Przed chwilą przeczytałem na S24 wpis mówiący o kolejnych po prądzie i gazie podwyżkach cen. Tym razem padło na wodę. Jak wszyscy wiemy, jej ceny były już kwestią sporną pomiędzy minionym rządem a samorządami. Tym razem po zmianie władzy, ci, którzy na zmiany naciskali, dostali ewidentnie "wiatru w żagle".
Co więcej, zmian chce samo Ministerstwo Infrastruktury, a samorządy, które mają odpowiadać za ceny, chcą, aby były one jak najwyższe?. Co to oznacza?
W mojej opinii jeśli sprawa regulacji cen zejdzie na samorządy i znając realia tzn. prawdopodobny brak reakcji władz centralnych, lokalne władze będą mogły dowolnie szachować cenami dla mieszkańców, w każdym prawie momencie je zmieniać, bo mogą uznać, że brakuje im pieniędzy w budżecie. Jest to o tyle dziwne, że owe budżety "lokalsów", są z roku na rok coraz wyższe, a za każdym razem, wiecznie na coś brakuje. Może to być spowodowane choćby coraz większymi wydatkami na administrację tj. na wynagrodzenia na tzw. swoich.
Szkoda, że w tym przypadku, gdy jest mowa o podwyżkach, co uderzać będzie w rzesze obywateli, Tusk, samorządowcy, zapomnieli o zwykłych Polakach. "Olano" całkowicie konsultacje społeczne, nie zaproszono normalnych ludzi do rozmów. Na argument, że przecież wypowiadały się organizacje lokalne, wybucham po prostu śmiechem; wiadomo przecież, że zasiadają tam zwykli urzędnicy, często na całkiem dobrych pensjach, którzy zdają się nie widzieć tego, że to potężnie uderzy po kieszeniach Polaków.
Także i uważam to za skandal, nikt z władz centralnych nie zainteresuje się, że wraz z cenami mediów, nie rosną ceny. Praktycznie zamrożona zostanie płaca minimalna, a co za tym idzie, podwyżki. Nie widać w ogóle światełka w tunelu. Kraj nasz po prostu zmierza prosto ku pauperyzacji.
Inne tematy w dziale Gospodarka
