Choć od II tury wyborów samorządowych minął tydzień, śpieszę podsumować to wydarzenie. Nie był to jakoś wybitnie fascynujący bój, bo szczerze mówiąc karty już dawno były mniej więcej rozdane, ale zawsze, po cichu liczyliśmy na jakąś niespodziankę. Takiej nie było. Ogólnie należy powiedzieć, że nie wiem na co liczyli ci, którzy chcieli wykręcenia jakiegoś zawrotnego wyniku przez PIS oczywiście ze wskazaniem na zwycięstwo takiego kandydata. Należy jednak określić to głosowanie w kilku punktach:
1. Pyrrusowe, ewentualne zwycięstwa. Kandydaci PIS polegli w starciach w kilku, większych miastach choćby w Rzeszowie, Kielcach, Poznaniu, Częstochowie. Było to do przewidzenia, ale niespodzianek nie było. Należy jednak podkreślić, że gdyby do takiej wygranej doszło, ewentualna wygrana kandydata prawicy byłaby połowiczna. Przecież samemu prezydentowi nic nie można, bo np. pieniądze na inwestycje, budżet miasta ustala rada miejska, która w tychże miastach jest zazwyczaj zdominowana przez radnych obecnej koalicji lub samorządowców nie zawsze zaufanych wobec PIS. Zatem koszt takiej wygranej bez dłuższej perspektywy mógłby być mizerny. Pochwalić należy wynik co kandydatów, który został poprawiony w porównaniu do I tury.
2. Zwycięstwa w mniejszych miejscowościach. Oczywiście to nie to samo co wygrana w metropoliach, ale dla partii Kaczyńskiego to i tak sukces. Na czymś bowiem należy budować ewentualne triumfy w wielkich miastach. Z całą pewnością PIS nie jest pozbawiony zdolności wygrywania w większych miastach. Pamiętajmy, że mniejsze miejscowości, często nawet anonimowe są ważne gospodarczo, kulturowo i społecznie i nie mniej ważne do Warszawy czy Krakowa.
3. Frekwencja. Ta nie powalała, a spowodowane było to bardzo niemrawą kampanią, często nie wiadomo jak i czy w ogóle toczoną. Nie było kampanii na szerszą skalę promującą wagę tego głosowania. Ze strony obecnej koalicji uznano, że i tak się wygra, bo miasta zdominowane są przez "naszych", a z kolei PIS pewnie pomyślano, że i tak przegramy, więc nie ma co się za bardzo mobilizować.
4. Zbyt duże przełożenie polityki centralnej na samorządową. Uważam to za zły prognostyk. Owszem do tej pory nie było tego widać za bardzo, ale po wyborach 15 X, nasilenie "wchłonięcia" polityki samorządowej przez centralną jest zdecydowanie większe. Widać to po wypowiedziach choćby kandydatów KO czy TD, którzy często używają języka Tuska zapominając czego na prowincjach oczekują ludzie. Nie wróżę zatem w tej materii ciekawych czasów. Ale to się zobaczy.
Inne tematy w dziale Polityka