Entuzjazm i uśmiech oraz olbrzym, którego nic nie powstrzyma. Te słowa zdają się opisywać to, co wytworzyło się podczas marszu Tuska w niedzielę 4 czerwca. Przywódcy PO oraz całej opozycji chcieliby utrzymać ten stan, tą ekscytację oraz energię swojego najtwardszego elektoratu. Planują nawet organizować kolejne marsze, tym razem w innych województwach. I tu zdaje się zaczyna się robić problem.
Kwestia podtrzymania entuzjazmu, energii wśród wyborców politykom jest niezwykle trudno podtrzymać. Na dłuższą metę tego nikt nie osiągnął. Jako pierwszy, ale bardzo szybko to zgasło, zrobił Kaczyński w 2005 r. Ale wtedy nie znający jeszcze czym jest władza, popełnił szereg błędów, których skutkiem była utrata władzy 2 lata później. Następnie Tusk w 2007 r. kiedy wykręcił swoją kampanią bardzo dobrą frekwencję czego skutkiem było m.in. kolejki przed lokalami wyborczymi. Wtedy faktycznie ludzie ze sporej części prawej strony, ale i też centrum oraz co jasne z lewa w jakiejś mierze, byli entuzjastami i wierzyli, że PO może przynieść im zmianę na coś lepszego. Po zwycięstwie, nastrój w drużynie Tuska ulotnił się, rozpoczęły się partyjne gierki, typowy, polityczny marazm, a z reform i poprawy standardu życia sporej części (nie całości, bo byli i tacy, gdzie sobie poradzili i nie mieli zastrzeżeń), zostały tylko marzenia. Potem lata posuchy i dopiero Kaczyński w 2015 r oraz później (może w ciut mniejszej skali) zapalił w społeczeństwie nadzieję na lepsze jutro, na lepsze i godne życie. Nawet przy później popełnianych błędach, ta nadzieja była i nie znikała. To była ta umiejętność, którą prezes PIS nauczył się będąc w opozycji i ją wykorzystał. Opozycja będąc w parlamencie przez ostatnie 8 lat kręciła się w kółko nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca i pomysłu. Stąd teraz nerwowe starania o to, aby coś zmienić.
Nie ma co ukrywać, że marsz Tuska te emocje wyzwolił. Ale jak wspomniałem, aby wygrać, należy wierzyć w zwycięstwo oraz mieć nadzieję, że będzie lepiej nie tylko dla zwolenników opozycji, ale też dla tych, co ich nie popierają. Bo korzyść musi być wspólna. Tego w tej energii zabrakło; głównie dominowała chęć zemsty na Kaczyńskim, niechęć do niego, a wielu chciało powrotu do tego, co było przed 2015 r. Wśród części oraz zapewne polityków była też zwykła chęć powrotu do władzy, zaspokojenia własnych interesów. Uważam, że przewinął się pogląd, że ludzie są opozycji potrzebni tylko do wygrania wyborów. Patrząc na wulgaryzmy i wyzwiska oraz brak nacisku przez ludzi na przedstawienie przez opozycję programu, jest chyba do tego akceptacja. Ludzie tam zgromadzeni wydają się tego świadomi; być może nie zdają sobie sprawy, że są marionetkami (choć to samo słowo rzucają w kierunku zwolenników PIS). Poza tym nie ma w uczestnikach tego zgromadzenia takiego uśmiechu, który by sprawiał, że miałby sprawić się cud pojednania o którym mówił Tusk, a także przynajmniej przyjemniejsze spojrzenia na ludzi różnych poglądów.
Opozycja będzie miała problem. Ich pasywność przez ostatnie 8 lat, a co za tym idzie demobilizacja elektoratu lub jego chwiejność sprawia, że utrzymania energii marszowej będzie trudne. Te wiece, które mają być organizowane w miastach wojewódzkich, a nie w mniejszych miastach, gdzie PO ma mniejsze poparcie pokazuje, że nie ma pomysłu na wygranie wyborów. A do tego droga wiedzie przez ludzie pośrodku. Do których przez negatywne emocje dotrzeć nie da rady.
Inne tematy w dziale Polityka