W minionym tygodniu Sejm uchwalił uchwałę ws. TK. Na razie jest tylko ten dokument, ale oczywiście poczekajmy na rozwój sytuacji. Mówi on o tzw. sędziach dublerach czyli tych nieprawidłowo wybranych w 2015 r. W planach są także kwestie zmiany kadencyjności nowych wybranych sędziów. Do tej pory nie wiadomo mimo tejże przyjętej uchwały, w którym kierunku pójdzie rząd. Mamy powiedzmy "łagodną" formę tzn. tylko sędziów dublerów. Pamiętajmy, że w pierwotnych zapowiedziach, zmiana w TK miała dotyczyć też sędziów Pawłowicz i Piotrowicza, którzy mogli przekroczyć wiek powoływania na to stanowiska i są mocno polityczni. Na razie ten argument zniesiono, bo sam sędzia prawidłowo wybrany, R. Hauser, ma grubo skończone 70 lat i on także nie powinien w Trybunale zasiadać. Koalicja więc nie chciała wystawić się na śmieszność, stąd być może nie zajęcie się tą kwestią. Ale teraz w mojej opinii najważniejszą osobą będzie prezydent A. Duda. To od niego zależy, co dalej stanie się z TK. Czy wyjdziemy z klinczu czy jeszcze przez 1,5 roku będziemy tkwić w chaosie.
Uważam, że pan prezydent, jest w bardzo komfortowej sytuacji. Po pierwsze dlatego, że przyjął ślubowanie od tzw. dublerów czyli mogą swobodnie orzekać. Po drugie, jest gotowy na propozycje względem konsultowania zmian z Trybunale, a te jak wiemy nie padły i głowa państwa nie została nawet zapytana o zdanie. Po drugie: gdyby doszło do dalszej eskalacji uchwały o TK czyli dublerzy nie ustępują, a ci prawidłowo wybrani w "towarzystwie" bądź nie, wkraczają do sądu konstytucyjnego, mogą zapomnieć o przyjęciu ślubowania od A. Dudy. Co więcej, prezydent może w przypadku nowej ustawy, nie przyjmować ślubowania od każdego sędziego wybranego przez koalicję, a nie podobającego się prezydentowi. Wtedy ja sądzę, nie odpuści premier i prezydent i tworzy się klincz. Niepokoić A. Dudę może też fakt, że nowa kadencyjność nowych sędziów czyli bodajże rok lub dwa, pięć lub sześć i dziewięć, jest teoretycznie ukłonem w stronę opozycji, bo daje możliwość posiadania ich kandydatom w TK. Tajemnicą pozostaje fakt, że w praktyce, Tusk może utrącać kandydatów opozycji lub jeśli ci by zostali wybrani, ich status przy posiedzeniach mógłby zostać podważany. Niewiadomą pozostaje fakt ile głosów potrzebnych byłoby do wyboru sędziów. Czyli wszystko wygląda pięknie w teorii, ale gorzej w praktyce.
Pan Prezydent ma teraz dużo czasu na uważne przyglądanie się sytuacji. Jak na razie nie zanosi się na jakąkolwiek współpracę rządu z prezydentem. To nie wróży dobrze na przyszłość.
Inne tematy w dziale Polityka