Czytając dzisiejszy wpis senatora Libickiego, a wcześniej m.in. Onetu, byłem trochę w szoku. Nie miałem dzisiaj pisać kolejnej notki, ale po prostu czytając takie teksty, nie można przejść obok nich obojętnie. W sumie nie sądziłem także, że pójdzie w tej kwestii to równie szybko, jak niedotrzymywanie obietnic po stronie opozycji. Do tego grona można by dołączyć także M. Mastalerka, ale jego akurat w mniejszym stopniu? O co chodzi? Już wyjaśniam
Wszyscy przeze mnie wymieni (ale jak wspominam Mastalerek najmniej), w swoich wpisach wieszczyli kolejny koniec PIS. W ich tekstach możemy przeczytać, że zaraz zaczną się roszady w partii, odejścia, że tyle podmiotów tworzących skład Zjednoczonej Prawicy utworzy swoje koła (to normalne, nie jest to nic nadzwyczajnego, a gdy odeszli zgodnie z "przepowiednią" i tak mentalnie byliby bliżej PIS niż Tuska) etc. Co po niektórzy chcieli już odejścia Kaczyńskiego, co też miałoby skutkować rozbiciem partii.
Uważam, że takie teksty są niezwykle niebezpieczne. I piszę to podkreślając, że obojętnie jakiej ze stron politycznej sceny by one nie dotyczyły. Akurat teraz stanęło na prawicy. Ale takie teksty mówiące o próbie buntu, rozbicia, czytają lub mogą przeczytać (ale nie sądzę, że mogą być pominięte) zwykli, szeregowi członkowie partii. I oni nie mając zazwyczaj dojścia do "góry", mogą faktycznie się obawiać tego, że partii może grozić rozpad. I wtedy nie wiedząc do końca, jak sytuacja może się rozwinąć, opuszczą szeregi takiej formacji w obawie przed skutkami takiego rozwiązania.
Sądzę, że może niespecjalnie lub nieumyślnie, takie teksty mogą wywołać chaos na prawicy. Oczywiście być może w jakimś stopniu niektórym pasuje taka sytuacja (np. PSL-owi, który mógłby odzyskać wtedy lub próbować odzyskać wyborców na wsi i tych z konserwatywnymi poglądami oraz Konfederacji również zainteresowanej takim rozwiązaniem), bo wiadomo z czym to by się wiązało. Zakładając w najgorszym razie, że do tego by doszło, Tusk i cała jego ekipa, miałaby otwartą drogę do pisania historii Polski "po swojemu". Nikt by się już nie hamował przed niczym. Taka anarchia nie jest dobra dla Polski i kompletnie niepotrzebna.
Ale sądzę, że do tego nie dojdzie. Jak wspomniałem ci, którzy mogliby odejść (a mogliby być wśród nich ci, co do parlamentu się nie dostali), nie mieliby alternatywy dla swoich poglądów. Bo z całą pewnością nie byłaby to KO czy Lewica, a nawet TD. Mimo jakiś mały pozytywów, więcej by ich odrzucało od takiego kroku. Więc i tak głosowaliby razem z PIS; poglądowo byliby ich najbliżej.
Przede wszystkim należy wspomnieć, że rozpad PIS jest wieszczony od lat, nie wiem który raz teraz. Należy przy tej okazji popatrzeć na Platformę. W 2015 r. też wydawać by się mogło, że po 2 kadencjach u władzy, rozpadną się. A przecież odpłynęło od nich sporo więcej wyborców niż od PIS. A sam powrót Tuska z Brukseli wcale nie był taki pewny. A przeżyli rządy Kopacz, Schetyny i Budki. Z różnym skutkiem, ale przeżyli. A to są postaci o wiele słabsze jeśli chodzi o osobowości niż np. premier Morawiecki, który już teraz ma mocną pozycję, a za jakiś czas może mieć większą. Więc nie obawiałbym się rozpadu na prawicy, ale na miejscu np. senatora Libickiego martwiłbym się bardziej o przyszłą koalicję i PSL. Tam jest więcej okazji do takich tarć. A różnic jest bardzo dużo, więcej niż po prawej stronie.
Inne tematy w dziale Polityka