Wielu na opozycji, ale nie tylko uważało, że czasy rządów Kaczyńskiego i PIS były naznaczone totalitaryzmem, dyktaturą, a najbardziej delikatnie odejściem od pewnych standardów. Hasła te były bardzo chwytliwe, wpadały w ucho, były rozpowszechniane w internecie i ogólnie w mediach dlatego mogły bardzo łatwo dotrzeć do jak największej liczby odbiorców. Sporo uwierzyło, ale kto bardziej mądrzejszy wiedział, że czas ten i ustrój w nim panujący nie miały nic wspólnego z dyktaturą i systemem totalitarnym. Istniała przecież szeroko pojęta wolność słowa (patrz: Babcia Kasia i M. Lempart), prasy i mediów (wiele tytułów i programów piszących i wygadujących głupoty, ale spokojnie istniały), wolność zgromadzeń i zero aresztowań, a tym bardziej zero wykorzystywania informacji do działania przeciw przeciwnikom politycznym (brak było doniesień, by fakty na którąkolwiek z postaci opozycji zostały wykorzystane; wybory to potwierdziły) to tylko kilka z przykładów na to, że w latach 2015-23 mieliśmy i mamy nadal demokrację. To, co opozycja nazywała czasem dyktaturą, to była tylko "zmiana" lub "odejście" od pewnych standardów i obyczajów m.in. w kwestii unijnych i prawa; co więcej wszystko było w granicach obowiązujących przepisów. Nikt z tych, co mieli ucierpieć, nie ucierpiało. Tymczasem właśnie z tego powodu ludzie zagłosowali przeciw Kaczyńskiemu myśląc, że teraz będzie lepiej. A mamy już pierwsze sygnały, że nie.
Gdy utworzy się rząd składający się z partii opozycyjnych, tak sielsko może już nie być. Mamy zapowiedzi choćby "czystek" w TVP próbą nie ustawy, a postawienia spółki z stan likwidacji, przywrócenie zakazu handlu w niedzielę (sądzę, że może być to w formie rozporządzenia) etc. Nie wiem czy ws, sędziów czy TK może nie być podobnie i też głównym aktem regulującym nie będą uchwały. Były one tak krytykowane za rządów PIS sugerując prawicy łamanie prawa, teraz będzie wszystko zgodne z przepisami. Gdyby doszło do tego typu działań, jestem przekonany, że Bruksela przymknęła by na to swoje oko i nic nie stosownego by się nie wydarzyło.
Ten ustrój, który być może będziemy oglądali za rządów minionej opozycji, można śmiało nazwać "naszą demokracją". W skrócie można to określić: my się najlepiej na wszystkim znamy, większość Polaków tego chce (choć to mocno naciągane), regulacje i tryb prawny tamtych kadencji uznany za niezgodny, teraz będzie działaniem jak najbardziej "normalnym". "Nasza demokracja" sama według własnych zasad ureguluje właśnie zmiany w TVP, likwidację CBA czy IPN oraz zasadność prowadzenia niektórych, strategicznych inwestycji jak np. CPK, rozbudowa Stoczni Gdańskiej czy budowy Via Carpatia, nie mówiąc o atomie. Zerwanie takich umów mimo wielkich strat finansowych, ale i wizerunkowych, my wyjaśnimy i wszystko "wróci do normy" choć w rzeczywistości będziemy w bardzo kiepskim położeniu. Zagrożona może być wolność słowa, co najlepiej opisują słowa p. Zembaczyńskiego do dziennikarza wpolsce,pl o "wyłączaniu" mikrofonów. Ale oficjalnie będzie ok, bo najważniejsze, że nie rządzi Kaczyński.
Jednym słowem ustrój "nasza demokracja" jest o wiele bardziej niebezpieczny niż rządy Kaczyńskiego. A na pewno bliżej mu do dyktatury niż prezesowi PIS.
Inne tematy w dziale Polityka