Przez ostatnie 20 lat w polskiej polityce, przewinęło się trochę komisji śledczych. Wszyscy zapewne pamiętają jak obradowała komisja ds. afery Rywina. Potem były m.in. orlenowska, ds. Amber Gold czy reprywatyzacji. W czasie, gdy powoływano komisję ds. Rywina, wszyscy byli zaciekawieni, bo to przede wszystkim, było pierwsze, takie gremium w historii, a po drugie mentalność z jaką uchwalano ustawę o tychże komisjach, była jasna: pokazać patologię polskie życia publicznego oraz nieudolność prokuratury, która w propozycji korupcyjnej, nie widziała problemu i śledztwa nie przeprowadziła lub nie chciała, aby było prowadzone prawidłowo. Wtedy także posłom, którzy zasiadali w takiej komisji zależało na merytoryce, na dobrym przygotowaniu do przesłuchań, a przede wszystkim na kulturze. Mało widać było walki politycznej, choć niektórzy świadkowie chcieliby takiej "jatki". Także przewodniczący gremium, starali się dbać o jak najwyższą jakość, a posłowie także byli dobierani o wiele lepiej.
Teraz, a szczególnie dobitnie widać to po przesłuchaniu prezesa PIS, zniknął w mojej opinii sens istnienia takiej komisji. Ostatnie mające jakiś sens, to te, gdzie zasiadał w nich m.in. P. Jaki czy M. Wassermann. Te, które powstały w tej kadencji, to absolutnie gremia, mające wysadzić PIS oraz całą prawicę; przyznał to także poseł Lewicy, T. Trela, że ich celem jest "zniszczenie" PIS. Wielokrotnie powtarzałem, że prawica ma zostać zmarginalizowana do minimum albo zniknąć ze sceny politycznej. Brak sensu widać także po składach personalnych; np. poseł M. Sroka prowadzi jedną z ważniejszych komisji, a przecież sama przez 5 lat uczestniczyła w pracach rządu ZP. To na starcie powinno ją dyskwalifikować. Widać jednak, że Tusk chce pokazać, że skruszeni, dawni pisowscy, mają szansę odkupienia win i powrotu do "demokracji".
Podsumowując sens istnienia akurat tej komisji i wczorajszego przesłuchania prezesa: od początku twierdziłem, że Pegasus może być kapiszonem; że nie będzie to jakaś wielka bomba podsłuchowa, bowiem w Polsce podsłuchy istniały od zawsze, a w pewnym okresie, można było je liczyć nawet w tysiącach. Nie jest to zatem nowość. Samo to, że podsłuchiwany był m.in. Brejza czy Giertych uważam za normalne w wypadku, gdy oboje byli zamieszani w różne, zagadkowe sprawy. Po to takie procedury są. A wezwanie na świadka J. Kaczyńskiego, niewiele wniosło i nie wniesie; nie ma on większej wiedzy od tych, co kierowali służbami. Także ewentualne posiedzenie niejawne, nie przyniesie rewelacji, z racji niejawności, trudno będzie ocenić ich obiektywizm. Także taśmy Obajtka, o których mówił poseł Wipler, a które w jego ocenie, mogły być przełomowe, nie odegrały żadnej roli i mogą nie odegrać; przede wszystkim należy sprawdzić czy było one prawdziwe oraz czy wiedział o nich prezes Orlenu; gdyby tak, a nic ciekawego by na nich nie było, jak dla mnie sprawy nie ma.
Ogólnie: cyrk na kółkach, robienie sobie żartów i kpin ze społeczeństwa, ale czymś przecież trzeba przykryć nieudolność.
Inne tematy w dziale Polityka