważniejszy; chodzi przecież o młodzież.
Ale zacznijmy po kolei: niespecjalnie przyjmuję do wiadomości tłumaczenia Nitrasa czy Trzaskowskiego. Raz, że były za późno wypowiedziane, to tak naprawdę były bezczelne i mające pokazać, że władza ma ludzi za durniów, tj. można opędzić byle czym. Odniosłem także wrażenie, że ci, co mogli powstrzymać ten atak wulgaryzmów, nie chcieli za bardzo przeszkadzać "głównym aktorom" tego pokazu. W gruncie rzeczy zależało wszystkim politykom uczestniczącym w Campusie na podtrzymaniu narracji o złym PIS; w tłumaczeniu zawsze zostaje argument emocji. Ale właśnie emocje, mogą doprowadzić do tragedii. Bo gdyby np. był na tym wydarzeniu ksiądz i publika zaczęła by go "fizycznie" okładać, co co by powiedział wtedy Trzaskowski? Też przyznałby, że młodzież musi się wyszumieć?
Poza tym wspomnieć należy, że i poprzednie, ale ta szczególnie, edycja Campusu, wyjątkowo "wyprała mózgi" młodzieży. Sprowadziła wchodzenie w dorosłość jako proces wykorzystywania najpodlejszych i najmniejszych ludzkich instynktów do uzyskania własnych korzyści, do sprawiania ludziom bólu poprzez zdobywanie popularności wśród swoich, brak empatii. Edycję tą cechuje jeszcze podkreślanie wolności szeroko pojętej, ale i mądrości każdego (choć nie każdy to posiada) do osiągnięcia celu szczęścia. Poza tym zostało oficjalnie "przedłużone" przyzwolenie na hejtowanie bez konsekwencji.
Nie należy się spodziewać długotrwałego szumu wokół tego incydentu; PR już skutecznie to przykrywa, a wyjaśnienia notabli Platformy pokazują, że wszystko jest ok. Czyli po prostu: wyzywajmy się, ale jednocześnie uśmiechajmy się. Z nutką hipokryzji, ale zawsze.
Inne tematy w dziale Polityka