Ostatnio w mediach głośno było o wypowiedzi słynnej bokserki J. Jędrzejczyk na temat wiary i Kościoła. W tym samym niemal czasie ukazała się okładka w jednej z gazet, gdzie jest przedstawiony red. Terlikowski w mitrze biskupiej. Oba zdarzenia mówiąc najdelikatniej nie były zbyt fortunne dla ich autorów. Mimo, że oboje próbują się z nich tłumaczyć, nie da to zbyt wielu korzyści. Dlaczego??
Wiadomo, w Polsce coraz mniej ludzi uczęszcza do Kościoła. Sądzę, że i z taką wiarą na co dzień mamy do czynienia. Szczególnie to widać w ostatnich 10 latach, gdzie proces laicyzacji pogłębił się. Wielu oczekuje od Kościoła przemian, a spora grupa celebrytów swoimi wieloma wypowiedziami, działaniami chce pokazać, aby on się zmienił. Nie wiem jakie są intencje tych osób, ale przypuszczam, że w przypadku Jędrzejczyk i Terlikowskiego, może chodzić o realną troskę o Kościół. Ale na ile jest ona naprawdę realna?
Same wystąpienia przedstawionych przeze mnie przykładów, niewiele zmienią jeśli chodzi o powrót do wiary tych, którzy od niej odeszli. Podkreślam wiary, bo odejście od Kościoła np. ze względu na księży, wiąże się niejako z powolnym lub czasem przyśpieszonym, odejściem od wiary. Bo bez przyjmowania sakramentów (co daje tylko Kościół), nie da się samodzielnie iść przez życie z wiarą. Z nią możemy iść tylko razem z Bogiem, samemu na dłuższą metę nie damy rady. Ale do tego potrzebna jest Msza Św. oraz sakramenty. Tego procesu nie przyśpieszył jak wspomina Terlikowski także PIS i jego stagnacja w tym temacie; uważam, że nawet przy jak najlepszych intencjach tamtego rządu i maksymalnego trzymaniu Kościoła na dystans, ludzie dalej by od wiary odchodzili. Jego postawa taka lekko liberalna i lekko konserwatywna, nie da spodziewanych rezultatów. Także słowa Jędrzejczyk, że nie podoba jej się coś w zachowaniu księdza, nie jest obrażona, ale jest zła na Kościół (sic!), wprowadzają chaos i dezinformację.
Kościół sam w sobie nie może sprzedać swoich dogmatów czy podstaw swojej nauki w zamian za większą ilość ludzi uczęszczających na Mszę Św czy przyjmujących sakramenty. To sprawa moralności, każdy z nas jeśli ma swój kodeks moralny wie, że jest to kwestia fundamentalna. Nikt z całą pewnością chce tego robić. Dlaczego więc wszyscy naciskają, aby zrobił to Kościół? Jest to efekt tego, że ludzie, wielu ludzi uznaje się za osoby najmądrzejsze, wszechwiedzące. Z zasady zatem nikt nie będzie im mówił, co mają robić. Tym bardziej Kościół. Ale przyjmijmy, że Kościół przełamuje się i jest po stronie, aborcji, LGBT, eutanazji. Czy takie "liberalne" prawo, na które by przystał Kościół sprawiłoby, że ludzie tłumnie wrócili by do Kościoła? Gdyby teoretyczne istniał "rozdział państwa od Kościoła", też widzielibyśmy tłumy w Kościołach? Otóż nie. Wtedy ta część społeczeństwa, która na te zmiany czekała uznałaby, że skoro mamy taką wolność, że skoro Kościół daje nam na wszystko przyzwolenie, to po co jest nam jeszcze potrzebny? W mojej opinii mogłoby dojść do takiego niebezpiecznego zdarzenia. Ci obserwatorzy, którzy może mieliby nadzieję, że to poprawi coś w Kościele, byliby świadkami rozpadu tej instytucji. A w gruncie rzeczy o to chodziłoby tym, którzy takiej wolności się domagają. Słowa o księżach Jędrzejczyk i Terlikowskiego, to tylko preludium i początek walki o naprawdę byt Kościoła.
Także kwestia odpowiedzialności księży czy biskupów w wielu sytuacjach. Red. Terlikowski zwalniałby od razu każdych, co są zamieszani. Ale ja się pytam: dlaczego od razu stosowana jest nagonka, zamiast czekać na spokojne wyjaśnienie spraw. Ogólnie spokój i spokojne zapytania są tutaj najbardziej pożądane. Gdy zwolni się cały Episkopat o co chyba tak zabiega pan Tomasz, to kto pokieruje Kościołem, skoro mamy takie pustki w seminariach? Po co np. czochrać ś.p. kard. Gulbinowicza za przewinienia skoro był on bardzo stary i w sumie kary by nie poniósł? Bo wiadomo, że przy takich duchownych i tak pozostanie to dobro, które zrobili?
Podsumowując: mimo sprostowań pani Joanny i red. Terlikowskiego, nic się nie zmieni. Opinie, zdjęcia te pierwsze, poszły w świat i zapadły ludziom w pamięć. A zawsze to co pierwsze, jest najważniejsze. Ludzie nawrócą się uważam tylko w dwóch przypadkach: tragedii w życiu oraz osobistej pustki, utraty sensu życia. Mniejszością będą ci, co zobaczą coś wcześniej, że coś im jednak brakuje.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo